Żyć z pustką w brzuchu i bronią przystawioną do twarzy – czy to jest życie, czy umieranie codziennie po trochu?

Czteroletnie, krwawe rządy Czerwonych Khmerów w Kambodży wymownie podsumowują wprost niewyobrażalne statystyki: w latach 1975 – 1979 w wyniku ludobójstwa zostało zamordowanych lub zginęło z głodu ok. 25% ludności kraju, czyli… co czwarty jego mieszkaniec. Ucierpiał dosłownie każdy, czy to tracąc kogoś bliskiego, czy też własne życie. Jednak, jak to zwykle bywa, okrucieństwo i bezprawie odcisnęły największe piętno na umysłach i psychice dzieci.

Kiedy władzę przejęli Czerwoni Khmerzy, Arn Chorn – Pond miał 11 lat, w miarę beztroskie dzieciństwo i liczną rodzinę. Jednego dnia jego życie zamieniło się w piekło, które miało potrwać nie tylko cztery lata rządów Pol Pota, ale znacznie, znacznie dłużej.
 
Amerykańskiej dziennikarce i pisarce, Patricii McCormick, dane było po latach poznać Arna, założyciela fundacji Dzieci Wojny, pomagającej najmłodszym ofiarom konfliktów zbrojnych, działacza Amnesty International i organizacji wspierającej ochronę dziedzictwa narodowego Kambodży. W ciągu dwóch lat udało im się odtworzyć niemal każdy fragment z życia Arna spędzonego pod rządami Czerwonych Khmerów, a następnie spisać jego historię w formie powieści. Nigdy nie upadaj to głęboko poruszające, wstrząsające świadectwo ludzkiego okrucieństwa, lecz i siły ducha, stanowiące potwierdzenie słów, że człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać.
 
Po wkroczeniu oddziałów Czerwonych Khmerów Arn zostaje rozdzielony z rodziną i umieszczony wraz z innymi dziećmi w jednym z tysięcy obozów pracy. Jest świadkiem niewyobrażalnych scen, które na zawsze zapiszą się w jego pamięci i staną się źródłem koszmarów na długie lata. Katorżnicza praca od świtu do nocy na polach ryżowych, nieustanny głód, choroby, które dla bezlitosnych nadzorców były oznaką słabego charakteru i lenistwa, indoktrynacja prowadząca do absurdalnych i przerażających scen – a nade wszystko czająca się na każdym kroku śmierć. Nieustanny, charakterystyczny odgłos czaszek rozłupywanych siekierą stał się potwornym składnikiem obozowej codzienności, podobnie jak ogromne pryzmy gnijących ciał. Dzieci umierające z wycieńczenia, głodu, z powodu donosu lub zbyt jasnej skóry świadczącej o przynależności do klasy wrogów ludu, zmuszone do grzebania setek ciał ludzi zamordowanych uderzeniem w potylicę; dzieci o wyglądzie staruszków, wołające nocami swoje matki lub wpatrujące się otępiałym wzrokiem w przestrzeń, niezdolne nawet odczuwać łaknienia.

Arn stopniowo uodpornił się na otaczające go cierpienie, jego życie zostało zredukowane do walki o przetrwanie. W końcu sam dostaje broń do ręki i wraz z innymi małymi żołnierzami zasila szeregi Czerwonych Khmerów – czy też raczej staje się mięsem armatnim. Zabija, by przeżyć, zabija automatycznie, niemal bez zastanowienia… Te wspomnienia będą go prześladowały przez długie lata, nawet wtedy, gdy z obozu dla uchodźców zostaje adoptowany przez amerykańskiego pastora i opuszcza Kambodżę. Jego późniejsza działalność z pewnością została podyktowana chęcią odkupienia win, zadośćuczynienia, naprawienia zła, jakiego sam się dopuścił – choć jako dziecko nie ponosił za to żadnej winy.
 
Opowieść Arna jest potworna i przerażająca. Ukazanie rewolucyjnej codzienności oczami dziecka – naiwnego, niewinnego, nic nie rozumiejącego – najlepiej oddaje jej bezsens i niewyobrażalne, niczym nieuzasadnione okrucieństwo. Choć narracja stylizowana jest na wypowiedź dziecka, próżno szukać w niej infantylizmu czy spłycania pewnych treści – o wieku bohatera świadczą obrazy i sceny, na które mogłoby zwrócić uwagę właśnie dziecko; obrazy sugestywne i plastyczne, pełne szczegółów, ubrane w zapachy, smaki i emocje. Taka perspektywa jest bardziej poruszająca właśnie dzięki temu, że unika generalizowania i wyciągania ogólnych, daleko idących wniosków (o których można przeczytać w każdym opracowaniu na temat ludobójstwa w Kambodży), a także zwraca uwagę na rzeczy najbardziej wyraziste i istotne z punktu widzenia młodego człowieka będącego ofiarą reżimu, rejestrującego otaczające go szaleństwo i stopniowo ulegającemu niepokojącemu zobojętnieniu na zło i cierpienie, jakiego doświadcza, jest świadkiem – i wreszcie które zadaje sam.
 
Patricka McCormick unika moralizowania i osądzania czynów swego bohatera, skupiając się na jak najwierniejszym oddaniu jego przeżyć, myśli i emocji. Wypowiedzi Arna są mocno emocjonalne, niepozbawione głębszej refleksji, analityczne. Nie ucieka przed odpowiedzialnością za swoje czyny, nie szuka usprawiedliwienia, choć miałby do tego prawo – zależy mu na przekazaniu w miarę pełnego i prawdziwego obrazu tamtych wydarzeń i ukazaniu ogromu krzywdy uczynionej dziecięcej psychice – bo rany fizyczne są oczywiste, dostrzegalne na pierwszy rzut oka, bezsprzeczne i nie podlegające dyskusji.
 
W książkach należących do nurtu literatury obozowej, niezależnie od czasu i miejsca, w jakich rozgrywają się przedstawione wydarzenia, zwykle zwraca uwagę to, jak powtarzalne i przewidywalne są pewne mechanizmy zachowań: oprawców, ofiar, świadków. Nieodmiennie jednak zaskakuje siła ludzkiego ducha i niesamowita wręcz zdolność do adaptacji do najbardziej skrajnych warunków, wola przetrwania oraz to, czego człowiek dowiaduje się o sobie w chwili próby, do czego jest zdolny – zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym znaczeniu tego słowa. Świadectwo Arna Chon – Ponda choćby tylko z tego względu jest warte poznania i głębszej refleksji.
 
Autorka: Patricia McCormick
Tytuł: Nigdy nie upadaj
Tytuł oryginału: Never Fall Down
Seria: Na brzegu
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: grudzień 2014
Liczba stron: 222
Okładka: miękka ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-280-1432-9
Kategoria: pamiętniki i wspomnienia
 
Autorka recenzji prowadzi bloga pod adresem: http://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/