Kiedy na okładce książki, nad nazwiskiem autora widzę wypisane wielkimi literami hasło: „Nowa Agatha Christie”, zaczynam zachowywać się dość paradoksalnie. Z jednej strony coś się we mnie skręca i każe zapytać, po co w ogóle komukolwiek takie porównania, łatki, odnośniki. Każdy pisarz ma swój niepowtarzalny styl i sposób budowania świata przedstawionego, nie potrzebuje zatem być „nowym”, „drugim”, „polskim”, „angielskim”, „fińskim” etc. odpowiednikiem innego autora. A jednak, jako że jestem wielką fanką Agathy Christie, hasło takie niewątpliwie przykuwa moją uwagę. Nawet jeśli P.D. James tak naprawdę nie jest żadną „nową Agathą Christie”. Jej powieści kryminalne są zupełnie inne, o wiele bardziej rozbudowane, momentami mocno psychologiczne, w warstwie zaś językowej stylistycznie zagęszczone i chwilami zaskakująco poetyckie. Intrygi i żądze to niezła próbka talentu P.D. James. I kawałek dobrej kryminalnej prozy.

Nadinspektor Adam Dalgliesh – śledczy i poeta w jednej osobie – przybywa na przylądek Larksoken bynajmniej nie w celach służbowych. Zamierza uporządkować kwestie spadkowe po zmarłej ciotce. Pragnie również odpocząć i zastanowić się nad swoją dalszą przyszłością. Okazuje się bowiem, że majątek, który ciotka po sobie zostawiła, jest na tyle spory, że Dalgliesh mógłby zrezygnować z pracy w policji i w pełni poświęcić się tworzeniu poezji. Niestety jednak nadinspektorowi nie będzie dane długo dumać nad swoim losem i kontemplować nadmorskich widoków. Dotąd spokojny przylądek Larksoken staje się bowiem sceną, na której rozgrywa się makabryczny spektakl. W okolicy, pośród ciemnych lasów i opustoszałych wydm czai się niebezpieczny seryjny morderca zwany Świstunem. Na mieszkańców pada blady strach. Zagrożone czują się zwłaszcza młode kobiety, w których gustuje groźny Świstun. Na tym jednak nie kończą się kłopoty mieszkańców Larksoken. Wokół działającej tutaj elektrowni atomowej zagęszcza się sieć intryg i knowań. Pewnego wieczoru Dalgliesh znajduje na plaży zwłoki Hilary Robarts – kierowniczki administracyjnej elektrowni, która – delikatnie mówiąc – nie cieszyła się ogólną sympatią wśród pozostałych pracowników placówki. Zbrodnię popełniono tak, że wszystko zdaje się wskazywać na Świstuna. Tyle tylko, iż Świstun… z pewnością nie mógł jej dokonać. Z jednego, bardzo ważnego powodu… Dalgliesh zaczyna rozumieć, że ta zbrodnia ma raczej charakter lokalny i aby ją rozwiązać, należy lepiej poznać mieszkańców Larksoken, a także pracowników elektrowni. Przeniknąć ich motywy, pragnienia, ambicje i marzenia. Ich intrygi i żądze.

Intrygi i żądze to bardzo obszerna powieść, w której warstwa kryminalna nie jest zbyt gęsta. Wręcz przeciwnie. Wydaje się ona mocno rozrzedzona i ustępuje miejsca panoramicznym obrazom opisywanej społeczności, indywidualnym portretom psychologicznym, drobiazgowemu analizowaniu emocji, dylematów i lęków. Owszem jest tutaj intryga kryminalna, jednak śledztwa i przesłuchania wydają się mocno sporadyczne i często dzieją się gdzieś na offie, poza wzrokiem i słuchem czytelnika. Zamiast tradycyjnej policyjnej roboty otrzymujemy obrazki o charakterze bardziej obyczajowym, wraz z bohaterami chodzimy na spacery, pływamy, przyglądamy się ludziom, zjawiskom i przedmiotom. A wszystko dzieje się dość wolno i pozbawione jest znamion sensacji. Nie dajcie się jednak zwieść. W tych pozornie spokojnych, rodzajowych, mniej lub bardziej dramatycznych scenkach każdy szczegół ma swoje znaczenie i nic nie dzieje się bez przyczyny. Myślę, że taką powieść, jak Intrygi i żądze, bardzo trudno było napisać. Nie jest bowiem łatwą sprawą zapanowanie nad równie obszernym materiałem, drobiazgową fabułą, mnogością bohaterów, którzy przyjmują subiektywny punkt widzenia, nagromadzeniem detali i konstrukcyjnych „haczyków”. Taka powieść musi być zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach i bardzo dobrze przemyślana. P.D. James świetnie panuje nad materią, znakomicie rozwija akcję, odpowiednio dawkuje napięcie, zaskakuje i prowadzi do finału krętą ścieżką, najeżoną pułapkami i niebezpieczeństwami. Jedynym minusem tej powieści jest odrobinę zbyt duże rozwarstwienie narracyjne. Przynajmniej kilku narratorów wydaje się tutaj zupełnie zbędnych, a ich punkty widzenia albo nie wnoszą do akcji nic, albo wnoszą niewiele. Jest to jednak mankament, który można autorce darować. Większość czytelników z pewnością w ogóle nie uzna tak szerokiej perspektywy narracyjnej za fabularną wadę. Ja jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w wyniku podobnego zabiegu ucierpiało tempo akcji, w którą momentami wkradają się niepotrzebne dłużyzny.

Największymi atutami powieści P.D. James są niewątpliwie przepiękny język i rewelacyjnie wykreowani bohaterowie. Autorka posługuje się momentami bardzo wyszukaną stylistyką, operuje ozdobnikami z górnej półki, nie stroni od niebanalnych metafor i raczy czytelników plastycznymi, bardzo klimatycznymi opisami, które wyjątkowo oddziałują na wyobraźnię. Jest też bardzo wnikliwa w portretowaniu bohaterów. Znakomicie łączy obojętny, nienacechowany żadną ekspresją zewnętrzny opis z indywidualnym strumieniem świadomości. Jest sugestywna, wrażliwa, wspaniale gra na emocjach, a jej bohaterowie wydają się żywi do szpiku kości. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że warstwa obyczajowo-psychologiczna jest w tej powieści o wiele bardziej dopracowana niż intryga kryminalna. I z pewnością o wiele ciekawsza. Zachęcam do tego, by sięgnąć po Intrygi i żądze, a także i po pozostałe powieści P.D. James, z Adamem Dalglieshem w roli głównej. To wyjątkowa literatura kryminalna, silnie zindywidualizowana i daleka od sensacyjnej sztampy. Warto.

Autorka: P. D. James
Tytuł: Intrygi i żądze
Przekład: Andrzej Ziembicki
Tytuł oryginalny: Devices and Desires
Wydawnictwo: Buchmann
ISBN: 978-83-7670-548-4
Liczba stron: 640
Oprawa: Miękka
Format: 110×175
Rok wydania: 2012