Jerzy Besala przyzwyczaił nas do tego, że sięgając po jego książki, znajdujemy w nich ogrom informacji dotyczących dziejów Polski oraz ludzi, którzy przez wieki kreowali świat będący dla nas nie tylko minioną przeszłością, ale także czymś, co nas ukształtowało, co nas określa jako Polki i Polaków. Intrygujące ciekawostki, znakomite szkice biograficzne, powiązania, które nigdy w życiu same by nam do głowy nie przyszły, a to wszystko napisane stylem przystępnym, lekkim, pozbawionym patosu – oto czego gwarancją jest nazwisko tego autora.

Najnowsza książka Besali opowiada o życiu polskich królowych. Nie wiem, czy znalazłaby się choć jedna władczyni, której egzystencja była od początku do końca usłana różami. Kobieta nosząca koronę kojarzy się dzieciom z przepięknym zamkiem, w którym echo rozbrzmiewa za każdym razem, gdy wypowie się choćby jedno słowo, ze strojami, klejnotami i uwielbiającym swoją żonę królem. Dorośli znają prawdę o wiele lepiej – los monarchini wiąże się zazwyczaj z brakiem elementarnej prywatności i miłości, z samotnością pośród ludzi i tragedią odrzucenia. Lektura Polskich królowych nie pozostawia złudzeń – bycie żoną władcy niemal nigdy nie wiązało się ze szczęściem i spełnieniem, które mogłyby przesłonić to, co złe, smutne i tragiczne.

Autor książki pisze w niej o wielu bardzo różnych przypadkach, ukazuje, na ile różnych sposobów można było unieszczęśliwić kobietę poprzez włożenie na jej głowę korony. Od średniowiecza po XVIII wiek przez naszą historię przewijały się nieszczęścia ukryte za drzwiami zamkowych komnat lub wręcz przeciwnie, wywlekanych na światło dzienne. Nierzadko przez same zainteresowane. Na początek spróbujmy wyobrazić sobie, jaka była najczęstsza przyczyna tragedii na najwyższych szczeblach władzy.

Akcja toczy się w średniowieczu, na królewskim dworze. Królowa właśnie wydaje na świat dziecko. Wszyscy są podekscytowani. Świeżo upieczony tatuś wędruje niecierpliwie po sali tronowej czekając na wieści. Damy dworu biegają we wszystkie strony, starając się przydać do czegoś, a w rzeczywistości każda chce być tą, która zaniesie władcy radosną wiadomość o narodzeniu się męskiego potomka, następcy tronu, spadkobiercy. Królowa wydaje na świat dziecko – poród był trudny, a ona ledwo donosiła ciążę, czując się fatalnie przez ostatnie dziewięć miesięcy. Znosiła jednak wszystko dzielnie, pragnąć uszczęśliwić męża synem. Kobiety obecne w sypialni już nie są takie chętne, by iść do króla. Nie można jednak dłużej zwlekać – najodważniejsza staje przed zniecierpliwionym i pełnym nadziei obliczem monarchy i z ukłonem, wpatrując się w podłogę, mamrocze: „Masz, panie, córkę.” Król odchodzi bez słowa i wraca do swoich obowiązków. Nie pyta o zdrowie żony, dziecka, nie odwiedza położnicy przez następne dni. Królowa zawiodła.

Narodzenie się córki było wówczas, w większości przypadków, tragedią. Władca chciał mieć syna, a tym samym spokojną głowę – jest chłopiec, jest następca, nie trzeba się martwić losami dynastii. Winą za dziewczynkę w kołysce obarczano matkę, co wytykano jej na każdym kroku. Podobnie rzecz się miała, gdy królowa nie mogła zajść w ciążę. To już była przyczyna powszechnej histerii, a wszystkie pretensje były oczywiście kierowane do nieszczęsnej królowej.

Zaszczuta, poniżana, ignorowana, niekochana – taki był najczęściej los dziewczyny z możnego rodu, wydanej za mąż nie z własnej woli, przeznaczonej tylko i wyłącznie do wydawania na świat kolejnych synów. W sumie przydałoby się jeszcze, żeby ładnie wyglądała podczas różnych uroczystości państwowych, ale najlepiej, by w ogóle nikomu się nie pokazywała, tylko cały czas oddawała się „przyjemności” noszenia w łonie potomka. Zaszczyt bycia żoną króla sprowadzał się więc do haftowania i czytania w towarzystwie dam dworu i wieczornym czekaniu w łożnicy na przybycie męża, który z czasem pojawiał się coraz rzadziej. Po jakimś czasie dochodził nieustający lęk przed usunięciem z powodu braku syna lub braku dzieci w ogóle. Czy w takich okolicznościach można mówić o jakimkolwiek uśmiechu losu?

Wydawać by się mogło, że te królowe, które miały szczęście wydać na świat chłopca, będą hołubione, uwielbiane i noszone na rękach przez rozanielonego małżonka. Guzik z pętelką! Król, spokojny o losy dynastii, pozostawiał niekochaną, narzuconą mu przez obowiązki żonę i coraz rzadziej interesował się jej osobą. Dwór pełen kobiet nie sprzyjał wierności. Taka władczyni miała przynajmniej spokój z oskarżeniami o niemożność urodzenia syna czy dziecka w ogóle, ale to wcale nie znaczy, że miała prawo czuć się bardziej kochaną. Kobiety z wyższych sfer nie miały wówczas zbyt wiele do roboty – do rządzenia dopuszczane były rzadko, do sensowniejszego kształcenia się jeszcze rzadziej, mogły tylko czytać i zajmować się robótkami ręcznymi. A spróbowalibyście kiedyś choć przez miesiąc siedzieć w ponurych murach zamku, przez większość czasu przy świecach, mając do dyspozycji tylko dzierganie i lekturę. Nawet najbardziej kochający książki człowiek wytrzymałby może tydzień, może dwa, ale pół życia?? Ja się osobiście wcale nie dziwię, że żony naszych monarchów były nie tylko nieszczęśliwe, ale także w większości przypadków po prostu chore.

Jerzy Besala pisze w swojej książce o królowych znanych nam dobrze, ale także o takich, o których większość z nas słyszała bardzo niewiele. Zaczyna od księżniczki meklemburskiej, Ludgardy, żony wielkopolskiego władcy Przemysła II oraz Adelajdy Heskiej, wybranki Kazimierza Wielkiego. Obie nie mogły mieć dzieci, co okazywało się przeszkodą nie do przejścia. Adelajda przynajmniej nie straciła z tego powodu życia. Nieszczęsna Ludgarda zniknęła z tego świata w bardzo tajemniczy sposób – przypuszcza się, że zdesperowany małżonek usunął niewygodną żonę, aby móc poślubić kogoś lepiej rokującego.

W książce znajdziemy także wiele o żonach Zygmunta Augusta, dwóch siostrach Habsburżankach, których dzieje są tak tragicznie smutne, że nie mogą nikogo pozostawić obojętnym. Pierwsza, Elżbieta, była niewinną dziewczynką, która odstręczała królewskiego małżonka niedoświadczeniem i nieśmiałością. Przede wszystkim jednak przerażała go jej ciężka choroba – padaczka. Elżbieta szybko zmarła – powodem była nie tylko wrodzona przypadłość, ale przede wszystkim zaszczucie przez teściową i odrzucenie przez męża. Po śmierci ukochanej Barbary Radziwiłłówny, Zygmunt, nie do końca właściwie wiadomo dlaczego, poślubił siostrę Elżbiety, Katarzynę. Ona także cierpiała na padaczkę, ale przede wszystkim za bardzo wtrącała nos w sprawy państwa, szpiegując polskiego króla na rzecz dworu cesarskiego. Król odsunął ją od siebie całkowicie, niemal zmuszając do opuszczenia Polski.

Inne były dzieje siostry Zygmunta Augusta, Anny Jagiellonki, która wyszła za mąż w podeszłym, jak na owe czasy, wieku. „Stara panna” miała wobec małżonka, Stefana Batorego, takie wymagania, że zdołała go skutecznie do siebie zrazić. Anna była fatalnie wychowywana przez matkę, Bonę, niewydana zawczasu za mąż, odtrącana i nieustannie nikomu niepotrzebna, zgorzkniała, poniżona przez Henryka Walezego – wcale się nie dziwię, że z czasem nabrała wielu paskudnych cech charakteru i była wręcz unikana przez brata, szlachtę, magnatów, królów.

Losy kolejnych kobiet, o których możemy przeczytać w Polskich królowych, wcale nie były łatwiejsze, przyjemniejsze, szczęśliwsze. Ludwika Maria Gonzaga była przez królewskich małżonków, Władysława IV Wazę i Jana Kazimierza, traktowana jako zło konieczne, Krystyna, żona Augusta II Sasa, niezwykle drażniła swoją pobożnością uwielbiającego hulanki i swawole króla, a małżeństwo Stanisława Leszczyńskiego i Katarzyny Opalińskiej było przez lata przepełnione głównie goryczą.

Smutny korowód kobiet nieszczęśliwych, umierających z braku czułości, coraz bardziej zgorzkniałych z powodu odsunięcia od wszystkiego, co było dla nich ważne, zmuszonych do tolerowania armii kochanek przewijających się przez łoża mężów, nie raz nie potrafiące już wybaczyć, uśmiechnąć się, spojrzeć na świat przychylniej. Jedno jest pewne – czytanie opowieści o nich skutecznie zniechęciłoby mnie do szukania kandydata na męża pomiędzy koronowanymi głowami.

Styl, jakim posługuje się Jerzy Besala niezmiennie mnie zachwyca. Jest lekki i przyjemny, a jednocześnie profesjonalny, naukowy. Przyjmuję go z całym dobrodziejstwem inwentarza, uczę się i niezmiennie cieszę, że dzięki niemu wiem o wiele więcej nie tylko o kobietach, które zasiadały na polskim tronie, ale także o stosunkach panujących wówczas między ludźmi i o życiu na europejskich dworach.

Autor: Jerzy Besala
Tytuł: Polskie królowe. zawiedzione miłości. Odtrącone i niekochane
Data wydania: 2014
ISBN978-83-11-13119-4
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka
Wydawca: Bellona
Kategoria: historia Polski

Autorka recenzji prowadzi bloga poświęconego kulturze i literaturze: Zielono w głowie