Stephanie Plum była łowczynią nagród w firmie poręczycielskiej swojego kuzyna Vinniego. Była! Postanowiła w końcu porzucić zajęcie, które notorycznie wpędzało ją w rozmaite tarapaty, bądź zmuszało do łapania zboczeńców, oszołomów i szaleńców w dość dziwnych i niekoniecznie przyjemnych okolicznościach. Była to dosłownie brudna robota, więc Stephanie powiedziała – koniec! Zresztą ku uciesze jej matki i tak-jakby-chłopaka Joe Morelliego, który wolałby, aby jego dziewczyna siedziała za biurkiem, albo najlepiej w domu. Wtedy nie musiałby nieustannie się o nią martwić. W jedenastej części jej przygód poznamy Stephanie w nowej odsłonie.

Stephanie w jedenastej części swoich przygód postanawia spróbować swoich sił w fabryce guzików. I by się jej to udało, gdyby nie szef-erotoman i niepunktualność naszej ex-łowczyni, która doprowadziła do utarty tej pracy (nim się na dobre zaczęła). Cóż, to nie koniec jej poszukiwań. Udało jej się załapać na etat w pralni chemicznej, którą rządzi upiorna Mama Macaroni, więc jej przygoda tam też szybko dobiega końca (choć jest to bardziej zawiła historia).  Szczęścia próbuje jeszcze w innych miejscach, ale to już nie czas i miejsce na ich opisywanie.

Na głowie ma jeszcze ślub siostry z „misiem-pysiem”… Ta malownicza ceremonia – choć jeszcze się nie odbyła – już otrzymała miano największej katastrofy roku. Poza tym bohaterkę trapi odwieczny dylemat – którego z dwóch mężczyzn w swoim życiu wybrać.

Stephanie miała nadzieję, że mimo wszystko rezygnacja z pracy uczyni jej egzystencję nieco spokojniejszą i bezpieczniejszą. Cóż, chyba nie w tym tkwił problem – najwyraźniej panna Plum jest po prostu skazana na niebezpieczne przygody, nieważne gdzie pracuje (i czy w ogóle). Okazuje się, że do akcji wkracza czarny charakter – znany ze wcześniejszych wydarzeń, z których nie miał wyjść żywy. Spiro – bo o nim mowa – nie tylko ma się dobrze, ale i zaczyna prześladować Stephanie Plum w dość przerażający sposób… Nasza bohaterka uświadamia sobie, że narobiła sobie sporo wrogów, ale winy za to nie ponosi praca, ale ona sama. W część Najlepsza jedenastka Plum zaczyna zastanawiać się nad własnym jestestwem, na które składa się charakter, dążenia i pasje… Ta część jest przede wszystkim o próbie pracy nad sobą.

Seria autorstwa Janet Evanovich jak zwykle jest zabawna i lekka. Autorce nie brak pomysłów na ubarwienie perypetii wykreowanej przez siebie bohaterki, której losy osiągnęły bestsellerowy status w wielu krajach. Evanovich zgrabnie potrafi wejść w kolejny tom serii, ale przy tym nie zmusza czytelnika do przeczytania jej całości. Tak samo jest w przypadku Najlepszej jedenastki, w której występują postaci z poprzednich części (chociażby wspomniany Spiro), ale fakt ten nie będzie przeszkadzał w lekturze osobom, które poprzednich tomów nie czytały. Autorka, dzięki świetnie opanowanej grze słów i wprawnym operowaniu literackim językiem, w subtelny sposób przybliża debiutującemu czytelnikowi serii streszczenie najistotniejszych wątków.

Wszystko fajnie, gdyby nie wiecznie irytująca Lula oraz niedojrzałość i fajtłapowatość naszej głównej bohaterki. W przypadku pierwszej postaci – pomału przestaje mi się chcieć czytać jej kwestie. Co do samej Stephanie Plum – to chciałabym w końcu przeczytać, że ona jest faktycznie w czymś dobra od podstaw, a nie tylko z przypadku. W tej części znów za dużo rzeczy uchodzi jej płazem, a może w końcu warto byłoby ukazać ją z dojrzalszej strony?

W części jedenastej mamy jednak wprowadzony interesujący, przemyślany wątek kryminalny, który nie zanika pośród szalonych przygód Plum. No i okazuje się, że nasza bohaterka w końcu znajduję pracę, która jej odpowiada, ale ciii – tego trzeba dowiedzieć się już z książki… 

Autor: Janet Evanovich
Tytuł: Stephanie Plum. Najlepsza Jedenastka
Tytuł oryginalny: Eleven on Top
Przekład: Dominika Repeczko
Data wydania: 9 maja 2014
Liczba stron: 384
Wydawnictwo: Fabryka Słów
ISBN: 978-83-7574-966-3
Gatunek: komedia, kryminał