Na takie chwile wybieram zawsze podróże w wyobraźni – z książką. I w takich właśnie okolicznościach, z tęsknoty za zielenią i spokojem z dala od rozgrzanych miejskich murów i ulicznego hałasu, sięgnęłam jakiś czas temu po pierwszy tom cyklu Katarzyny Enerlich Prowincja…. Efekt był taki, że mimo pewnych niedoskonałości tej serii pozostałam jej wierna aż do ostatniego tomu, który ukazał się właśnie nakładem Wydawnictwa MG. I cóż, w efekcie zapragnęłam zmienić swoje życie i przenieść się gdzieś na wieś – kiedyś, w przyszłości…
Pierwszy tom cyklu zatytułowany Prowincja pełna marzeń ukazał się zaledwie przed pięcioma laty, w 2009 roku. Od tamtej pory pojawiły się jeszcze Prowincje pełne kolejno: gwiazd (2010), słońca (2011), smaków (2013), czarów (2014). Wraz z końcem maja ukazała się ostatnia część zamykająca cykl – Prowincja pełna szeptów. To prawdopodobnie nasze ostatnie spotkanie z sympatyczną Ludmiłą.
Katarzyna Enerlich dobrze wie, o czym pisze. Sama pochodzi z Mrągowa leżącego w samym sercu malowniczych Mazur, a wizyty na jej blogu (prowincjapelnamarzen.blog.pl), gdzie publikuje od czasu do czasu zdjęcia ze swojej okolicy, utwierdzają mnie w przekonaniu, że ten nasycony promieniami słońca i zapachem bujnych roślin świat, który opisuje ona w swoich książkach, naprawdę istnieje. Poznajemy go już w pierwszej powieści z cyklu, której akcja rozgrywa się w malowniczym Mrągowie. Ponieważ kiedyś odwiedziłam to miasto w czasie wakacji, miałam okazję na własne oczy przekonać się o wierności opisów Enerlich, która bardzo dobrze oddaje klimat tego miejsca.
Prowincja pełna marzeń szybko przypadła mi do gustu. Książka ta przywodzi na myśl twórczość takich autorek jak Katarzyna Grochola czy Małgorzata Kalicińska. Nie ma co ukrywać – to nie jest literatura mająca większe pretensje artystyczne, Enerlich tworzy po prostu książki, które lekko, przyjemnie i bez zobowiązań się czyta – idealne na lato, ale też na długie zimowe wieczory. Krajobraz w tle jest sielski, język opowieści – staranny, ale nieskomplikowany, dzięki czemu szybko się czyta, a sama fabuła potrafi nieźle wciągnąć – mnie wciągnęła na tyle, że z przyjemnością przeczytałam kolejno wszystkie tomy. Składające się na cykl Prowincja… powieści Enerlich nie są na pewno doskonałe – czasem opisane zdarzenia wydają się lekko naciągane, a kreacja rudowłosej, nieśmiałej i kochającej przyrodę Ludmiły – głównej bohaterki – nie zawsze całkiem satysfakcjonująca, jednak na wszystko to można ostatecznie przymknąć oko – za klimat panujący w jej książkach, jestem skłonna wszystko to autorce wybaczyć. Poza tym warto zauważyć, że z książki na książkę Ludmiła zmienia się, dojrzewa – w miarę zdobywania kolejnych doświadczeń. A doświadczenia te – jak to w życiu – są bardzo różne, co nadaje całej historii lekko słodko-gorzkiego posmaku. Ludmiła przeżywa bowiem swoje duże i małe szczęścia i sukcesy, pielęgnuje marzenia i pasje, ale bywa też doświadczana przez los, doświadcza straty i zwątpienia. Siłą tej bohaterki jest jednak to, że po tym wszystkim potrafi się podnieść, czasem nawet zredefiniować swoje życie i… iść przez nie dalej.
Pierwsza książka w cyklu, Prowincja pełną marzeń, urzekła mnie klimatem niedużego miasteczka, do którego od dawna tęsknię, zapachem kwiatów i tradycyjnych polskich potraw. Atutem tego cyklu powieściowego są też akcenty związane z lokalną (nie zawsze łatwą) historią czy kulturą. To tutaj poznajemy Ludmiłę, dziennikarkę lokalnej, mrągowskiej gazety, kochającą swoją pracę i miejsce, w którym żyje. Dotkliwie odczuwa jednak swoją samotność – brak jej rodziców, którzy już nie żyją, rodziny, partnera. Sprawy komplikują się dodatkowo, kiedy w redakcji zmienia się szef i wprowadza nowe porządki… Ale są i jasne strony – wsparcie przyjaciółek, pojawienie się pewnego przystojnego Niemca… Zaczyna się robić interesująco. Ale atrakcyjna jest tu nie tylko fabuła – powieść przykuwa uwagę także ze względu na główną bohaterkę, z którą niejedna kobieta mogłaby się utożsamić. Bohaterkę, która czasem bywa zagubiona, a czasem zaskakuje siłą charakteru. Bohaterkę, która nie tylko przeżywa perypetie, jakie mogą być udziałem wielu z nas, ale też doświadcza swoistej podróży w przeszłość, kiedy poznaje swoje korzenie, odkrywa dawne tajemnice, które budzą w niej niekiedy mieszane uczucia. Wśród poruszanych w cyklu życiowych tematów odnajdujemy te dla wielu z nas najważniejsze: potrzebę miłości, ale i samorealizacji, problemy związane z brakiem zaufania czy nie dość dobrą komunikacją w związku, chorobę i utratę bliskiej osoby, poszukiwania własnych korzeni i swojego miejsca… A to tylko kilka z nich.
W kolejnych tomach historia Ludmiły stopniowo się rozwija, bohaterka osiąga to, czego od dawna pragnęła – odnajduje miłość i zakłada rodzinę, ale odnajduje też swoje miejsce na Ziemi, coraz bardziej emocjonalnie wrasta w piękne Mazury o skomplikowanej, niełatwej historii. Enerlich nie serwuje nam jednak nużącej sielanki – na Ludmiłę czekają bowiem nie tylko rozmaite niespodzianki, ale też zdarzenia, które wręcz wstrząsną jej życiem, wystawiając ją na niejedną próbę. Bohaterka tymczasem, w tych momentach próby, wykazuje si inspirującą siłą i konsekwencją, prze do przodu wbrew okolicznościom i nie poddaje się. Dzięki temu niejednokrotnie wygrywa, choć czasem, jak to w życiu – bywa, że musi pewne sytuacje po prostu zaakceptować…
Nie bez znaczenia było dla mnie także przykuwające wzrok wydanie poszczególnych powieści z cyklu. Przede wszystkim eleganckie, klimatyczne okładki z efektem starego zdjęcia, ale też ładnie wykrojona czcionka czy umieszczenie wewnątrz starych fotografii przedstawiających Mrągowo i jego okolice – wszystko to dodatkowo podkreśla nieco sielski, liryczny nastrój panujący w książce. Co ciekawe tu i ówdzie pojawiają się nawet tradycyjne przepisy kulinarne!
Najnowsza Prowincja pełna szeptów okazała się godną kontynuacją swoich poprzedniczek. Znów znajdujemy tu niespodziewane zdarzenie, które wręcz wstrząsa światem bohaterki i któremu musi ona stawić czoła. Wokół ma jednak ludzi, którzy jej potrzebują i troszczą się o nią – w tym ukochana córka. Pojawiają się też… szeptuchy, ludowe uzdrowicielki związane z Podlasiem, Mazurami, a nawet Syberią, której wątek w tej książce jest bardzo istotny… Na razie jednak więcej nie zdradzę. Warto tylko dodać, że – jak zdradza wydawca – wbrew początkowym zapowiedziom (i zapewne obawom wielu czytelniczek), Prowincja pełna szeptów nie będzie jednak zakończeniem historii Ludmiły i pojawią się kolejne części – najwyraźniej Katarzyna Emerlich zbyt zżyła się ze swoją bohaterką, by rozstać się z nią już teraz.
Powieści Katarzyny Enerlich cechują się choć ciut przewidywalną, to jednak wciągającą fabułą, dobrze oddanym nastrojem i pięknie odmalowanym tłem. Uroda opisanych krajobrazów mnie urzekła. To, co przy okazji przeczytałam na temat Mazur czy terenów Prus było nie tylko ciekawe, ale też inspirujące na tyle, by wziąć do ręki mapę i zaplanować urlop na Mazurach… może nawet w miejscowościach odwiedzanych przez Ludmiłę, bo kusi mnie, by osobiście spojrzeć na okolice odwiedzane przez rudowłosą bohaterkę. Gdybym miała takie możliwości, kto wie, może nawet zainspirowałabym się, by na tej prowincji osiąść, odnaleźć tam własne miejsce na Ziemi? Okazuje się przecież, że prowincja może być pełna marzeń, słońca, smaków i czarów… Czego chcieć więcej? Choć cykl Prowincja… zaliczany bywa do tzw. literatury kobiecej (nie lubię tego określenia!), a więc romansowo-obyczajowej bez poważniejszych artystycznych pretensji, to jednak w swojej klasie zasługuje na uwagę i miłośniczkom, a może i miłośnikom tego rodzaju literatury zapewnia wiele godzin przyjemnej rozrywki.
Recenzja najnowszego tomu cyklu zatytułowanego Prowincja pełna szeptów już wkrótce na naszych łamach!