Szepty lasu to trzecia powieść z Serii Kaszmirowej wydana pod szyldem Black Publishing. Podobnie jak w zachwycającym Czasie Motyli czy znakomitej Suchej sierpniowej trawie, jej akcja rozgrywa się kilkadziesiąt lat temu – lecz tym razem nie w egzotycznych realiach Dominikany czy amerykańskiego Południa, a niewielkiego miasteczka w Appalachach, które stało się sceną dramatycznych wydarzeń.

Luce to samotna, młoda kobieta mieszkająca w starej chacie w głębi lasu. Jest niezależna i samowystarczalna, rzadko kiedy kontaktuje się z mieszkańcami pobliskiego miasteczka – wiedzie monotonne, uporządkowane i pustelnicze życie, jednak do czasu. Pewnego dnia pod jej dach trafiają dzieci jej siostry Lily, brutalnie zamordowanej przez męża. Bliźnięta Dolores i Frank, na wskutek przeżytej traumy milczą, zaś ich zachowanie – fascynacja ogniem i okrucieństwo wobec zwierząt domowych – coraz bardziej niepokoi ich nową opiekunkę. Mimo usilnych starań Luce nie potrafi dotrzeć do dzieci – sama ma nie najlepsze doświadczenia z dzieciństwa: matka wcześnie porzuciła rodzinę, a ojciec, miejscowy zastępca szeryfa, od zawsze miał skłonność do alkoholu, środków pobudzających i przemocy – poza tym przyzwyczajona do samotności i niezależności, z trudem radzi sobie z sytuacją. Jakby tego było mało, tropem dzieci podąża morderca ich matki, który właśnie wyszedł z więzienia i rozpytuje o nie w okolicy. W życiu Luce pojawia się również dawny znajomy – wnuk starego Stubblefielda, zmarłego właściciela chaty i jego spadkobierca, który zaczyna zabiegać o jej uczucie. Życie dziewczyny zmienia się w chaos, grożące jej i dzieciom niebezpieczeństwo zmuszą ją do podjęcia decyzji i działań, których wcześniej by się po sobie nie spodziewała.

Powieść Charlesa Fraziera – pisarza być może znanego czytelnikowi za sprawą dobrze przyjętego literackiego debiutu Zimna Góra – której opis pozwalał domyślać się thrillera obyczajowego, nie do końca spełniła moje oczekiwania. Autorowi udało się co prawda wykreować klimat odpowiedni dla tego typu literatury – w końcu odcięte od świata, senne, górskie miasteczko, gdzie czas się zatrzymał i lokalna zamknięta społeczność rządząca się swoimi prawami to motyw, który bardzo często sprawdza się w roli sceny i tła dramatycznych, przerażających wydarzeń – jednak w trakcie lektury dominowało wrażenie, że wiszącą w powietrzu grozę nazbyt często tłumi lub wręcz zabija niespieszny rozwój akcji. Być może powoli rozkręcająca się fabuła celowo miała współgrać z marazmem, w jakim pogrążone jest miasteczko, a narracja, stanowiąca mieszankę bieżących wydarzeń z retrospekcjami bohaterów, jest rozmyślnym zabiegiem mającym podkręcić napięcie i utrzymać uwagę czytelnika, jednak dla mnie takie zabiegi okazały się niezwykle nużące. Doceniam również fakt, że autor przedstawił surową, posępną przyrodę Appalachów w sposób, w jaki zwykli to robić twórcy literatury romantycznej – jako odrębny, niepokojący byt wpływający na losy ludzi lub przynajmniej współgrający ze stanami ich duszy – szkoda tylko, że zabrakło równowagi między doskonale zbudowanym klimatem a napięciem, którego niedostatek jest naprawdę dotkliwy.

Trzeba przyznać, że wątek dwójki dzieci przejawiających psychopatyczne skłonności – czy to w wyniku przebytego szoku czy innych, niewspomnianych w fabule okoliczności – oraz poszukującego ich mordercy – okazał się wyjątkowo intrygujący. Niestety, potencjał tego motywu został w dużej mierze osłabiony, czy to ze względu na ospałe tempo akcji, która nawet w kulminacyjnym momencie nie trzyma w napięciu tak, jak powinna, czy też wskutek niezbyt dogłębnej charakterystyki psychologicznej postaci, która pozwoliłaby bardziej zaangażować się emocjonalnie w perypetie bohaterów. Co się tyczy ich samych, to doskonale wpasowali się w atmosferę miasteczka: większość z nich jest do bólu przeciętna i niezbyt interesująca – pustelnicza egzystencja Luce nudzi zamiast fascynować swoją odmiennością, przeszłość Stubblefielda jest równie banalna jak bohaterów piosenek country; żałuję, że autor nie uczynił nic, by postaci były mniej bezbarwne i bardziej zapadające w pamięć. Jedyni naprawdę intrygujący bohaterowie to zastępca szeryfa Lit – weteran II wojny światowej o mrocznej przeszłości, uzależniony od środków pobudzających i przemocy oraz bliźnięta, Dolores i Frank – te aż prosiły się o bardziej drobiazgową i wnikliwą analizę psychologiczną, której autor niestety poskąpił.

Mimo moich zastrzeżeń Szepty lasu to ciekawa, pełna niedomówień i tajemnic lektura – co, w zależności od oczekiwań czytelnika, można poczytać za jej wadę lub zaletę – która utknęła gdzieś w połowie drogi między thrillerem a powieścią obyczajową. Moja ocena również jest niejednoznaczna; zachwyt intrygującym pomysłem oraz wyjątkowym i niepowtarzalnym klimatem powieści dość poważnie przyćmiło niezbyt satysfakcjonujące tempo akcji i raczej powierzchownie nakreślone sylwetki bohaterów. Z pewnością jednak jest to lektura, której warto dać szansę, do czego Was zachęcam.

Autor: Charles Frazier
Tytul: Szepty lasu
Tytuł orygniału: Nightwoods
Seria: Kaszmirowa
Przekład: Magdalena Słysz
Wydawnictwo: Black Publishing
Data wydania: 2014
Liczba stron: 294
Okładka: miękka
ISBN: 978-83-7536-738-6

Kategoria: powieść obyczajowa

Autorka recenzji prowadzi bloga pod adresem: http://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/