Jak to jest – poznać przerażające fakty z życia swojej rodziny, o których do tej pory nie miało się pojęcia, dowiedzieć się o czymś, co wywróci do góry nogami całe dotychczasowe życie? Urodzona w 1970 roku Jennifer Teege, córka Niemki i Nigeryjczyka, przekonała się o tym bardzo dobrze. Gdy miała cztery miesiące, została oddana do domu dziecka, zaś w wieku siedmiu lat – adoptowana. Przez cztery lata mieszkała i studiowała w Izraelu. Choć wiedziała, że jest adoptowanym dzieckiem, dopiero mając trzydzieści osiem lat, przypadkowo dowiedziała się, kim jest naprawdę – wnuczką Amona Götha, zbrodniarza wojennego, masowego mordercy.
Postać Amona Götha znana jest wielu osobom choćby z filmu Stevena Spielberga Lista Schindlera. Grający jego rolę Ralph Fiennes bardzo trafnie oddał wyjątkowe okrucieństwo i sadyzm, jakie cechowały tego człowieka, choć oczywiście były one większe, niż pokazuje to film. Podczas II wojny światowej Amon Göth był m.in. likwidatorem gett żydowskich w Krakowie, Tarnowie i w Szebniach, a także komendantem obozu koncentracyjnego w Płaszowie. Pełniąc obie te funkcje, osobiście zamordował wiele osób, poddając przy tym swoje ofiary torturom. W obozie wykorzystywał niemal każdą sytuację jako pretekst do zabicia kogoś. Wykonywał egzekucje na ludziach niezdolnych do pracy. Mordował całe grupy osób, za znalezienie przy nich pozaobozowego jedzenia. Strzelał do więźniów, ćwicząc w ten sposób swoje umiejętności strzeleckie. Szacuje się, że tylko w obozie w Płaszowie osobiście zabił około 500 osób. Udało mu się ponadto zgromadzić ogromny majątek, zrabowany swoim ofiarom. W maju 1945 roku został schwytany przez wojska amerykańskie, a następnie przekazany Najwyższemu Trybunałowi Narodowemu w Polsce, który skazał go na śmierć przez powieszenie. Egzekucję wykonano w 1946 roku.
Wiadomość o prawdziwych korzeniach była dla Jennifer szokiem. Targało nią mnóstwo wątpliwości. Czuła się zagubiona. Czuła się, jakby całe jej dotychczasowe życie było kłamstwem, jakby została oszukana, jakby to ona swoim przybranym nazwiskiem oszukiwała wszystkich dokoła. Straciła całkowicie poczucie przynależności. Zastanawiała się, jakie dziedzictwo pozostawił jej dziadek psychopata, czy w niej i jej dzieciach jest jego gen szaleństwa. Nie wiedziała, jak ma rozmawiać ze swoimi izraelskimi przyjaciółmi, wiedząc, że być może jej dziadek pozbawił życia ich krewnych.
O ile jednak Jennifer, jak sama pisze, byłaby w stanie poradzić sobie ze świadomością tego, kim był jej dziadek, którego nigdy nie poznała, umiałaby zdystansować się do jego osoby, o tyle bardzo trudno było jej pogodzić stworzony przez nią wizerunek babci, którą pamiętała z wczesnego dzieciństwa i którą uważała za uosobienie dobroci, z wizerunkiem, jaki powstał w jej głowie po tym, czego dowiedziała się na temat jej i Amona Götha – że usprawiedliwiała ona jego czyny i dawała na nie milczące przyzwolenie, że była bierną współuczestniczką jego zbrodni.
Trudno jej było także zrozumieć postępowanie jej biologicznej matki. Czy właśnie ze względu na przeszłość oddała ją do adopcji? Dodatkowo Jennifer miała tę świadomość, że ze względu na swój kolor skóry byłaby dla swojego dziadka osobą, którą należy wyeliminować ze społeczeństwa. Podkreślają to słowa, które znalazły się w podtytule książki: Mój dziadek by mnie zastrzelił. Słowa, które pozornie wydają się być wypowiedziane beznamiętnie, lecz w rzeczywistości zawierają w sobie cały dramat, z jakim musiała zmierzyć się autorka książki.
Myślę, że tylko wtedy będziemy w stanie rozprawić się z przeszłością, gdy będziemy potrafili swobodnie się z nią obchodzić. Ci bowiem, którzy żyją w przekonaniu, że muszą ukrywać siebie, swoją tożsamość, zawsze będą cierpieli z jej powodu. Tak w pewnym momencie uznała Jennifer Teege. Znalazła się w matni, ale chciała z niej wyjść. Chciała uwolnić się od przeszłości i żyć normalnie. Aby spróbować odpowiedzieć sobie na wszystkie pytania, aby rozprawić się z demonami przeszłości, wyzwolić się z urazów z dzieciństwa, ze smutku, który rzucił cień na całe jej dotychczasowe życie, musiała przejść długą i trudną drogę, która przywiodła ją na teren dawnego obozu w Płaszowie, do miejsca, w którym istniało kiedyś krakowskie getto, do dawnego obozu w Auschwitz, a wreszcie do Izraela. Sięga do przeszłości i bada historię swojej rodziny. Książka Amon. Mój dziadek by mnie zastrzelił, napisana przez nią we współpracy z dziennikarką Nikolą Sellmair, to opowieść o tym, jak wyglądała jej droga do wyzwolenia się z przeszłości. Wyłaniają się z niej portrety czterech osób, których historie życia dzięki książce mamy okazję poznać bliżej: Amona Götha, Ruth Irene Kalder – jego towarzyszki życia (nie była jego żoną, choć po jego egzekucji oficjalnie przyjęła jego nazwisko), Moniki Göth – jego córki oraz Jennifer Teege – jego wnuczki.
Zanim przeczytałam tę książkę, trudno mi było wyobrazić sobie, że znajduję się w sytuacji, w jakiej znalazła się Jennifer Teege. Było to dla mnie coś zupełnie abstrakcyjnego. Jednak w trakcie lektury przynajmniej w jakimś stopniu udało mi się wczuć w jej sytuację, postawić się na jej miejscu i zastanowić się nad tym, jak ja zareagowałabym na podobną wiadomość, co czułabym, jak bym się zachowała. Było to możliwe dzięki temu, iż autorka książki bardzo dokładnie opisuje swój stan psychiczny, swoje uczucia i emocje, będące reakcją na szokujące wieści. Opowiada o sobie i swojej rodzinie szczerze, nie ukrywając niczego. Można powiedzieć, że książka ta stanowi jej spowiedź, w której obnaża przed odbiorcami swoją duszę.
Warto wspomnieć, iż książka ma ciekawą formę, gdyż w opowieść Jennifer Teege wplecione zostały komentarze i wypowiedzi innych osób, które z boku patrzą na jej zmagania z dręczącymi ją rozterkami: członków rodziny, przyjaciół, terapeutów. Dzięki takiemu zabiegowi zyskujemy pełny obraz sytuacji, w jakiej znalazła się Jennifer i możemy jeszcze lepiej ją zrozumieć.
Jennifer Teege była w pewnym sensie ofiarą Amona Götha – „rzeźnika z Płaszowa”. Oczywiście zupełnie innego rodzaju ofiarą niż ludzie, którzy przez niego stracili życie. Była jednak ofiarą, gdyż została naznaczona piętnem zbrodni swojego przodka. Jak dowodzi historia opisana przez nią w książce, całe jej życie zmieniło się bezpowrotnie. Nie mogła cofnąć wydarzeń. Nie mogła zmienić przeszłości. Mogła jedynie się z nią pogodzić, by żyć dalej w zgodzie z samą sobą. Nie było to łatwe. Jednak znalazła w sobie siłę, by uwolnić się od ciążącego nad nią piętna.
Uważam, że Jennifer Teege wykazała się ogromną odwagą, nie tylko pisząc tę książkę, lecz również poprzez wykonanie pewnego niełatwego gestu, który pozwolił jej chyba ostatecznie odnaleźć spokój duszy i sumienia. Za to odczuwam wobec niej prawdziwy podziw. Po długiej wewnętrznej walce udało jej się wreszcie zrozumieć, że nikt nie może ponosić winy za grzechy swoich przodków. Chcę chodzić w pozycji wyprostowanej, prowadzić normalne życie. Nie istnieje dziedziczony grzech. Każdy ma prawo tworzyć własną biografię.
I o tym właśnie jest ta książka. O długiej i trudnej walce z cieniami przeszłości, ale przede wszystkim o tym, że każdy odpowiada za własne życie, za swoje jedynie czyny. Ważne jest nie to, kim jesteśmy, lecz to, jacy jesteśmy. Takie przesłanie płynie z tej wzruszającej i poruszającej do głębi opowieści. Zachęcam do poznania historii Jennifer Teege, bo naprawdę warto.
Autor: Jennifer Teege, Nikola Sellmair
Tytuł: Amon. Mój dziadek by mnie zastrzelił
Tytuł oryginalny: Amon. Mein Grossvater hätte mich erschossen
Przekład: Ewelina Twardoch
Data wydania: 25 lutego 2014
Wymiary: 125×205 mm
Liczba stron: 304
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 978-83-7839-700-7
Gatunek: literatura faktu, wspomnienia