Życie to nie bajka jest, jak pisze wydawca, przejmującą historią schizofreniczki, która miała odwagę rzucić wyzwanie chorobie i  przez trzy kolejne lata toczyła walkę o odzyskanie swojej poczytalności i szczęścia w prawdziwym świecie. Zapraszamy do lektury fragmentu książki, która ukaże się w księgarniach już 4 marca.

O książce:

Dowiedziałam się, co to znaczy być obłąkaną. To naprawdę nie byle co.

Deborah – młoda kobieta, uciekająca przed trudnościami życia i  żyjąca w świecie fantazji z czasów dzieciństwa – wpada w pułapkę stworzonego przez siebie świata obłędu. Zostaje umieszczona w szpitalu psychiatrycznym. Z diagnozą: schizofrenia, trafia pod opiekę niezwykłej, troskliwej terapeutki, doktor Fried.

Doktor Fried usiłowała opisać uczucia kogoś, kto nigdy w życiu nie zaznał prawdziwego zdrowia psychicznego.

My, którzy nigdy nie doświadczyliśmy tej choroby z pierwszej ręki, możemy się tylko domyślać, jakie to musi być straszne i samotne. Żąda się teraz od niej, aby zlikwidowała w sobie wszystkie te lata, które uznawała za rzeczywistość, i przyjęła inną wersję świata na wiarę. Choroba Deborah jest teraz rozpaczliwą walką o zdrowie.

Niezwykle szczera i prawdziwa powieść, oparta na przeżyciach autorki, pozwala zobaczyć, jak wygląda schizofrenia od podszewki i sprawia, że przeżywamy  to samo, co główna bohaterka.

Tytuł: Życie to nie bajka
Autor: Joanne Greenberg
Tytuł oryginału: I Never Promised You a Rose Garden
Przekład: Tomasz Bieroń
ISBN: 978-83-7674-106-2
EAN: 9788376741062
Premiera: 4 marca 2014
Stron: 320
Wydawnictwo Replika

Życie to nie bajka
Joanne Greenberg
(fragment)

 

Zabrali Deborah do niewielkiego, skąpo urządzonego pokoju i trzymali ją tam, póki nie zwolniły się prysznice. Tam również była pilnowana przez kobietę, która siedziała z pogodną miną w kłębach pary i patrzyła, jak dziewczyna się wyciera. Deborah posłusznie spełniała wszelkie polecenia, lecz lewe przedramię wykręcała nieco do wewnątrz, jakby chciała ukryć dwa niewielkie strupy po ukłuciach na nadgarstkach. Wciągnięta w tryby nowej rutyny wróciła do pokoju i odpowiedziała na kilka pytań cierpkiemu lekarzowi, który wydawał się niezadowolony. Było oczywiste, że nie słyszy ryku za jej plecami.
W próżni Międzyświata, gdzie tkwiła pomiędzy Ur a Teraźniejszością, rodziła się do życia Presja. Wkrótce obrzucą ją przekleństwami i drwinami, czyniąc ją głuchą na oba światy.
Broniła się przed nimi jak dziecko, które spodziewając się kary, wymachuje na oślep rękami. Na niektóre pytania lekarza zaczęła odpowiadać zgodnie z prawdą. Niech ją nazwą leniuchem i kłamczuchą. Ryk wzmógł się trochę i usłyszała w nim konkretne słowa. Pokój nie dawał szans ucieczki. Z osaczenia można się było wymknąć tylko do Teraźniejszości, gdzie był lodowaty doktor ze swym notesem, bądź do Ur, ze złocistymi łąkami i bogami. Jednak i w Ur były krainy zgrozy i zagubienia, a ona nie wiedziała już, do którego z królestw Ur ma wstęp.
Pomóc jej w tym było rzekomo zadaniem lekarzy.
Popatrzyła na doktora, który ginął w zgiełku.– Powiedziałam panu prawdę na te wszystkie pytania. Pomoże mi pan teraz?
– To zależy od ciebie – odparł cierpko, zamknął notes i wyszedł.
– Fachowiec – zaśmiał się Anterrabae, Spadający Bóg.
– Pójdę z tobą – błagała go. Coraz niżej i niżej, gdyż wciąż spadał.
– Niech tak będzie – powiedział. Jego włosy, płomienie ognia, falowały na wietrze upadku.
Następny dzień, i jeszcze następny, spędziła na równinach Ur, gdzie wzrok koiła głębia przestrzeni.
Za to wielkie miłosierdzie Deborah była głęboko wdzięczna Mocom. W trudnych minionych miesiącach w Ur było zbyt dużo ślepoty, chłodu i bólu. Posłuszny prawom świata, jej zewnętrzny Pozór spacerował, odpowiadał, pytał i działał. Już nie Deborah, lecz osoba nosząca imię odpowiednie dla mieszkańca równin Ur, śpiewała, tańczyła i powierzała rytualne wersety pieszczotliwemu wiatrowi, który kołysał długimi trawami.
Dla Jacoba i Esther Blau droga do domu nie była krótsza niż droga do szpitala. Choć nie jechała z nimi Deborah, ich wolność mówienia tego, co pragnęli powiedzieć, była jeszcze bardziej ograniczona.
Esther czuła, że lepiej niż mąż zna Deborah. Według niej u początków tej kołomyi z lekarzami i decyzjami nie stała dziecinna próba samobójcza. Siedziała obok męża w samochodzie i chciała mu powiedzieć, że jest wdzięczna córce za to głupie i teatralne podcięcie sobie żył. Uporczywe podejrzenie, że dzieje się coś nieuchwytnego, lecz strasznego, znalazło ujście w faktach. Tyle krwi na podłodze łazienki nadało wagi jej mglistym odczuciom i niejasnym obawom, toteż następnego dnia poszła do lekarza. Teraz chciała pokazać mężowi, jak wielu rzeczy on nie wie, lecz miała świadomość, że nie potrafi tego zrobić, nie raniąc go. Patrzyła na niego, jak prowadzi samochód ze wzrokiem utkwionym w szosę i nieruchomą twarzą.
– Będziemy ją mogli odwiedzić za parę miesięcy – powiedziała.
Potem zaczęli konstruować wersję wydarzeń dla znajomych i tych krewnych, którzy nie byli wystarczająco bliscy lub też żywili uprzedzenia wobec szpitali psychiatrycznych. Dla nich szpital miał przybrać postać szkoły, natomiast Suzy, która zbyt wiele razy słyszała już o „chorobie” Deborah i zbyt mocno podejrzewała, że coś jest nie w porządku, miała się dowiedzieć o anemii lub przemęczeniu i specjalnym ośrodku rehabilitacji.
Tata i mama dowiedzą się, że nie ma powodów do zmartwienia… Deborah jest w czymś w rodzaju sanatorium. Znali już zalecenie psychiatry, lecz charakter szpitala musi ulec w ich relacji metamorfozie, a przenikliwy, ostry krzyk, jaki usłyszeli przy odjeździe zza jednego z zakratowanych okien i na który zadrżeli i zagryźli zęby, musi zostać wykreślony. Krzyk skłonił Esther do zastanowienia, czy mimo wszystko nie popełnili błędu; krzyk zostanie zamknięty w jej sercu jako symbol Deborah w tym strasznym miejscu.
Doktor Fried wstała z krzesła i podeszła do okna. Wychodziło na niewielki ogród, za którym były tereny spacerowe dla pacjentów. Patrzyła na trzymaną w ręce diagnozę. Na przeciwległej szali do tych trzech stron maszynopisu leżały wykłady, których nie wygłosi, artykuły, których nie napisze i sesje poradnictwa, których nie odbędzie, jeżeli zajmie się tym przypadkiem. Lubiła pracę z pacjentami. Choroba pozwalała im spojrzeć na zdrowie psychiczne przenikliwiej niż większości „normalnych” ludzi. Pozbawieni miłości, wspólnoty, porozumienia, często łaknęli ich z namiętnością tak czystą, że aż piękną.
Czasami, pomyślała ponuro, świat jest znacznie bardziej szalony niż pacjenci jego klinik. Przypomniała sobie Tildę w szpitalu w Niemczech, w okresie, gdy Hitler przebywał po drugiej stronie murów: nawet ona nie była w stanie powiedzieć, która strona jest w mniejszym stopniu trawiona obłędem. Mordercza nienawiść Tildy, którą trzeba było przywiązywać do łóżka, karmić z kroplówki i otumaniać lekami, potrafiła przygasnąć na wystarczająco długo, by dopuścić od czasu do czasu światło. Przypomniała sobie, jak Tilda uśmiecha się do niej, parodiując łagodną uprzejmość, i mówi przypięta pasami do łóżka:
– Ależ proszę wejść, droga pani doktor. Akurat pani zdążyła na miłą herbatkę u pacjentki i koniec świata.
Tilda i Hitler odeszli, toteż było coraz więcej do powiedzenia młodym lekarzom, którzy kończyli szkoły zbyt mało doświadczeni życiowo. Czy to uczciwe brać prywatnych pacjentów, gdy jakakolwiek rzeczywista poprawa może trwać całe lata, a tysiące, dziesiątki tysięcy innych dopraszają się, piszą, dzwonią, prosząc o pomoc? Zaśmiała się, dostrzegłszy w sobie próżność, którą kiedyś nazwała największym wrogiem lekarza oprócz samej choroby pacjenta. Jeżeli Bóg może zbawiać ludzi pojedynczo, ona też się musi zadowolić skromnymi liczebnie rezultatami.
Usiadła, trzymając w dłoni teczkę zawierającą historię choroby, otworzyła ją i przeczytała materiał:
BLAU, DEBORAH, K, 16 LAT.
HISTORIA CHOROBY: Nie hospitalizowana
DIAGNOZA WSTĘPNA: SCHIZOFRENIA
1. Testy: Wyniki testów wskazują na wysoki (140–150) iloraz inteligencji, obserwujemy zaburzenia schematów myślenia.
Wiele pytań błędnie zinterpretowanych i potraktowanych zbyt osobiście. Całkowicie subiektywna reakcja na wywiad i testy.
Testy osobowości wskazują na typ schizoidalny z elementem kompulsywnym i masochistycznym.
2. Wywiad (wstępny): Po przyjęciu do szpitala pacjentka sprawiała wrażenie dobrze zorientowanej w sytuacji i logicznie myślącej, lecz w dalszej części wywiadu logika zdawała się kruszyć, a na wszelkie wypowiedzi, które mogły zostać zinterpretowane jako poprawki bądź krytyka, reagowała skrajnie lękowo.
Robiła wszystko, by popisać się przed osobą przeprowadzającą wywiad swym dowcipem, posługując się nim jako silnym mechanizmem obronnym. Trzykrotnie zaśmiała się bez powodu: raz, gdy stwierdziła, że hospitalizacja jest skutkiem próby samobójczej, dwa razy – w odpowiedzi na pytania o dzień miesiąca. W miarę upływu wywiadu zmieniła się jej postawa, zaczęła mówić podniesionym głosem, podając wyrywkowe zdarzenia ze swego życia, które uważała za przyczynę swej choroby.
Wspomniała o traumatycznej w skutkach operacji w wieku pięciu lat, o okrutnej opiekunce do dzieci itd. Incydenty te nie były ze sobą powiązane, nie wyłaniał się z nich żaden ogólny schemat. Nagle, w trakcie relacjonowania któregoś z incydentów, pacjentka wychyliła się do przodu i powiedziała oskarżycielskim tonem: – Powiedziałam panu prawdę, pomoże mi pan teraz? – Uznano za stosowne zakończyć wywiad.
3. Historia rodziny: Urodzona w Chicago, X 1932. Karmiona piersią 8 miesięcy. Rodzeństwo: siostra Susan, ur. 1937.
Ojciec, Jacob Blau, księgowy, którego rodzina wyemigrowała w 1913 r. z Polski. W wieku pięciu lat pacjentka przebyła dwie operacje usunięcia guza na cewce moczowej. Wskutek trudnej sytuacji materialnej rodzina wprowadziła się do dziadków na przedmieściu Chicago. Poprawa sytuacji materialnej, lecz ojciec zachorował na wrzody i nadciśnienie. W 1942 r. przeprowadzka do miasta z powodu wojny. Pacjentka nie przystosowała się, w szkole jej dokuczano. Pokwitanie pod względem biologicznym w normie, lecz w wieku 16 lat pacjentka podjęła próbę samobójczą. Znaczne nasilenie hipochondrii, lecz poza guzem cewki moczowej zdrowie fizyczne bez zastrzeżeń.