Odkrycie
Francuski neurolog, Jules Cotard (1840 – 1889), w 1882 roku opublikował w zeszycie Archive de Neurologie artykuł, w którym opisał przypadek Panny X, z którą zetknął się w 1880 roku. Początkowo pacjentka twierdziła, że brakuje jej niektórych części ciała. W późniejszym okresie utrzymywała, że jest skazana na potępienie i martwa za życia oraz że za karę nie może już umrzeć w sposób naturalny. Mademoiselle X, jak kazała się nazywać, zaczęła odmawiać przyjmowania pokarmów. Choć nie stwierdzono u niej skłonności samobójczych, kobieta doprowadziła się do śmierci głodowej. Cotard, skromnie, nazwał odkryte przez siebie schorzenie le délire de négation (delirium negacji), jednak do historii zespół ten przeszedł nazwany po swym odkrywcy. Co ciekawe, uważa się, że właśnie Cotard był pierwowzorem postaci doktora Cottarda z powieści W poszukiwaniu straconego czasu autorstwa Marcela Prousta.
Jestem żywym trupem
Objawy zespołu Cotarda mogą być bardzo zróżnicowane a ich natężenie zależy od głębokości zaburzenia. Najczęstsze objawy to silny lęk, poczucie winy, pobudzenie psychoruchowe i nienaturalny sposób poruszania się (ruchy chorego mogą przywodzić na myśl żywego trupa z filmów), zmniejszenie wrażliwości na ból, zmniejszenie lub brak odczuwania własnego ciała i jego funkcjonowania (chory może nie czuć bicia swojego serca, tętna, oddychania). Pacjent nabiera urojeniowych (nihilistycznych), absurdalnych z punktu widzenia otoczenia przekonań: że brakuje mu kończyn, organów wewnętrznych lub krwi; że jego ciało się rozpada, gnije, że żeruje na nim robactwo. W najostrzejszej fazie choroby pojawia się przekonanie o własnej śmierci (chory uważa się właśnie za „żywego trupa”) lub nawet o swoim nieistnieniu, a w skrajnych przypadkach – także o nieistnieniu pozostałych ludzi i świata w ogóle. Pacjent może nie rozpoznawać w lustrze swojej twarzy (nie wiązać jej ze sobą samym), a nawet po prostu jej nie dostrzegać, jakby faktycznie nie istniał. Czasami pojawia się przekonanie o swojej nieśmiertelności czy o absurdalnej wielkości części lub całości swojego ciała; w innych przypadkach mogą pojawić się tendencje samobójcze, tym niebezpieczniejsze, że bardzo możliwe do zrealizowania (pacjent może nie mieć oporów, bo jest przekonany, że skoro i tak nie żyje, to nic mu nie zaszkodzi).
W zespole Cotarda mogą przeważać objawy skupiania się na aspektach fizycznych – kiedy chory jest przekonany np. o braku, skamienieniu lub zgorzeli jakiegoś istotnego organu ciała (serca, mózgu itp.), mogą się jednak pojawić także urojenia związane ze sferą emocjonalną, np. kiedy chory swoją śmiercią tłumaczy sobie brak zainteresowania otoczenia.
Tak, jak w przypadku innych zespołów urojeniowych, tak i tutaj trudno dotrzeć do chorego za pomocą logicznej argumentacji. Pacjent jest przekonany, że ma rację i wydaje się w ogóle nie brać sobie do serca prezentowanych przez otoczenie „żelaznych dowodów” na to, że żyje. Uwagi w rodzaju: martwi ludzie nie chodzą, gdybyś nie miał serca, nie moglibyśmy teraz rozmawiać, skoro jesz, nie możesz być martwy – trafiają w próżnię. Chorzy albo znajdują irracjonalne argumenty przeciwko nim, albo zwyczajnie je ignorują.
Chory dotknięty zespołem Cotarda może także nie mieć poczucia własnej tożsamości. Zapytany o swoje imię, płeć, wiek, wzrost, wagę ciała, stan cywilny, rodzinę, może podawać urojone informacje lub w ogóle negować zasadność tych pytań (np. zaprzeczać temu, że posiada imię, wzrost, masę ciała czy nawet ciało w ogóle).
Istotnym elementem zespołu Cotarda jest wspomniane już wcześniej silne poczucie winy. Chory jest przekonany, że jego stan (czyli to, że umarł, gnije, jego ciało się rozpada) jest karą za zło, którego się dopuścił. Osoby wierzące wiążą swoje objawy z karą za grzechy.
W wielu przypadkach obok zespołu Cotarda pojawia się inny zespół urojeniowy – zespół Caprasa. Jego zasadniczym objawem jest przekonanie chorego, o tym, że otaczające go bliskie osoby to, tak naprawdę, tylko spreparowane kopie, sobowtóry lub klony i że zostały „podmienione”. Oczywiście, nietrudno się domyślić, że takie widzenie świata przez chorego dodatkowo utrudnia wytłumaczenie mu, że cierpi na zaburzenie psychiczne – dlaczego miałby wierzyć klonom?
Ryzyko PRAWDZIWEJ śmierci
W przypadku chorego z zespołem Cotarda bardzo trudno jest oszacować ryzyko śmierci i należy to robić ze szczególną ostrożnością. Trudność ta wynika z faktu, że cierpiący na syndrom chodzącego trupa człowiek, nawet nie mając tendencji samobójczych, może stanowić poważne zagrożenie dla swojego życia. Z jednej strony jest przekonany że nie żyje (lub że jest nieśmiertelny), zatem – nic nie może mu się już stać. Z drugiej – ma obniżoną możliwość czucia bólu. Z trzeciej wreszcie – może chcieć przekonać otoczenie (lub samego siebie) o tym, że to on ma rację. W efekcie pacjenci mogą się samookaleczać (aby udowodnić, że są martwi, bo przecież trup nie może krwawić) lub w jakiś sposób ryzykować swoim życiem. Niestety (a ma to związek z tendencją do negowania logicznej argumentacji), kiedy już pacjent się zrani, to nawet widząc krwotok, nadal będzie przekonany, że jego ciało jest martwe (lub niezniszczalne).
Skąd? Jak?
Zespół Cotarda to bardzo rzadkie zaburzenie, najczęściej diagnozowane u pacjentów w stanie psychozy lub ciężkiej depresji. Specjaliści nie są całkowicie zgodni co do tego, jakie są przyczyny tego rzadkiego, wyjątkowego zaburzenia. Z reguły pojawienie się zespołu Cotarda wiąże się z ciężką depresją, w tym depresją inwolucyjną (czyli depresją wieku starczego), spowodowaną odczuwaniem efektów starzenia się i uświadamianiem sobie zbliżającej się śmierci, poczuciem braku sensu dalszego życia.
Jednak syndrom chodzącego trupa dotykał także ludzi młodych (diagnozowano go dotąd nawet u nastolatków). Poza silną depresją badacze wymieniają także inne możliwe przyczyny pojawienia się tego zespołu: zaburzenia schizofreniczne, strukturalne wady lub uszkodzenia mózgu (szczególnie prawej półkuli, która odpowiada m. in. za obraz siebie), zatrucie, zaburzenia metaboliczne, atrofię (stopniowy zanik) jąder podstawnych czy patologiczne zmiany w środkowej i głównej części płatów ciemieniowych. Istotną przyczyną (szczególnie prawdopodobną w przypadku powiązanych ze sobą syndromów Cotarda i Caprasa) może być uszkodzenie połączeń neuronalnych łączących ośrodek rozpoznawania twarzy z tzw. układem limbicznym (odpowiada on za przyporządkowywanie stanów emocjonalnych do rozpoznawanych obiektów). Uniemożliwia to choremu rozpoznanie nie tylko bliskich, ale i własnej twarzy.
Co czuje chory?
Zdrowemu człowiekowi trudno sobie wyobrazić, jakie cierpienie psychiczne niesie choremu syndrom Cotarda. Dla postronnych obserwatorów tego rodzaju urojenia mogą wręcz wydawać się śmieszne. A jednak – dotknięty nimi człowiek jest głęboko nieszczęśliwy. Jest zdezorientowany, boryka się z silnym lękiem i poczuciem winy; a przekonany o tym, że nie żyje, nadal znajdując się na ziemi, za wszelką cenę usiłuje odnaleźć poczucie sensu w obliczu takiego stanu rzeczy. To poszukiwanie właśnie może doprowadzić go do wniosku, że został w ten sposób ukarany za swoje grzechy, przewinienia, że jest zbłąkaną duszą uwięzioną na ziemi, skazaną przez swą nieśmiertelność na wieczną tułaczkę. Trudno sobie także wyobrazić lęk człowieka przekonanego, że jego ciało się rozpada lub dotkliwą samotność osoby, która nie rozpoznaje się w lustrze czy nie wierzy w istnienie swoich bliskich.
Leczenie
Mimo negowania przez pacjenta logicznych argumentów, bardzo ważne jest przekonanie go, że, wbrew swoim urojeniom – żyje. Nawet, jeśli uda się go przekonać, konieczne będzie częste przypominanie mu o tym (aby urojenia znów nie wzięły góry). Niezbędne jest zapewnienie choremu opieki lekarskiej, przede wszystkim – psychiatrycznej oraz psychoterapii. W leczeniu stosuje się także farmakoterapię, a nawet elektrowstrząsy. Niestety, leczenie jest trudne, a żadna terapia nie daje gwarancji wyzdrowienia.
Artykuł został pierwotnie opublikowany na stronie ZyweTrupy.pl.
Literatura:
Adam Bilikiewicz, Włodzimierz Strzyżewski: Psychiatria: podręcznik dla studentów medycyny, PZWL, 1992
Stanisław Pużyński: Leksykon psychiatrii, PZWL, 1993
Stephen Juan: Zagadki mózgu, GWP, 2007