To nie jest kraj dla starych ludzi jest przedostatnią powieścią autora. Opowiada ona historię Llewelyna Mossa, myśliwego, który znajduje na pustkowiu dwa miliony, heroinę i kilka trupów. Nie myśląc zbyt wiele, Moss zabiera pieniądze, które mogą stać się dla niego i jego młodej żony kluczem do spokojnej egzystencji. Jednak McCarthy nie pisze o ludziach, do których uśmiecha się szczęście. W jego powieściach los jest kapryśnym bogiem, który kpi z naiwnego człowieka wierzącego w pomyślność fortuny. Tak jest i tym razem – za Mossem podąża bowiem niebezpieczny morderca, który nie pragnie pieniędzy. Chce jedynie wypełnić swój obowiązek.
Mam ogromny problem z powieściami Cormaca – pożeram je szybko i łapczywie, po czym dostaję niestrawności. Twardy styl, którym autor opisuje ludzkie rozterki będące jedynie ziarenkiem piasku, nieraz przyprawił mnie o niemal fizyczny ból. Proza McCarthy’ego nie należy do łatwych i przyjemnych, nie skupia się na ładnych historiach z happy endem. Zamiast tego wyciąga wszystko to, co człowiek pragnie ukryć – lęk, ból ale przede wszystkim grzech. McCarthy funduje swoim czytelnikom podróż do czyśćca, w którym dusze pogrążone w ciemności starają się dotrzeć do świetlistego punktu, nawet jeśli jest on tylko iluzją. Z To nie jest kraj dla starych ludzi było odrobinę inaczej, choć Cormac nie zawiódł moich oczekiwań.
Powieść McCarthy’ego nie jest jednowymiarowa, choć pewne tematy wysuwają się na pierwszy plan. Głównym motywem To nie jest kraj dla starych ludzi jest walka dobra ze złem. Ten biblijny topos znalazł swoją realizację w powieści umieszczonej na skraju opowiastki filozoficznej i prozy sensacyjnej. McCarthy sprytnie wykorzystał szaty powieści popularnej, kryminału, w którym mamy morderstwo, poszukiwanie winnego i zwroty akcji. Jest też jeden biedak, który wplątał się w cały ten bajzel i trudno mu się z niego wydostać. Czyż nie brzmi to jak fabuła typowego kryminału, w którym nieskalany stróż prawa ściga zdeprawowanego przestępcę? W świecie Cromaca nic nie jest tak proste jak w zwykłym kryminale, w którym zło zostaje pokonane a dobro triumfuje. Pozostaje jednak cień nadziei.
Tą nadzieją jest postać Eda Toma Bella – szeryfa, starającego się z dnia na dzień wykonywać swoje obowiązki. Tak mało i jednocześnie tak wiele. Bell jest poczciwym mężczyzną, który swoim zachowaniem przypomina współczesnego Don Kichota. Jego tragizm polega jednak na tym, iż zdaje on sobie sprawę z czekających go niepowodzeń, ze zmian, które cały czas zachodzą w społeczeństwie i działają na jego niekorzyść. Pomimo to, Bell każdego dnia stara się czynić dobro, pamiętać o honorze i złożonych obietnicach, o swoim codziennym życiu. To właśnie w tej codzienności pragnie funkcjonować tak, by nikomu nie czynić krzywdy, by być sprawiedliwym. Choć zdawać by się mogło, że są to tylko górnolotne, pięknie brzmiące słowa, Bell wprowadzał je w życie na swój własny, prostolinijny sposób. Czy jednak możemy spodziewać się triumfu tego prostego, dobrego człowieka? Cóż, nie bez powodu McCarthy nazwał swoją powieść To nie jest kraj dla starych ludzi.
Antagonistą Bella jest Anton Chigurh – morderca, który nie zawaha się przed pociągnięciem za spust. Jego życiem nie rządzą przyjmowane przez większość społeczeństwa prawa moralności, choć swoich ofiar nie zabija bez przyczyny, dla zabawy czy pieniędzy. Chigurh jest ręką przeznaczenia, wykonawcą woli siły wyższej. Boga? Być może, choć nie ma o nim mowy. Dla Chigurha bogiem jest los, wyrzucona w górę moneta, która z sobie tylko znanych powodów upada na stronie orła bądź reszki.
To nie jest kraj dla starych ludzi, tak jak wiele innych powieści McCarthy’ego, ukazuje małość człowieka i kruchość jego życia, które znaczy mniej niż pył na wietrze. Jednak tym razem autor dał swoim czytelnikom mały punkt zaczepienia – dobroć przejawiającą się w życiu prostego człowieka. Mały promyk światła, który może oświetlić choćby fragment czyśćca.
Autor: Cormac McCarthy
Tytuł: To nie jest kraj dla starych ludzi
Premiera: styczeń 2014
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 324
Gatunek: proza zagraniczna