Zajmując się kwestiami konfliktu między Izraelem a Palestyńczykami, USA i Irakiem czy krajów arabskich rządzonych przez dyktaturę, takich jak Syria czy Egipt, przekonał się, jak wielka istnieje przepaść między rzeczywistością a obrazem kreowanym przez media i jak bardzo się mylił, sądząc, że w tym rejonie świata możliwe jest uprawianie bezstronnego, obiektywnego dziennikarstwa. Na własnej skórze doświadczył bezradności korespondenta uzależnionego od polityki stacji telewizyjnej czy agencji prasowej oraz bezsilności w zderzeniu z prężnym PR medialnych mocarstw pokroju USA i Izraela czy też uskuteczniającego dezinformację aparatu bezpieczeństwa dyktatorskiego reżimu. Lata pracy na Bliskim Wschodzie uzmysłowiły mu, że nie sposób ukazać prawdy o tym rejonie świata, z wielu zresztą powodów – obraz, już u swego źródła niepewny, ulega wielokrotnemu zafałszowaniu zanim dotrze do odbiorcy, kształtując w nim błędną wizję rzeczywistości. Myśl ta była dla Luyendijka straszliwie frustrująca i niewygodna, podobnie jak świadomość, że on sam bierze w tym przekłamaniu udział; przestał czuć się jak historyk chwili, który podąża w zapalny zakątek świata, ustala przebieg wydarzeń i składa raport; stał się zwyczajnym prezenterem dawno ustalonych wiadomości z miejsca zdarzenia. Przejrzał sztuczki specjalistów od PR i agencji prasowych, poczuł się bezradny i zniechęcony. Dlatego zrezygnował z pracy korespondenta, stąd też pomysł napisania książki demaskującej media manipulujące, filtrujące i wypaczające obraz Bliskiego Wschodu.
W Szokujących faktach z życia reportera Joris Luyendijk odkrywa przed czytelnikiem kulisy pracy dziennikarza na Bliskim Wschodzie (choć podejrzewam, że w wielu innych miejscach świata sytuacja wygląda podobnie); obala wiele mitów dotyczących tego zawodu, zrywa głównie z powszechnym wyobrażeniem korespondenta, który często z narażeniem własnego życia ustala fakty, dociera do najlepiej poinformowanych źródeł, z morza informacji wyłuskuje te najbardziej istotne, po czym relacjonuje je w sposób obiektywny, wyrażając autentyczne nastroje i prezentując rzeczywistość zgodną ze stanem faktycznym. Luyendijk pokazuje, jak naprawdę wygląda dziennikarska codzienność i jak w istocie niewiele znaczącym trybikiem w sprawnie działającej machinie agencji prasowej czy PR jest przedstawiciel tego zawodu. Uświadamia czytelnikowi, w jaki sposób tworzy się newsy, kim są talking heads czy LexisNexis oraz jaka jest ich rola w kształtowaniu opinii publicznej. Może to zabrzmi naiwnie (chociaż wedle słów autora moje wyobrażenie nie odstawało od stanowiska większości odbiorców), ale o wielu sztuczkach i manipulacjach stosowanych przez media nie miałam najmniejszego pojęcia, a co za tym idzie – mój obraz świata był zafałszowany, zgodnie zresztą z oczekiwaniami jego twórców. Nie powiem, że nagle mnie oświeciło, że dzięki lekturze przejrzałam na oczy i mogę stwierdzić, że od dziś nie pozwolę się okłamywać, bo byłoby to nadużyciem, jednak dzięki książce Luyendijka zaczęłam zdawać sobie sprawę z działania mechanizmów mających na celu ukształtowanie pożądanego nastawienia opinii publicznej.
Jednak holenderski dziennikarz na tym nie poprzestaje; opierając się na swym doświadczeniu nabytym w krajach takich jak Egipt czy Syria, a więc rządzonych przez dyktaturę, pokazuje, czym różni się reżim od demokracji i jakie są tego skutki nie tylko dla tamtejszego społeczeństwa, ale przede wszystkim dla dziennikarza próbującego relacjonować jakieś ważne wydarzenie lub znaleźć wiarygodne źródło informacji. Zastraszanie i dezinformacja – nie tylko mediów, ale i własnego społeczeństwa – reżyserowane wywiady i scenki odgrywane specjalnie dla dziennikarzy – oto główne narzędzia działania dyktatury, które uniemożliwiają nie tylko przekazanie prawdy, ale i jej ustalenie. Media mogą prezentować tylko taką jej wersję, jaka jest w ich zasięgu.
Nieco inaczej sytuacja przedstawia się w przypadku konfliktu izraelsko-palestyńskiego oraz iracko-amerykańskiego, które w dużej mierze ukształtowały konkretny obraz świata arabskiego w głowie człowieka Zachodu. To, co przedostaje się do naszych mediów, jest starannie kontrolowane i filtrowane przez rządy medialnych mocarstw – nie jest to kolejna czcza teoria spiskowa, ale dobrze udokumentowany i uargumentowany przez autora fakt. Przykładów na to, jak Izrael i USA manipulują mediami, Luyendijk podaje mnóstwo. Nie znaczy to, że staje w obronie czy próbuje wybielić tę drugą stronę; podkreśla jedynie powody, dla których Palestyńczycy i Irak przegrywają wojnę medialną z Izraelem i USA. Pokazuje, w jaki sposób odpowiednio dobrane słownictwo w notce prasowej przygotowanej zawczasu przez prężnie działający PR, wyreżyserowane scenki, prowokacje i inne incydenty, a nawet odpowiednie ustawienie kamery mogą wypaczyć przekaz medialny, a tym samym wykreować fałszywy, nieistniejący obraz świata zgodny z aktualną polityką państwa. Ukazuje kulisy powstawania newsów, których naczelną zasadą jest to, że mają pokazywać tylko to, co odbiega od codzienności – a że ta codzienność jest nieznana, powstaje zniekształcony jej obraz. Ten, komu pokazuje się jedynie wyjątek, będzie postrzegał go jako regułę. Mowa tu chociażby o zamachach bombowych dokonywanych przez palestyńskich bojowników-samobójców, powszechnym poparciu świata muzułmańskiego dla Al-Kaidy czy wiwatujących Kuwejtczykach rzucających kwiaty pod nogi amerykańskich żołnierzy. Czyż nie jest tak, że kiedy widzimy podobne obrazki w telewizji, ogarnia nas strach przed islamem i muzułmanami? A przeraża jeszcze bardziej, kiedy sobie uzmysłowić, że to manipulacja.
Szokujące fakty z życia reportera okazały się być niepokojącą, ale bardzo potrzebną lekturą. Obnażenie mechanizmów fałszowania obrazu świata kreowanego przez media, zaznaczenie różnic między wyobrażeniami odbiorcy a stanem faktycznym (który, paradoksalnie, trudno jest ustalić!) naprawdę daje do myślenia. Joris Luyendijk zrobił kawał dobrej roboty – okazał się doskonałym, bystrym obserwatorem rzeczywistości z ogromnym dystansem do samego siebie, zaś dokonując rzetelnej i wielowymiarowej analizy zjawiska manipulacji mediów na przykładzie sytuacji na Bliskim Wschodzie, nie tylko pozbawia nas złudzeń na temat pracy reportera, ale też w pewnym stopniu pomaga zrozumieć skomplikowaną sytuację w tym rejonie świata, a przynajmniej pobudki przyświecające tamtejszym przywódcom pragnącym przekonać do swoich działań opinię publiczną. W jasny i przystępny sposób odsłania kulisy bliskowschodniej polityki – zarówno wewnętrznej jak i zagranicznej – co prawda w delikatnym, ale wiele mówiącym zarysie pozwalającym ustalić kontekst omawianego problemu. Uświadamia, jak i dlaczego poszerza się przepaść między Wschodem a Zachodem – nie dlatego, że tak bardzo się różnimy od siebie, ale dlatego, że podsuwa nam się radykalnie różne obrazy świata. Winę za ten stan rzeczy ponoszą nie tylko rządy skonfliktowanych państw i agencje prasowe, ale także sami odbiorcy. W końcu to, co serwują media, jest w dużym stopniu odpowiedzią na ich oczekiwania. A widz chce oglądać drastyczne i dramatyczne filmiki, nie słuchać rzetelnych i kompleksowych analiz danego zjawiska, jak słusznie zauważa Luyendijk. Koło się zamyka, przepaść się powiększa. Warto wiedzieć, jak to działa, czym karmią nas media, jak wpływają na nasz obraz rzeczywistości, a książka holenderskiego dziennikarza o tym właśnie opowiada.
Autor: Joris Luyendijk
Tytuł: Szokujące fakty z życia reportera
Tytuł oryginału: Het Zijn Net Mensen
Przekład: Anna Rosłoń, Małgorzata Woźniak-Diederen
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: listopad 2013
Liczba stron: 236
Okładka: miękka ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-7508-732-1
Kategoria: literatura faktu
Autorka recenzji prowadzi bloga pod adresem: http://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/