Na początku listopada pojawiła się w księgarniach prawdziwa gratka dla fanek i fanów pisarstwa J.R.R. Tolkiena. Zapraszamy do lektury fragmentu!

O książce:

Upadek króla Artura to niedokończona, lecz niezwykle frapująca nowa wersja być może najsłynniejszej brytyjskiej legendy, według syna autora i opiekuna jego literackiej spuścizny, Christophera Tolkiena, rozpoczęta na początku lat trzydziestych XX wieku i zarzucona w 1937 roku. Może nie był to zbieg okoliczności, że w tym właśnie roku został wydany Hobbit, dający czytelnikom przedsmak wymyślonego świata, który miał ukształtować wyobraźnię XX wieku i sięgnąć w wiek XXI. W poemacie tym Tolkien przekształcił dawne opowieści, nadając im atmosferę powagi i nieuchronności wydarzeń: zamorską wyprawę Artura, króla Brytanii, do dalekich pogańskich krain, ucieczkę Ginewry z Kamelotu, wielką bitwę morską po powrocie Artura do Brytanii, portret zdradzieckiego Mordreda, pełne udręki rozważania Lancelota w jego francuskim zamku. To jeden z tych poematów, których pisanie Tolkien zarzucił. Jednakże związanych jest z nim wiele rękopisów, z których wyłaniają się wyraźne, choć tajemnicze związki zakończenia legendy arturiańskiej z Silmarillionem. Upadek króla Artura ukazał się w listopadzie nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Tytuł: Upadek króla Artura
Autor: John Ronald Reuel Tolkien
Tłumaczenie: Katarzyna Staniewska, Agnieszka Sylwanowicz
Tytuł oryginału: The Fall of Arthur
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 5 listopada 2013
ISBN: 9788378396574
Liczba stron: 264
Kategoria: fantastyka, fantasy

 

Upadek króla Artura
John Ronald Reuel Tolkien
(fragment)

 

Jak Artur i Gawen, wybrawszy się na wojnę, pojechali na Wschód
Artur, uzbrojon,  na wschód iść umyślił,
wieść wojnę  pośród dzikich pograniczy,
przez morze płynąć  do saskich siedzib,
ustrzec królestwo  rzymskie przed upadkiem.
Tak miał nadzieję  cofnąć nurty czasu, (5)
pognębić pogan  na łupieżczych łodziach
by już nie mogli  u błyszczących brzegów,
na płytkich wodach  południa Brytanii,
hardo grasować,  szukając grabieży.
Jak kiedy ziemia  jesienią zamiera (10)
i słońce słabnie,  chyląc się na zachód
we mgle ponurej,  a mąż wonczas pragnie
drogi i znoju,  dopóki mu ciepła
krew w żyłach płynie –  tak żądzą pałała
dusza Artura,  by po długiej chwale (15)
dowód ostatni  dać dumy i męstwa,
woli niezłomnej  w walce ze złym losem.
I tak zły los go  w przód i w przód prowadził,
Mordred przewrotnie  myśli jego mącił,
mądrością mieniąc  wojnę i szaleństwo. (20)
„Niechaj ich chramy  wniwecz się obrócą,
przystanie spłoną;  obronne ostrowy,
kędy przed rzymskim  królestwem się kryją,
w płomieniach zemsty  niechaj pójdą z dymem
w górę ku niebu!  Groźna jest twa ręka, (25)
szczęście ci sprzyja –  zatem idź i zwycięż!
Błogosławioną  Brytanię, twą ziemię
będę miał w pieczy,  póki nie powrócisz;
jam wierny. Ale  jaki wróg się waży
wojnę tu wszczynać  lub napadać ziemie (30)
tej wyspy żyznej,  pokąd Artur żyje,
skoro wilk wschodni  w swoim własnym lesie
siły ostatkiem  broni się w obierzy?”.
Tak mówi Mordred;  chwalą go mężowie;
Gawen nie odgadł  gadziego podstępu (35)
w tej śmiałej radzie;  na wojnę chciał ruszyć,
w zwłoce beztroskiej  zła się dopatrując,
co Stół Okrągły  stara się rozłupać.
Artur, uzbrojon,  na wschód się więc udał
i wojnę wzniecił  pośród dzikich krain. (40)
Panów pogańskich  kościoły i halle
gniótł swą potęgą,  kroczący w podboju
od ujścia Renu  przez rozliczne kraje.
Choć Lancelota,  Lionela, Ektora,
Borsa, Blamora  brakło mu w tych bojach, (45)
wszak wielu wielkich  pozostało przy nim:
Bediwer, Baldwin  i Brian z Irlandii,
Marak, Meneduk  z ich górskich warowni,
Errak i Iwen,  sławny syn Uriena,
co w Reged rządził,  i Kediwor krzepki, (50)
i Kador prędki,  z królową spokrewnion.
Gawen największy;  jego gwiazda lśniła
tym jaśniej, im się  świat dokoła ściemniał.
Nieustraszony,  waleczny i wierny,
pośród upadku  ostatnia obrona. (55)
Tak oto niczym  z twierdzy oblężonej
wywiódł ich Gawen;  rozbrzmiewał głos jego
czysto na czele  Arturowej armii;
miecz jego płonął  jak jasna pochodnia,
na samym przedzie  białą błyskawicą. (60)
Wrogi przed nimi,  pożoga za nimi,
parli do przodu,  na wschód coraz dalej,
pierzchał lud w trwodze  jak przed licem Bożym,
aż nie zostały  w spustoszonej ziemi
już żadne oczy,  by ich oglądały, (65)
prócz ślepi bestii,  co wrogo błądziły
w wymarłych krajach.  Tak wreszcie dotarli
do Mrocznej Puszczy  u szczytów podnóża:
za nimi pustać,  przed nimi gór piętra;
na dzikich wzgórzach,  wysoko wzniesionych, (70)
swe tajnie kryła  nieprzebyta knieja.
Tam w groźnych jarach,  głębokich parowach,
drzew się kłębiły  posępne konary –
mroczne sklepienia  dla rzek i strumieni,
w dół się lejących  z lodowych rumowisk. (75)
Kruki krakały  pośród skał strzaskanych,
orły krzyczały  w niebie kołujące,
na skraju kniei  wilki głośno wyły.
Wiatr przenikliwy  i zimny się zrywał,
i rósł gniew jego  nad rozchwianą puszczą (80)
wśród liści szumu.  Deszcz lał ciemne wody
i słońce nikło  w nagłej nawałnicy.
(…)