Na księgarskie półki lada chwila trafi prawdziwa gratka dla miłośników i miłośniczek zespołu Duran Duran – nakładem Wydawnictwa Anakonda ukaże się autobiografia Johna Taylora. Zapraszamy do lektury premierowego fragmentu książki.

O książce:

John Taylor, współzałożyciel Duran Duran, zabiera czytelnika na szaloną przejażdżkę po swoim życiu. Począwszy od lat osiemdziesiątych po dzień dzisiejszy i ostatni album „All You Need is Now”, John pisze o muzyce, imprezach i klipach dla MTV, które oszałamiały miliony fanów.

Razem z Duran Duran John Taylor tworzył wspaniałą muzykę naszych czasów. Od debiutanckiego dyskotekowego singla Planet Earth po ich ostatni hitowy album, Duran Duran zawsze potrafili rzucić świat na kolana. To była niezła jazda – dla Johna w szczególności – ostra, podniecająca…i niebezpieczna. Teraz po raz pierwszy opowiada swoją niesamowitą historię. Historię o spełnionych snach, życiowych lekcjach i zwalczonych demonach.

Jedynak nieśmiały Nigel John Taylor nie był oczywistym kandydatem na gwiazdę pop i obiekt szaleńczego uwielbienia. Jednak gdy porzucił swoje pierwsze imię i wziął do ręki gitarę basową, wszystko się zmieniło. John założył Duran Duran razem ze swym kolegą, Nickiem Rhodesem, latem 1978 roku. Wkrótce dołączył do nich Roger Taylor, Andy Taylor oraz Simon Le Bon. Razem odnieśli natychmiastowy i globalny sukces. Ich plakaty zawisły na milionach ścian na całym świecie, a każdy singiel stawał się międzynarodowym przebojem.

W swojej szczerej i przekonującej autobiografii John wspomina swoje najjaśniejsze momenty: spędzanie czasu z takimi ikonami jak David Bowie, Andy Warhol, czy nawet James Bond; spotykanie się z modelkami z okładek magazynu Vogue i jeżdżenie szybkimi samochodami. A wszystko to w czasie intensywnych występów ze swym ukochanym zespołem. Miał jednak przed sobą także trudne bitwy do stoczenia – zawirowania, które doprowadziły go na krawędź autodestrukcji, zanim odmienił swoje życie.

Przepełniona humorem, szczerością i ciężko zdobytą życiową mądrością oraz wyjątkowymi fotografiami autobiografia Johna Taylora stanowi fascynujący portret mężczyzny, który igrał z ogniem i wyszedł z tego bez szwanku.

Tytuł: W rytmie przyjemności. Miłość, śmierć & Duran Duran
Autor: John Taylor
Wydawca: Anakonda
Seria wydawnicza: Gwiazdy sceny
Data premiery: październik 2013
Kategoria: autobiografia
Liczba stron: 320
Format: 240 x 170 mm
Oprawa: twarda
ISBN-13: 9788363885304

W rytmie przyjemności. Miłość, śmierć & Duran Duran
John Taylor
(fragment)

Jedną z rzeczy, które odkryłem w czasie trasy w 1981 roku było to, że dziewczyny – wszystkich narodowości – lubiły brać ze mną narkotyki. Pomimo że w domu miałem dziewczynę, mój strach przed pustką pokoi hotelowych oznaczał, że posunąłbym się do wszystkiego, żeby uniknąć samotnego w nich spania. Zacząłem sobie zdawać sprawę, że koka zapewniała skuteczne ubezpieczenie na wypadek takiej ewentualności.

W szkole byłem ofermą. Nie byłem pakerem ani intelektualistą i nigdy nie miałem stałej dziewczyny jako nastolatek. Teraz wystarczyło, że mrugnąłem do dziewczyny w hotelowym lobby, za sceną czy na imprezie w firmie płytowej, i już miałem towarzystwo aż do następnego ranka.

Więc w czym problem, zapytacie? Problem jest taki – nie zrozumiałem tego zanim nie skończyłem czterdziestu lat – że tego rodzaju kontakt intymny z kimś, kogo się prawie nie zna, nieprzyjemnie drażni duszę. Chcesz tego, ale czujesz, że to nie jest całkiem dobre. A kiedy zaczniesz robić to noc w noc, tydzień w tydzień, twoje wyobrażenia na temat miłości i seksu stają się nieco skrzywione.

Wskakiwanie do łóżka jak gwiazda porno nie jest takie łatwe, jak sobie wyobrażacie, zwłaszcza z kimś, kogo imienia nie jest się pewnym. Czujesz się dziwnie. A przynajmniej ja się tak czułem. Być może były to jakieś pozostałości katolickiego poczucia winy? Stara dobra przyzwoitość? Czy Mama nie mówiła mi o tym? Narkotyki i alkohol pozwalały odepchnąć te wątpliwości, jak również jakiekolwiek zahamowania i niepewność, które ja – lub ona – mogliśmy mieć.

Nie chciałem być samotny, a narkotyki zapewniały to, że nigdy nie byłem. Jestem na ścianach tysięcy sypialni, ale strach przed samotnością robi ze mnie kokainistę.

Rzeczą absolutnie nieodzowną dla każdego muzyka w trasie jest harmonogram, rozpiska. Zazwyczaj dostaje się ją od managera podczas ostatniego dnia prób. W zależności od długości trasy, może obejmować różny czas; od tygodnia do dwóch miesięcy.

Strona pierwsza zawiera najważniejsze zasady, najbliższe grono oraz załogę, która będzie organizowała występy. Wszystkie numery telefonów, na które należy dzwonić w razie kłopotów: management, agencje, biura podróży, lokalni promotorzy. Następne strony zawierają listę kolejnych celów podróży: „3 października, Chicago. Hotel zespołu: Ambassador East. Hotel załogi: Crown Hyatt. Miejsce koncertu: Park West”. I tak dalej.

Nie od razu zauważyłem, że w lewym rogu każdej strony amerykańskiego harmonogramu znajdowała się cyfra; zwykle 18, 20 lub 21. Minęły miesiące, zanim odkryłem ten sekret. Cyfry odnosiły się do wieku, od jakiego w danym stanie można było legalnie odbywać stosunek seksualny.