Kinematografia belgijska dociera do naszego kraju bardzo rzadko, tym większa zasługa dystrybutorów, że zdecydowali się na wprowadzenie W kręgu miłości w reżyserii Felixa van Groeningena do naszych kin. Przypuszczam, że bardzo duże znaczenie miał fakt zdobycia przez dzieło van Groeningena nagrody głównej w sekcji Panorama na ubiegłorocznym festiwalu Berlinale. Nie zmienia to jednak faktu, że koniec wakacji to czas, kiedy po letnim okresie blockbusterów, komedii romantycznych i animacji dla dzieci, możemy się natknąć w repertuarze kinowym na interesujące dzieła, żeby wymienić chociażby Blue Jasmine w reżyserii Woody’ego Allena. Wśród nich kameralne W kręgu miłości wypada całkiem interesująco.

Początkowo schemat fabularny może wydawać się nieomal jałowy i wyświechtany. Oto para dawno po okresie młodzieńczego buntu, Elize i Didier, są zmuszeni zmierzyć się z chorobą nowotworową jedynej córeczki. W międzyczasie, podczas licznych retrospekcji, poznajemy początki znajomości pary oraz drogę, którą przeszli do podjęcia decyzji małżeństwie i dziecku. Podobny zarys scenariuszowy można było zobaczyć chociażby w Blue Valentine, debiucie Dereka Cianfrance’a z 2010 roku. Jednak wraz z rozwinięciem akcji jasne staje się, że W kręgu miłości ma zadatki na coś więcej niż tylko popłuczyny po dziele Cianfrance’a.

Oto Elize i Didier – para na pierwszy rzut oka ni to dopasowana, ni to nie. Ot tak, spotkali się pewnego dnia, ona jest tatuażystką, on liderem zespołu wykonującego piosenki w stylu bluegrass. Od słowa do słowa, od żartu do żartu, Didier zaprasza Elize na swój koncert. A potem jest już wyłącznie miłość, chciałoby się automatycznie i z kpiną dopowiedzieć… A otóż nie! Choć para przeżywa pierwsze uniesienia stanu zakochania, to szybko sprowadza ich na ziemię fakt, że Elize jest w ciąży. Dwa wolne ptaki, niespokojne dusze, nagle postanawiają podjąć się wyzwania, jakie stanowi posiadanie dziecka. I wychodzi im to wcale nienajgorzej. Do momentu, gdy ich córka choruje, a oni muszą się zmierzyć nie tylko z jej chorobą, ale i własnymi przekonaniami. Oraz odpowiedzieć sobie na pytanie: czy to, co ich łączy, to wciąż miłość, czy też są z tak odległych planet, że to, co naprawdę ich jednoczy, to jedynie fakt wychowywania wspólnie dziecka.

w-kregu1

Muszę przyznać, że dzieło van Groeningena mnie zaskoczyło. W kręgu miłości to film niespodziewanie… mądry. Po opisie dystrybutora oraz trailerze spodziewałam się raczej opowieści o wielkiej, niespodziewanej miłości pomiędzy tatuażystką a muzykiem, z wątkiem chorego dziecka w tle. Względnie obrazu przedstawiającego próbę pogodzenia się z żalem i żałobą. W kręgu miłości nie jest do końca ani jednym, ani drugim. Wątek miłosny jest pokazany przelotnie, jakby jedynie tłumacząc wybory, których dokonują bohaterowie w dalszej części filmu. Rola Maybelle, dziecka Elize i Didiera, niespodziewanie staje się osią fabularną filmu – nie tyle fizycznie, co raczej jako pretekst do ukazania pełni osobowości dwojga głównych bohaterów, oraz złożoności sytuacji w jakiej się znaleźli. Elize utożsamia bowiem bezgraniczną miłość matczyną, ale równocześnie kruchą kobiecą psychikę. Didier natomiast, chociaż początkowo niechętny myśli o dziecku, dla Maybelle jest w stanie przewartościować swoje poglądy. Oboje jednak czują się nie tyle zagubieni w sytuacji, co raczej osiągający pewien punkt krytyczny, od którego wydaje się, że nie ma powrotu. Każde z nich ma swoje marzenia, które legły w gruzach; każde z nich także inaczej zdaje się przeżywać ból. Okazuje się, że różnice w poglądach, które tak zachwycały ich nawzajem na początku znajomości, nagle przeobraziły się w przeszkody nie do pokonania.

Chyba od czasu Once (w reżyserii Johna Carneya) nie było filmu, w którym muzyka odgrywałaby tak wielką rolę. Elize i Didier wydają się być spojeni przez nią, wspólne występy na scenie pozostają dla obojga formą ekspresji uczuć. Czy to ich początkowej miłości, czy to spokojnej idylli czy też wreszcie – obopólnego zwątpienia w miłość. Szczególna jest scena, gdy para wykonuje wspólnie utwór If I Needed You Emmylou Harris – jest w niej zarówno przywiązanie, jakim się darzą, jest ukazanie wzajemnej relacji, którą osiągnęli w danej chwili, ranienie się nawzajem – jest w końcu przeszywający ból nie do ukojenia. Także oryginalny tytuł zaczerpnięty jest od jednego z wykonywanych w filmie utworów – Will the Circle Be Unbroken, będącego hymnem chrześcijańskim, wykonywanym m.in. przez zespół Alabama. Gdy więc Elize każe nazywać się Alabamą, można to odczytać na trzy sposoby: jako wyrażenie kontry do antychrześcijańskich uczuć Didiera, jako nawiązanie do tytułu oraz jako nawiązanie do Alabamy jako jednego ze stanów w Ameryce Północnej (przy czym równocześnie w tym przypadku chcąc stać się symbolem niespełnionego marzenia i ogromnego zawodu jaki odczuwa Didier w stosunku do USA).

w-kregu2

W kręgu miłości wiele jest odniesień do zdań wypowiedzianych w przeszłości, dlatego widz musi uważnie skupić się na śledzeniu akcji, aby móc wyłapać wszystkie konteksty. Niektóre wydarzenia są wytłumaczone wprost poprzez wspomniane retrospekcje czy też nawiązania słowne, wiele jest jednak takich, które zostawiają pole do interpretacji, bądź też reżyser próbował wyrazić je poprzez użytą w filmie muzykę. Dzięki temu W kręgu miłości nie jest kolejnym zwykłym dramatem o rozpadzie rodziny oraz braku miłości, a raczej próbą opowieści o jednym z możliwych scenariuszy życia dwójki bohaterów – zależnym od czasu, miejsca i przeżytych wydarzeń. To alegoria kapryśnego losu, ale i zwykłego braku porozumienia pomiędzy najbliższymi osobami – albo wręcz o niemożności oraz nieumiejętności prowadzenia dialogu.

Felix van Groeningen stworzył film zapadający w pamięć i nieobojętny w odbiorze. Duża w tym zasługa dwojga aktorów – Veerle Baetens i Johana Heldenbergha – wcielających się w postaci Elize i Didiera. Są przekonujący w swojej miłości, ale i nienawiści; o twarzach, które nie są jedynie ładnymi buźkami, ale obliczami wyrażającymi skomplikowane i złożone emocje. Dobrze dla wydźwięku filmu zrobiło wybranie na bohaterów dwoje „buntowników”, dzięki czemu ich przemiana w statecznych rodziców, oraz szybka utrata tej idylli w skutek problemu – staje się psychologicznie wiarygodna. Oczywiście można by zastanowić się nad ilością i łopatologicznością niektórych przekonań, w które karze Elize i Diedierowi wierzyć scenarzysta, ale dzięki umiejętnemu rozłożeniu akcentów nie drażnią one tak bardzo. A użyta w filmie muzyka, będąca połączeniem country z folkiem – choć mogłoby się wydawać, że powinna lekko trącić myszką i kiczowatością – jest przyjemna dla uszu i chwytliwa. Na tyle, że trudno się od niej po seansie uwolnić.

W kręgu miłości to połączenie dobrego aktorstwa, mądrego scenariusza (będącego adaptacją sztuki!), świetnych zdjęć i muzyki. A to sprawia, że dzieło to staje się, może nie arcydziełem, ale nieoczekiwanie przyzwoitym filmem. Nie jest cukierkowo, nie jest na siłę melancholijnie – jest prosto i z uczuciem. Jak przystało na dobry dramat.

{youtube}Jd4k06rBm94{/youtube}

Tytuł: W kręgu miłości
Tytuł oryginalny: The Broken Circle Breakdown
Reżyseria: Felix van Groeningen
Scenariusz: Felix van Groeningen, Carl Joos ( na podstawie sztuki The Broken Circle Breakdown Featuring the Cover-Ups of Alabama Mieke Dobbelsa)
Zdjęcia: Ruben Impens
Muzyka: Bjorn Eriksson
Wykonawcy: Veerle Baetens (Elize), Johan Heldenbergh (Didier), Nell Cattrysse (Maybelle)
Premiera: 10 października 2012 – świat, 30 sierpnia 2013- Polska
Gatunek: Dramat
Produkcja: Belgia
Dystrybucja: Against Gravity
Czas: 110 min