pospna-lito Noszę ciemnoczerwone piętno, biegnące od lewego ramienia po prawe biodro, ślad po truciźnie, którą matka dostała od znachorki, by pozbyć się mnie ze swego łona. Według znachorki, fakt, że przeżyłam, to nie żaden cud, a znak, że zostałam poczęta przez samego boga śmierci.

Czternastoletnia Ismae zostaje wydana przez swego ziemskiego ojca za mąż. Dziewczyna ma powody przypuszczać, iż Guillo jest nieświadomy jej piętna, bo któżby za nią dał aż trzy srebrniki? Cała wioska pluła na nią i obrzucała kamieniami, własna matka nie chciała jej w swym łonie, a ojciec katował przy każdej okazji. Tylko strach ludzi przed gniewem boga śmierci pozwalał Ismae egzystować.

Przez te kilkanaście lat dziewczyna poznała srogość życia (w każdym jej wymiarze) i nie oczekiwała niczego dobrego od swojego dopiero co poślubionego, nieokrzesanego małżonka. Żądza i alkohol przemawiały przez niego i popychały przerażoną Ismae w stronę stryszku, gdzie miało dojść do konsumpcji małżeństwa. Dziewczyna nic nie widziała o tej sferze, matka i siostra odeszły z tego świata zbyt szybko, by mogła je o to wypytać. Najbardziej jednak bała się momentu, w którym Guillo zedrze z niej szaty, wtedy też dowie się, że został podstępnie oszukany. Chwila ta nadeszła niespodziewanie szybko, a szok i furia w oczach małżonka były dostatecznym dowodem, iż nie miał on pojęcia o bliźnie i o tym kim, bądź czym w istocie Ismae była. Guillo pierwszą złość wyładował na wątłym ciele dziewczyny, po czym wrzucił ją do piwnicy i nakazał czekać na najgorsze. Ismae była przyzwyczajona do bólu i wszelkich niegodziwości jakie napotykała na swej ścieżce, więc po dźwięku otwieranych drzwi od jej lochu nie spodziewała się niczego dobrego. Nie stał w nich jednak jej małżonek, ale kapłan, który dopiero co udzielał im ślubu. Nie przyszedł do niej po to by ją unicestwić, ale uwolnić. Pośpiesznie zabrał ją na łódź, w której w niewiadomym celu popłynęli do Bretanii. I tak o to Ismae w roku 1485 staje przed bramą klasztoru świętego Mortaina, patrona śmierci, który od tej chwili staje się dla niej prawdziwym domem.

Trzy lata w klasztorze były najpiękniejszymi w życiu Ismae, gdyż wszystkie dziewczyny były sobie równe, wszystkie były córkami boga śmierci. Ismae dopiero w tym miejscu zdała sobie sprawę, że jej piętno nie jest przekleństwem, ale darem, świętością, która wywyższa ją na piedestał, nawet przed monarchami. W klasztorze poznała swoje nadzwyczajne zdolności i nauczyła się kompletnie dla niej nowych. Były to lata intensywnego treningu w każdej dziedzinie: historii, sporządzaniu trucizn, władaniu bronią, a nawet w uwodzeniu. Wszystko po to, aby móc w pełni wypełniać wolę Mortaina, którą było mordowanie niegodziwców przez niego wybranych i naznaczonych specjalnym znakiem śmierci. Ismae przysięgła godnie wykonywać jego nakazy jako skrytobójczyni.

W wieku siedemnastu lat jako nowicjuszka zakonu otrzymała swe pierwsze zadania, które przebiegło bezproblemowo, drugie natomiast okazało się bardziej złożone. Miała poznać zamiary niejakiego Duvala, szpiegować go i wypatrywać w nim piętna skazującego go na śmierć. By jednak tego dokonać musi być blisko niego, dlatego też zakon postanowił wysłać ją na książęcy dwór, na którym będzie podawała się za kochankę Duvala. Żadne z ich nie jest zadowolone z tego pomysłu, ale to jedyny sposób, aby poznać wolę Mortaina jak i zamiary możnych na dworze.

Robin LaFevers w swej powieści wychodzi od intrygującej postaci, która okazuje się być córką boga śmierci. Nie szczędzi opisów o jej życiu, w którym nie zaznała miłości, ani krzty dobroci. Przez ten pryzmat inaczej wyobrażałam sobie osobę Ismae i jej dalsze losy w klasztorze i poza nim. Dostała ode mnie znamiona mścicielki absolutnie pozbawionej litości, której droga stanie się zemstą, ale cóż wyszło nieco inaczej. Historia przebiegła niespodziewanym torem, odrębnych od moich oczekiwań. Posępna litość stała się podróżą po zakamarkach średniowiecznego dworu, w których czają się zazdrość i nieufność.

Trochę niepewnie spoglądałam na tę książkę, gdyż z jej odwrotu biło hasło: „Zakłamanie, żądza i zdrada”, które raczej kojarzy mi się z jakąś brazylijska telenowelą niżeli z książka fantasy. No ale cóż, historia przyciągała, a owe słowa nieszczególnie wkradały się w fabułę, do czasu… Posępna litość okazała się być ostatecznie książką w swej specyfice dość infantylną (wskazują na to także język, narracja i emocje), osadzoną gdzieś w wiekach średnich i dla której elementy fantastyki stanowią tylko tło. W tej książce Mortaina, jego służki oraz ich brak litości nie stanowią osi głównej fabuły (na co miałam nadzieję), jest nią życie dworskie, knowania, żądze władzy, kłamstwa i romanse. Postaci też okazały się dość schematyczne, przez co historia stałą się przewidywalna.

Powieści Robin LaFevers – mimo owej naiwnej otoczki, nie można uznać za kompletnie złą. Autorka w obrazowy sposób przedstawia realia średniowiecznego życia, jego obyczaje jak i zawarte w nim intrygi, więc książka w końcowym rozrachunku wypada dość dobrze. Posępna litość jest pozycja skrajną, bo z jednej strony aż bije infantylnością i miałkością postaci, a z drugiej jej fabuła i zobrazowanie tła ma w sobie coś, co przyciąga. Mam po przeczytaniu tej ksiązki silne wrażenie niewykorzystanego potencjału. Dobry pomysł, który nie został w pełni zrealizowany.

Książkę pani Robin LaFevers można przeczytać, bo na pewno znajdą się tacy czytelnicy i czytelniczki, których Posępna litość wciągnie bez reszty. Mnie jednak ten dworski romans z elementami kryminału i fantasy nie zachwycił na tyle, aby sięgnąć po następną jego część.

*Cytat pochodzi z książki

Autorka: Robin LaFevers
Tytuł: Posępna litość
Tytuł oryginału: Grave Mercy
Seria: Fantastyczna fabryka
Przekład: Dominika Wiśniewska
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 20 września 2013
Liczba stron: 560
Okładka: miękka
ISBN: 978-83-63387-52-5
Kategoria: fantasy