Wyobraźcie sobie, że mamy wiek piętnasty, a Wy jesteście najpotężniejszym i najbardziej wpływowym człowiekiem w kraju, dowódcą zwycięskich wojsk, mentorem i przyjacielem chłopca, który zasiadł na tronie dzięki Waszej pomocy. Postawcie się na chwilę na miejscu takiego człowieka, który przyzwyczaił się do tego, iż oddawane mu są królewskie niemal hołdy, że monarcha słucha z zapartym tchem każdego Waszego słowa, a bogactwa i łaski nieustająco spływają na Was i na Waszą rodzinę. Większość ludzi uważa Was za właściwego władcę nadając Wam miano „Twórcy Królów”, a w Waszych żyłach płynie dość rozwodniona, ale jednak, królewska krew.

Myślę, że w takich okolicznościach mielibyście prawo sądzić, że już zawsze Wasze słowo będzie świętością dla osoby zajmującej tron, a strumień zaszczytów nigdy nie wyschnie. Dodać trzeba jednak jeden mały szczegół – jesteśmy w Anglii, a tam Fortuna potrafiła odwrócić oblicze od swoich najukochańszych dzieci w ciągu zaledwie jednej nocy. Nie było niczego nadzwyczajnego w tym, że zasypiało się królem, a budziło się więźniem (lub nie budziło się wcale) – równie dobrze mogło być na odwrót. Historia tego kraju jest pełna zaskakujących, niemal niemożliwych zwrotów akcji. 

Wielu z Was zapewne od razu zorientowało się, że powyższy opis dotyczy Ryszarda Neville’a, hrabiego Warwick. Jego prapradziadkiem był król Edward III Plantagenet, Warwick nie mógł jednak wykorzystać tego faktu i samemu walczyć o koronę. Trzeci z kolei syn Edwarda III, Jan z Gandawy, miał żonę – jedną, potem drugą, ale to wcale nie stało mu na przeszkodzie do posiadania także kochanki, którą ostatecznie uczynił trzecią panią Janową. Ich dzieci, narodzone jeszcze przed zalegalizowaniem związku, teoretycznie nie miały praw do tytułów ani do majątków ojca, nie wspominając o nazwisku. Jan z Gandawy jednak stanął na wysokości zadania i ogłosił je prawowitymi spadkobiercami, co wcale nie było wówczas takie popularne. Kolejny król, obawiając się jeszcze jednej bocznej linii królewskiej, która kiedyś mogłaby zagrozić tronowi uznał decyzję Jana, brata swojego dziadka, za prawomocną, zastrzegł jednak, iż potomkowie Beaufortów (takie miano otrzymały dzieci Jana z Gandawy i Katarzyny Swynford, kochanki, która została żoną), nie mają nigdy prawa do dziedziczenia korony.

Przez to zastrzeżenie ambitny do bólu i nadający się na władcę jak mało kto Ryszard Neville, praprawnuk Edwarda III, nie mógł sam walczyć o tron dla siebie. Kombinował więc, kombinował i wymyślił bardzo sprytny, jak mu się zdawało, plan. Pan Bóg obdarzył go dwiema córkami, a to, wobec powyższych okoliczności, nie było wcale takie złe. Wystarczyło odpowiednio powydawać je za mąż i już potomkowie Ryszarda Neville’a mogli wynieść jego ród ponad inne. I tutaj na scenie pojawiają się dwie niepozorne, a w rzeczywistości niezwykle fascynujące i działające na wyobraźnię postaci – Izabela i Anna Neville, córki Twórcy Królów.

O Nevillównach wiadomo niewiele, pomimo bardzo ważnej roli, jaką zaplanował dla nich ojciec, mimo tego, iż ich życie stało się jedną wielką walką o zaspokojenie jego ambicji, a to, jak się toczyło mogłoby posłużyć za kanwę niejednej powieści. I pewnie wcale nie zwróciłabym na nie większej uwagi, gdyby nie moje nieustające źródło fascynujących informacji, czyli Philippa Gregory.

Ta świetna pisarka, która jest jednocześnie doskonałym historykiem, postanowiła przybliżać ludziom postaci mniej znane, nieraz zapomniane, odtwarzać ich dzieje na podstawie wszystkich skrawków informacji, jakie tylko zdoła wykopać. A ponieważ przyjęło się, iż to mężczyźni tworzą historię, Gregory uznała, że trzeba stanąć okoniem i udowodnić, iż losy świata w wielkiej mierze zależały także od kobiet. Tym sposobem każdy, kto kocha historię, kto lubi dokopywać się do nieznanych faktów, a jednocześnie nie przeszkadza mu zapuszczanie się w przeszłość wyobraźnią i tworzenie barwnych, ruchomych obrazów na podstawie drobnych informacji i kontekstów znajdzie w książkach tej płodnej pisarki wiele wspaniałych portretów, fascynujących opowieści, a przede wszystkim wiedzy.

Córka Twórcy Królów jest opowieścią o Annie Neville, młodszej z córek Warwicka, niemniej jednak losy Izabeli są w tej powieści opisane równie wyczerpująco. Gregory tworzy swoje książki według jednego schematu – szuka, drąży, kopie dotąd, aż znajdzie o interesującej ją postaci wszystko, co tylko na daną chwilę znaleźć się daje. Następnie studiuje całą historyczną otoczkę – losy ludzi, z którymi bohaterka mogła się stykać, tło społeczne i obyczajowe, analogie, zachowania i czyny osób, które wywodziły się z tego samego kręgu kulturowego, z tego samego środowiska. Wykonuje tytaniczną pracę po to, aby móc potem zapełnić białe plamy biografii kolorami – zawsze jednak informuje nas o tym, gdy czegoś tylko się domyśla, gdy coś, co robią jej bohaterowie jest „prawdopodobne”, „przypuszczalne”.

Książki Gregory są więc cenne dla tych czytelników, którzy kochają historię i uwielbiają opowiedziane barwnym językiem opowieści o losach istniejących w rzeczywistości osób. Autorka bardziej skupia się na samej historii niż na stylu – ktoś, kto szuka pięknych metafor, głębokich opisów, rozważań historiozoficznych i psychologicznych, omówień tego, co się dzieje oraz błyskotliwych dialogów musi sięgnąć po książki innych pisarzy. Akcja pędzi trochę za szybko, ale dla Gregory najważniejsza jest sama historia, rozplątywanie zagmatwanych faktów i przekazywanie tego natłoku rewelacyjnych zdarzeń czytelnikowi spragnionemu wiedzy oraz intrygujących opowieści.

Czytając jej książki wyjątkowo zapominam o tym, że brakuje w nich na przykład malarskich opisów przyrody czy architektury, że nie zostały napisane z przebłyskiem geniuszu – od tego mam Sienkiewicza, Parnickiego… Gregory pozwala mi poznawać historię Anglii w taki sposób, że niemal staję się jej częścią – wydaje mi się, jakby opisywane wydarzenia działy się obok mnie. To, iż styl, którym się posługuje, nie stawia jej na równi z największymi pisarzami nie znaczy, że zostaje mi odebrana radość czytania i możliwość zachwycania się historią. Gregory potrafi świetnie potęgować napięcie – opisu porodu odbywającego się podczas sztormu nie da się zapomnieć. Autorka ma dar opowiadania językiem prostym, a jednocześnie sugestywnym. Jej gawędy o ludziach wciągają bez reszty, mobilizują do dalszego drążenia i poszukiwania, a przede wszystkim na zawsze pozostają w pamięci.

To, czego mi najbardziej brakowało to opisy bitew – o wszystkich dowiadujemy się po fakcie i nie poznajemy szczegółów. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że na świat przedstawiony patrzymy oczyma kobiety, która w tych walkach brać udziału nie mogła. Pominięcie jest zupełnie uzasadnione, ale ponieważ ja lubię sobie czasem ponarzekać, więc niemożność wyciągnięcia broni i pogalopowania na wroga, choćby tylko w wyobraźni, trochę mi doskwierała.

Córka Twórcy Królów to dzieje zdrady, jakiej dopuścił się Ryszard Warwick – nie tylko względem swojego władcy, ale także wobec rodziny. Ten znakomity dowódca osadził na tronie Edwarda IV Yorka strącając koronę z głowy prawowitego monarchy, Henryka IV Lancastera uznawanego przez wielu za szaleńca. Był bohaterem pierwszej części wielkiej wojny domowej znanej dziś jako Wojna Dwóch Róż, a wówczas nazywanej Wojną Kuzynów. Mentor i przyjaciel młodego króla, któremu umożliwił dotarcie na szczyt wierzył, iż jego zasługi zostaną docenione i odpowiednio wynagrodzone.

Pamiętacie, jak mieliście wyobrazić sobie, iż jesteście nim właśnie, najpotężniejszym człowiekiem w kraju? To musiało być przyjemne doświadczenie – nie tylko czuć się docenionym, ale przede wszystkim mieć świadomość, że zapewniło się sobie i swoim potomkom spokojną oraz pełną chwały przyszłość. A teraz spróbujcie sobie wyobrazić, że nagle wszystko legnie w gruzach, ponieważ król, który miał być gliną w rękach Neville’a, uświadamia sobie, że ma własny rozum i nie pozwoli, aby ktoś inny mówił mu, co należy czynić. Warwick już miał upatrzoną żonę dla swojego podopiecznego, matrymonialne pertraktacje właśnie miały się ku końcowi, gdy nagle Edward IV oświadczył radośnie, że on już żonę ma i nie zamieni jej na inną za żadne skarby świata.

Na arenę wkracza osławiona Biała Królowa, Elżbieta Woodville, a tym samym Ryszard Warwick i jego plany muszą skulić się w cieniu i siedzieć cicho jak mysz pod miotłą. W lawinowym tempie Nevillów na dworze zastępują Woodville’owie, a Anna i Izabela nie mają już możliwości wynieść rodu na szczyty, o jakich marzył ich ojciec. Twórca Królów zwija więc manatki i odchodzi do przeciwnego obozu, z którym dopiero walczył, gdyż tam zaczyna widzieć okazję do zrealizowania planów osadzenia córek na tronie. A dziewczęta podążają za nim, podporządkowane, ciche, nie pragnące niczego więcej jak tylko usatysfakcjonowania rodziciela i danie mu tego, o czym marzy – wnuka, który zasiądzie na tronie Anglii.

Philippa Gregory znakomicie opisuje losy, jakie zgotował Warwick swoim córkom. Historia, która do tej pory była dla mnie suchymi faktami trudnymi do ogarnięcia i zapamiętania nabiera koloru, smaku, zapachu… Z zapartym tchem, gdyż do tej pory nie do końca zdawałam sobie sprawę z pokrętnych dróg, jakimi błądziły czyny Neville’a, obserwowałam to, co działo się z Izabellą, żoną Jerzego Clarence’a, jednej z głównych postaci rodziny Yorków oraz z Anną, która niczym piłeczka kauczukowa była przerzucana z obozu do obozu, z jednego małżeństwa w drugie. Niezwykłe dzieje, których nigdy nie zapomnę – w wielkiej mierze dzięki Córce Twórcy Królów.

Autorka: Philippa Gregory
Tytuł: Córka Twórcy Królów
Tłumaczenie
: Urszula Gardner
Data wydania: 2013
Wydanie: 1
Liczba stron: 440
Oprawa: miękka
Wydawca: Książnica
Kategoria: biografie, historia Anglii

Autorka recenzji prowadzi bloga poświęconego kulturze i literaturze: Zielono w głowie