Kopia Marta Syrwid fot. Tomasz Kowalski

Zapraszamy do lektury wywiadu z Martą Syrwid, której najnowsza powieść zatytułowana Bogactwo ukazała się w marcu. Z nadzieją polskiej literatury rozmawia Przemysław Prekiel.

Przemysław Prekiel: Główna bohaterka Twojej książki, Pat, zmaga się z ciężarem pamięci. Więc to jednak nie gwałt odgrywa w książce decydującą rolę?

Marta Syrwid: A czemu gwałt miałby odgrywać główną rolę? Bo jest znaczącym wydarzeniem? Z tej książki można by zrobić taką idiotyczną czytankę z morałem, ale tego właśnie nie chciałam. Bo Bogactwo jest przede wszystkim o pamiętaniu, gdyby było tylko o gwałcie albo o gwałcie przede wszystkim, nic by z tego nie wynikało. Może wówczas to by się lepiej sprzedało, gdyby zaszufladkować problem, tak jak zaszufladkowano go przy Zapleczu, moim debiucie. Teraz nie mam już ochoty na sprzedaż i promocje na takich warunkach i dlatego Bogactwo jest o gwałcie, ale jakby tak – przy okazji. Tak naprawdę to jest powieść o tym, że najgorsze co może się zdarzyć, pozostając już w temacie: to zapamiętać ten gwałt.

PP: To czym miał być ten gwałt? Jaka miał pełnić rolę?

MS: To mogłaby być też np. śmierć matki, czy inne wydarzenie związane ze stratą. Bo chodziło mi przeżycie dotkliwe, nie-do-zapomnienia. Pat, główną bohaterkę, miało głęboko zniszczyć, do podstaw, jedno wydarzenie, po to, żeby owinąć wokół tej pretekstowej fabuły wątek pamięci. Chciałam tez użyć takiego wydarzenia, które będzie związane jakoś z relacjami damsko-męskimi, aby mieć pretekst do opisu np. kilku typów mężczyzn.

PP: Pat zdaje się szukać miłości i szczęścia. Choć raczej pragnie udowadniać wszystkim wokół, że jest taką, jaką chcą ja widzieć inni. Sporo w tym teatru…

MS: To jest bohaterka, która żyje w bardzo bezpiecznych warunkach, wszystko w jej życiu wydaje się oczywiste: że skończy studia, będzie miała mieszkanie po babci, znajdzie jakąś pracę, rodzice zasponsorują jej wakacje lub psychologa, żeby doszła do siebie, jeżeli poczuje się smutna czy „wypalona”. Na wszystko w jej życiu jest sposób, rada i pieniądze. Pat wypełnia też, idąc według tej samej logiki, oczekiwania chłopców, którzy pojawiają się w jej życiu. Jest osobą, która podporządkowuje się zasadom i wzorcom, podtekstom, presji.

PP: Pisząc Bogactwo szukałaś jakiejś inspiracji?

MS: Miałam potrzebę uporządkowania swoich własnych skrawków pamięci i wyśmiania niektórych sytuacji, zdystansowania się do własnej pamięci i np. wyrzutów sumienia. Nie chodzi tu jednak o zbieżność faktów, ale bardziej o sam fakt dręczącego, przynajmniej dla mnie, działania pamięci. Chciałam to sobie jakoś opisać, żeby nie bać się własnej pamięci. Chciałam też napisać o mieście. Od tego właściwie zaczęłam pisać tę książkę. Początkowo miał to być tekst tylko i wyłącznie o mieście, a inspiracją była tu książka Wojna, choć to kompletnie nie związane tematycznie z Bogactwem. Bardziej powieść Le Clezio inspirowała mnie formalnie, jako czysty przykład kompletnego nieliczenia się z trybami historii, narracji, poddania się za to przyjemności pisania, szukania małych znaczeń w scenach, opisach, takiego podskórnego rytmu opowieści. Ta powieść to chaos i podobało mi się jak Le Clezio oprowadza po tym chaosie.

PP: Właśnie miasto. Odgrywa ono dużą rolę. Poświęcasz mu mnóstwo miejsca. Miasto w Bogactwie jest tylko świadkiem dramatu? Wydaje się szalenie bezduszne.

MS: No, tak jak w rzeczywistości. Wszyscy, z którymi o tej książce rozmawiam, uważają, że to jest miasto bardzo straszne, potworne, że to miasto tylko obserwuje krzywdę Pat i nic z tym nie robi. Ale z drugiej strony, jeżeli sąsiedzi, którzy usłyszą za ścianą katowane dziecko nie dzwonią na policję, bo uznają, że to nie ich sprawa, to dlaczego moje powieściowe Miasto, jako zbiorowisko ludzi, miałoby się czymkolwiek przejmować, czymkolwiek różnić od takich milczących tchórzy? Fragmenty o mieście miały pokazać, że tu nie ma żadnego spójnika, relacje między ludźmi warunkuje przestrzeń, baru, bloku, jezdni, gorszych i lepszych restauracji. Nic nikogo nie obchodzi, bo nie też zresztą oczekiwać, że każdy będzie wrażliwy na wszystko, że każdego bezdomnego nakarmi. Ten pęd miasta jest rzeczywiście przerażający, bo pozostawia człowieka samemu sobie, ale nie jest to przecież nic nadzwyczajnego. Możesz sobie iść na zakupy, żeby poczuć się lepiej, możesz wypłakać przyjacielowi, możesz zadzwonić na infolinię dla ofiary przemocy, gwałtu właśnie, na przykład. Pat powinna, postępując według obowiązujących reguł, pójść na policję, pójść do psychologa, na terapię, pójść do apteki, wejść pod kołdrę i następnego dnia wstałaby już bardziej rześka po tabletce. Ale ona robi coś kompletnie innego, jej postępowanie wydaje się dziwne, ale dla mnie jest naturalne, jest tak naturalne, jak tylko można sobie wyobrazić. Zostawia siebie sam na sam z pamięcią o gwałcie, kieruje się instynktem, a nie rozsądkiem. Nikomu o tym nie opowiada i walczy tak jak jej podpowiada szaleństwo, bo ta pamięć zawsze już w niej taka pozostanie, nic tego nie zmieni, żadna terapia, żadne głaskanie serca. Poza tym: w mieście każdy jest obcy, nie można więc na nikogo liczyć, to truizm, ale odpowiadam w ten sposób na te dość naiwne okrzyki, czemu to Miasto w Bogactwie takie jest złe, takie spotworniałe. No, dlatego.

marta-syrwid-bogactwo 252PP: Zacytuję Ci pewien fragment: Pat opiera brodę na ugiętej dłoni, żeby chociaż jedno z jej marzeń się spełniło, żeby nie było już więcej: pamięci, szumu, ludzi, Miasta. Jedynie pomyślność i dobre ciśnienie. To jest ten ideał, do którego dąży Pat?

MS: Dokładnie tak. Ja też pisząc Bogactwo byłam w takie dziwnej nerwicy przerażenia miastem, tłumami, na dworcach, w centrum miast, w sklepach, autobusach i tramwajach. I równolegle pisałam właśnie o tym, co najgorsze, czyli pamięci. Bo każdy ma przecież takie fragmenty wspomnień, jakieś wyrzuty sumienia, że kogoś skrzywdził, zrobił krzywdę, czegoś się wstydzi. Gdybym miała taką możliwość: pozbyć się pamięci i żyć z dnia na dzień, to zastanowiłabym się, czy z tej możliwości nie skorzystać. Pamięć bardzo przeszkadza, po prostu.

PP.: To może warto wracać pamięcią do tych chwil, które było dobre?

MS: A można mieć taką władzę nad pamięcią, żeby wybiórczo korzystać z jej bogactw? Widzisz, „Bogactwo” jest nawet specjalnie skonstruowane właśnie tak, żeby nie można było łatwo sięgać do tych odcinków i wątków, które nam się podobają i omijać inne. Poza tym pamięć nie działa przecież tak, że możesz wracać do tych chwil, które pamiętasz jako dobre. Tylko do tych. Nie ty tą pamięcią rządzisz, jej się nie da kontrolować. Pamięć działa niezależnie, dlatego jest kłopotliwa. Te złe wspomnienia i tak się pojawiają, częściej i intensywniej zresztą, niż te dobre.

PP.: W Twojej poprzedniej książce pt. Zaplecze, główna bohaterka, Klara, zmagała się z problemem anoreksji. W Bogactwie, Pat pada ofiarą gwałtu. Dlaczego Marta Syrwid serwuje swoich czytelniczkom i czytelnikom tak traumatyczne przeżycia?

MS: Takie pisanie bardzo długo wydawało mi się rozwijające. Ciekawiły mnie sytuacje, z jednej strony, wydawać by się mogło, bardzo medialne i oklepane, a z drugiej, tragiczne, nie opisane dobrze, głęboko i szczerze, właśnie dlatego, że na potrzeby mediów je spłaszczano. Powstało przecież mnóstwo książek o anoreksji, masa filmów, podobnie jest z gwałtem. Większość tej twórczości jest po prostu marna, bo histeria zwycięża nad empatią. To są po prostu atrakcyjne tematy, tragedie są w cenie. Interesowało mnie pisanie książek, które dodrapały by się trochę głębiej i mam też wrażenie, że mówienie skonwencjonalizowanym językiem o tragediach, jest po prostu nieuczciwe. Ale w tym momencie już starczy, następna książka będzie przyjemniejsza, a przynajmniej pozbawiona traum.

PP: Z wykształcenia jesteś filmoznawczynią. Więc Bogactwo to gotowy scenariusz na film? Podzieliłaś nawet książkę na odcinki.

MS: Książka nie jest gotowym scenariuszem, bo tam jest sporo np. metafor, które są bardzo literackie, których nie dałoby się przełożyć na język kina, albo: nie dałoby się tego zrobić ciekawie. Natomiast jeśli chodzi o samą strukturę narracji, to moim zdaniem dobrze mogłoby to wyjść w kinie. Samo napisanie jej w odcinkach zawiera sugestie jak montażowo można byłoby poprowadzić tę opowieść, na jakich drobiazgach sklejać dwa wątki.

PP: Czytając książkę, można odnieść wrażenie, że książkę- zostając przy tej kanwie filmowej- można podzielić na dwa odcinki. Przed lipcowy, kiedy wydarzył się gwałt i ten po. Które Twoim zdaniem jest dla niej bardziej traumatyczny?

MS: Gorsze było to, jak przeżywała gwałt, to na pewno, bo gorsza była pamięć, do której tu wciąż wracam. Mimo że związki Pat były fatalne, mają one jednak w powieści potencjał humorystyczny. Mam wrażenie, że w tej książce sporo jest ironii, wyśmianej histerii męskiej, zabawnych obserwacji i skojarzeń. Dopiero później – później chronologicznie, bo nie w powieści – po tej części o związkach Pat, następuje katastrofa, która miała ściąć ironię i wrzucić Bogactwo na tory thrillera, przecież tam jest kilka morderstw.

PP: Jaka jest więc tak naprawdę Pat? Wiemy o niej, że obsesyjnie sprząta swój dom, choć nie jest perfekcyjną panią domu, znosi do domu różne przedmioty, które kolekcjonuje, ma całą masę nie udanych związków. Ciężko ja rozgryźć…

MS: To świetnie. Chciałam, aby Pat reprezentowała nienawiść do pamięci. To jej sprzątanie nie jest tylko po to, żeby mieć czysto, żeby było ładnie i żeby być perfekcyjną panią domu, tylko po to, żeby wyczyścić resztki pozostałe z jej starego życia. Dlatego też Pat zbiera śmieci: aby zapełnić dom czymś obcym, z czym nie wiążą się żadne wspomnienia. Ale właściwie nie mówię tu nic nowego, wszystko to jest napisane w Bogactwie.

PP: Co czyta Marta Syrwid? Co lubi czytać, kogo?

MS: Teraz bardzo dużo czytam książek o latach 60-tych do mojej nowej książki o tej dekadzie w kulturze polskiej. Takie też obecnie oglądam filmy, dokumentalne i fabularne, nie tylko polskie. Poza tym, z moimi sympatiami literackimi jest bardzo różnie, ja już gdzieś o tym mówiłam zresztą, że przeprowadzam zawsze test trzech zdań. Idę do księgarni, otwieram książkę w trzech różnych miejscach i jeżeli w każdym z tych trzech miejsc znajdę coś interesującego, to tę książkę kupuję. Bywa tak, że spędzam mnóstwo czasu w Empiku i nie znajduję żadnej książki, a na przykład wychodzę z dozownikiem do mydła albo konewką – pewnie dlatego, że to taki asortyment mają tam najbogatszy. Nie mam swojego ulubionego pisarza, lubię po prostu książki, które sprawiają mi przyjemność tym, w jaki sposób są napisane.

Marta Syrwid fot. Tomasz KowalskiMarta Syrwid – jako 18-latka wydała zbiór opowiadań Czkawka i wystąpiła w programie Kazimiery Szczuki Wydanie drugie poprawione. Obecnie studentka filmoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim, słuchaczka Krakowskiej Szkoły Filmu i Komunikacji Audiowizualnej. Zadebiutowała w wieku 16 lat w Ha!arcie. Jej opowiadania ukazywały się także w Lampie, Zoopie, Undergruncie i Borussii. Od 2004 roku współpracuje z Perspektywami, autorka artykułów o tematyce edukacyjnej oraz wywiadów. W 2004 roku otrzymała stypendium Funduszu Pomocy Młodym Talentom Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich. W 2009 roku została stypendystką programu Homines Urbani.