Podobno współczesny czytelnik nie jest organicznie zdolny do przeczytania Anny Kareniny. Stąd zapewne wysyp zagłodzonych objętościowo i intelektualnie książeczek, ze zredukowanym do granic możliwości opisem. Mam szczerą nadzieję, że tych organicznie zdolnych jednak trochę jeszcze po świecie chodzi i ci skuszą się na Niewidzialny most Julie Orringer. Naprawdę warto. To blisko siedemset pięćdziesiąt stron wybitnej, genialnej prozy. Drobnym drukiem.

Jest rok 1937. Andras Levi to zdolny węgierski Żyd, którego talent plastyczny zyskuje uznanie we francuskiej Ecole Speciale d’Architecture. Sukces przychodzi nagle – przyjęcie na studia, przyznanie stypendium, wyjazd z Budapesztu do Paryża. Zanim jednak Andras opuści ojczyznę, pewna dama z wyższych sfer żydowskich poprosi go o przysługę. Chce, by mężczyzna dostarczył paczkę dla jej syna, Józsefa Hasza, również studiującego w stolicy Francji, a także list do tajemniczego C. Morgensterna. Andras zgadza się. Nie wie, że w wyniku tego nieoczekiwanego zbiegu okoliczności jego los na zawsze zwiąże się z rodziną Haszów, a C. Morgenstern okaże się być kobietą… Piękną tancerką, mającą za sobą skomplikowaną przeszłość. Andras, rzecz jasna, zakochuje się w Claire, choć wydaje się, iż ich związek nie ma przyszłości. On to uczący się po nocach, ubogi student, który ledwie wiąże koniec z końcem, ciężko pracując na swoje utrzymanie, ona to wybitna baletnica z własnym studiem i wygodnym domem. Poza tym Claire – Klara – jest od Andrasa sporo starsza, a w dodatku samotnie wychowuje nastoletnią córkę. I jeszcze ta owiana tajemnicą przeszłość, o której wzbrania się mówić… Wreszcie jednak przychodzi odpowiedni moment i na to. Między mężczyzną i kobietą rodzi się szczególna więź. Nie są w stanie dłużej ukrywać swojego związku, mimo różnicy wieku i dzielących ich społecznych barier. Klara wyjawia Andrasowi swój mroczny sekret, opowiada o tragedii sprzed lat, w wyniku której musiała opuścić Węgry i wyemigrować do Paryża, gdzie zaczęła nowe życie pod zmienionym nazwiskiem. Kiedy wizja ślubu i wspólnej przyszłości zaczyna nabierać realnych kształtów, pojawia się kolejna przeszkoda. Wojna. Klara i Andras wracają na Węgry i wprawdzie pobierają się, lecz miesiąc miodowy nie trwa długo. Mężczyzna trafia do Munkaszolgalat – batalionów pracy przymusowej, podobnie jak jego dwaj bracia, a później także i bratanek Klary. Czy rodzinie uda się przetrwać wojnę? Czy Andras wróci do Klary? Czy otrzymają szansę na wspólne życie?

Niewidzialny most można omyłkowo wziąć za romansidło na tle wojny. Trudno nawet napisać streszczenie tej powieści tak, by perypetie miłosne nie wysuwały się na pierwszy plan. A przecież powieść Orringer nie jest wcale romansem – to wielki epicki fresk, historia dwojga ludzi i ich rodzin, przyjaciół, znajomych, którym wojna brutalnie przerywa życie. W pył obracają się marzenia o ukończeniu studiów, dyplomie, o przyszłości u boku ukochanych osób. Rozpadają się przyjaźnie, małżeństwa zostają skazane na rozłąkę, matki tracą dzieci. Orringer w sposób przemyślany prowadzi akcję, w pierwszej części powieści skupiając się na drobiazgowych opisach paryskiego życia, relacjach damsko-męskich, relacjach przyjacielskich, relacjach rodzinnych, relacjach zawodowych. To ludzie i łączące ich tytułowe niewidzialne mosty są tutaj najistotniejsi. Wszystko ma znaczenie. Zielona wstążka przy kapeluszu, nowy garnitur, faszerowana kapusta, wygrany konkurs na uczelni, alkoholowe upojenie, tort i herbata wypijana ze słoika po dżemie. Czytając pierwszą część Niewidzialnego mostu należy smakować powolny rozwój wydarzeń, subtelne, poetyckie niemal opisy Paryża, zachodu słońca nad morzem w Nicei i płatków śniegu na czerwonym kapeluszu. To prawdziwa, soczysta powieść obyczajowa, traktująca o perypetiach pewnej grupy bohaterów, ukazująca również ich bogate życie wewnętrzne, refleksje, marzenia, perspektywy na przyszłość.

Druga część jest już zupełnie inną historią. Wraz z Klarą i Andrasem przenosimy się do Budapesztu, a potem z samym mężczyzną do obozu pracy. Narracja bowiem z żelazną i godną podziwu konsekwencją prowadzona jest z punktu widzenia jednego tylko bohatera. To oczyma Andrasa oglądamy przedwojenny Paryż, a później ogarnięte wojną Węgry i okrucieństwa, na które narażona zostanie cała jego rodzina. Widzimy, jak dojrzewa, jak zmienia się z naiwnego młodzieńca, podziwiającego pomarańczową pastylkę słońca nad płynnym metalem morza, w dorosłego mężczyznę, a później w wykończonego pracą, schorowanego człowieka. Tutaj już nie czytamy o pomarańczowych pastylkach słońca i słomkowych kapeluszach, nie czytamy o szampanie i kolorowych dekoracjach w paryskim teatrze. Metafory zmieniają swoje oblicze, opisy stają się bardziej ascetyczne i mniej poetyckie, ogniskują się wokół biologii, tego co cielesne, organiczne. Ludzie czują się jak wydrążone i poorane głębokimi bruzdami kawałki drewna, czaszki to kruche architektoniczne konstrukcje, które łatwo obrócić w proch, a nogi wyginają się pod nierzeczywistym kątem. Człowiek przeistacza się tutaj w istotę złożoną raczej z mięśni, ścięgien i kości niż z wielkich idei czy głębokich refleksji. Potrzeby ulegają drastycznej redukcji i w gruncie rzeczy chodzi o jedno – o przeżycie, a to, jak wiemy, jest tylko i wyłącznie kwestią przypadku, co bardzo wyraźnie podkreśla zacytowany po Epilogu wiersz Wisławy Szymborskiej, Wszelki wypadek. Tytułowe niewidzialne mosty osiągają w tej części wymiar metafizyczny. Łączą jednostkę z jej dawnym życiem, z tymi innymi aspektami człowieczeństwa, które w obecnej rzeczywistości jawią się jak sen, jako coś tak odległego, że aż nierealnego. Andras nie raz zastanawia się, czy jest w nim jeszcze niewielka cząstka tego młodego mężczyzny, który z głową pełną planów na przyszłość projektował w paryskiej Ecole Speciale halę sportową z podwieszoną bieżnią. Czy do przeszłości można w ogóle powrócić, ocalić cokolwiek z wcześniej znanego świata? Czy można żyć, będąc tym wydrążonym kawałkiem drewna? Czy można żyć, mając za sobą tylko śmierć? Czy istnieje coś, co po tym wszystkim jest w stanie ocalić człowieka od szaleństwa? Czy Andras to odnajdzie?

Powieść Julie Orringer podzielona została na pięć odrębnych części, jednak w sposobie konstruowania fabuły wyraźnie rysuje się dualizm – granica między tym, co przed wojną, i tym, co podczas wojny i po niej. Drastyczna zmiana w prowadzeniu narracji, skok na główkę z dekadenckiego Paryża do obozów pracy, zamiana czekoladowych croissantów na czarny chleb z trocinami jest niezwykle wyraźna. Andras porusza się w zupełnie odmiennej rzeczywistości, a czytelnik w zupełnie innej opowieści, dzięki czemu lepiej rozumie dramat głównego bohatera. Orringer nie rozpieszcza odbiorcy, kreśli historię boleśnie prawdziwą, rysuje postaci niedoskonałe, jest w swojej powieści blisko rzeczywistości. I takim również raczy nas zakończeniem – słodko-gorzkim, dalekim od hollywoodzkich schematów.

Będzie zatem i smutek, i radość, jak to w życiu. A nade wszystko prawda, że człowiek może znaleźć ocalenie tylko w drugim człowieku. Doskonała powieść, po mistrzowsku poprowadzona fabuła, konsekwentna narracja, błyskotliwe dialogi, wykwintny język. Niewidzialny most to pod każdym względem wybitna książka. Prawdziwa literacka uczta.

Tytuł: Niewidzialny most
Autorka: Julie Orringer
Tłumaczenie: Agnieszka Mitraszewska, Nina Dzierżawska
Tytuł oryginału: The Invisible Bridge
Seria/cykl wydawniczy: Szmaragdowa seria
Wydawca: Czarna Owca
Data wydania: 20 czerwca 2013
ISBN: 9788375546835
Liczba stron: 752
Kategoria: proza zagraniczna