XIX wiek to epoka, o której czytać lubię najbardziej. W jakiejkolwiek formie. Podręczniki do historii, rozprawy naukowe o literaturze, poematy, biografie, powieści historyczne, obyczajowe, fantastyczne, publicystyka – cokolwiek wpadnie mi w ręce długo się w dziewiczym stanie nie uchowa. Sprawili to zapewne poeci romantyczni, których twórczość i życiorysy upodobałam sobie już w szkole podstawowej, potem nauka historii, fascynacja malarstwem impresjonistycznym, wreszcie ukochanie angielskiej literatury wiktoriańskiej.
Nikogo więc nie może dziwić, że po nową książkę autorki Miłości staropolskiej sięgnęłam zachłannie spragniona wiedzy i kolejnych obrazów rozwijających moją wyobraźnię. Znalazłam w niej wszystko to, co było mi do szczęścia potrzebne – świetny, gawędziarski styl oraz informacje, które pogłębiły moją znajomość epoki. A przy tym wszystkim estetyczną przyjemność sprawiło mi jej niezwykle urocze wydanie.
Początkowo zmyliła mnie reprodukcja obrazu Renoira umieszczona na okładce – sugerowała, że książka opowiada o życiu towarzyskim nie tylko Polaków i Polek. Przypuszczałam, że autorka zapuszcza się także na angielską prowincję, do paryskich sal balowych czy w niemieckie uzdrowiska. Szybko przekonałam się, że w trakcie lektury pozostanę jednak w granicach naszego kraju. W XIX wieku z tymi granicami różnie bywało, ale nie ma to w tym przypadku większego znaczenia, gdyż Agnieszka Lisak zręcznie starała się przez większość książki omijać zagadnienia polityczne i ignorować fakt, że bywali wówczas tacy, którzy twierdzili, iż Polska nie istnieje. I bardzo dobrze zrobiła, czasem przydaje się świeże spojrzenie i przypomnienie sobie, że poza polityką istniało jeszcze życie codzienne, normalne, niepodporządkowane nieustającej walce o to, czy o tamto. Autorka wskrzesiła świat przeszły, miniony, czyniąc go swojskim, bliskim, naszym.
Nagle okazało się, że życie kobiet należących do polskich wyższych sfer nie różniło się tak bardzo od tego, o jakim czytałam w powieściach Jane Austen. Pierwsze bale, nauka trzymania haftowanych chusteczek do nosa w odpowiedni sposób, bezustanne roztrząsanie tego, czy ktoś nie weźmie nas na języki i nie zrujnuje nam opinii, polowanie na przyzwoitego kandydata na męża, wizyty składane o właściwej porze, setki nakazów i zakazów, których przestrzegania bacznie pilnowały liczne matrony – niańki, ciotki i panie matki – o wszystkim tym czytałam już wcześniej w Dumie i uprzedzeniu, Emmie, w Cranford oraz Żonach i córkach Elizabeth Gaskell, w Lokatorce Wildfell Hall Anne Brontë oraz w wielu innych ukochanych przeze mnie powieściach z epoki. Życie towarzyskie uświadomiło mi, że te zwyczaje były także obecne w moim własnym kraju.
Nie ma w tej książce rozdziału, który by mnie nie zainteresował. Moda, nie tylko dotycząca stroju, ale także języka i rozrywek, sposoby podróżowania, rodzaje zabaw salonowych, tajemnice seansów spirytystycznych, wizyty kurtuazyjne, lokale, pojedynki, rozrywki mniej lub bardziej kulturalne, rywalizacja między salonami literackimi – wspaniała kopalnia wiedzy o życiu naszych przodków, napisana przy tym językiem sugestywnym, mającym zdolność do wywoływania w umyśle czytelnika bogatych w szczegóły wizji. Przenosiłam się w czasie, by na przykład:
*współczuć Janowi Matejce, który, mając dorosłe córki na wydaniu, musiał przez całą noc przesiadywać na balach, pilnując, by przypadkiem krzywda jakaś nie stała się jego latoroślom (a dokładniej – czy dziewczęta zachowują się odpowiednio skromnie oraz czy aby na pewno mają powodzenie i nie podpierają ścian);
*wczytywać się w zabawne, a czasem mrożące krew w żyłach (magiczno-fizykalne widowisko pod tytułem Bót zaczarowany, w którym, przy zdejmowaniu tegoż, cała noga oderwaną od ciała zostanie, co wprawi widzów w zadumienie, a tym samym wielką sprawi przyjemność) reklamy pokazów, sztuk teatralnych, zabaw na świeżym powietrzu;
*zastanawiać się, czy aby na pewno nasi pradziadowie nie umierali częściej z powodu nie dbania o higienę niż przez choroby zakaźne (Nie czyść zębów szczoteczką: bo gdy pooddzierasz dziąsła od kości, tedy ci z gęby nieznośnie cuchnąć będzie; najlepiej uczynisz, jeśli z rana i wieczorem, a także po każdym jadle czystą wodą gębę wypłuczesz, jeśli palca zamiast szczotki używać będziesz);
*dochodzić do wniosku, że wcale tak bardzo marzenia ludzi żyjących 150-200 lat temu nie różniły się od moich (Człowiek nowoczesny zaczynał wzdychać do Paryża jak muzułmanin do Mekki);
Styl Agnieszki Lisak jest lekki i przyjemny – ma ona zdolność do wyszukiwania w przepastnych archiwach oraz w niezliczonych pamiętnikach i wspomnieniach fragmentów niezwykle interesujących, zabawnych, a przy tym niesamowicie typowych dla epoki, którą akurat wzięła na tapetę. Ot ktoś przyniósł na spotkanie nowinkę na temat automatycznych pojazdów. Była ona nader wątpliwa, bo czy ktoś widział kiedyś wóz jadący bez konia? (…) Ci o bardziej otwartych umysłach wpadali w zachwyt. Gdyby pojazdy takie faktycznie rozpowszechniły się na ulicach, podniosłaby się zdrowotność miasta. W końcu zniknąłby z nich zapach końskiego moczu, wsiąkającego tak łatwo w drewniane bruki. Miałyby także wpływ na bezpieczeństwo, zmalałaby liczba wypadków spowodowanych płoszeniem się i przewracaniem koni. I w końcu nastałaby cisza, z ulic zniknąłby stukot kopyt i klekot kół, który zmuszał do zamykania okien latem.
Dla mnie jest to pozycja obowiązkowa. Myślę, że wielu z Was sprawi ona tak samo wielką przyjemność. Dodam, że jak ktoś kocha Kraków, to znajdzie tu bardzo wiele fragmentów dotyczących życia towarzyskiego w tym właśnie mieście. Miło będzie znów odwiedzić gród Kraka mając o nim o wiele większą wiedzę niż przed lekturą tej książki.
Autorka: Agnieszka Lisak
Tytuł: Życie towarzyskie w XIX wieku
Autorka recenzji prowadzi bloga poświęconego kulturze i literaturze: Zielono w głowie