Zdaję sobie sprawę z tego, że brzmi to dziwnie w zestawieniu ze zwykłym filmem romantyczno-obyczajowym. Jest to najzupełniej subiektywne odczucie i zapewne nie każdy widz w ten sposób odczyta tę historię. Odrzuciłam na bok, ledwo je zauważywszy, banalne perypetie miłosne pary współczesnych bohaterów. Nie zapadło mi w serce pragnienie poszukiwania sensacji i skandalu przez niektórych badaczy. Maud i Roland znaleźli nitkę, która zaprowadziła ich do odkrycia specyficznego, drażliwego, ukrytego przez lata. Nie każdy powinien dostać w swoje ręce taką wiedzę. Jest delikatna niczym sekretny pocałunek – nieodpowiednio wydobyta na światło dzienne staje się plotką, sensacją, zrzuceniem kogoś z piedestału. Z drugiej strony odnalezienie listów poety i dotarcie do informacji o jego miłości do kobiety, która nie była jego żoną, do poetki, która żyła przecież samotnie z małym domku, pozornie nie spotykając się z nikim, o ich wspólnych, splecionych na wieki losach, pomogło lepiej zrozumieć poezję obojga.
Wiedza tego typu powinna być odkrywana przez świadomych i dojrzałych literaturoznawców, tych, którzy nie pragną rozgłosu, którzy zrozumienie poezji przedkładają nad zachłystywanie się sensacjami i ciągnięcie z nich profitów. Dla mnie tego typu odkrycie byłoby czymś najpiękniejszym dla wyobraźni. Działa ona w dość specyficzny sposób – pragnie wczuć się w każdą poznaną postać historyczną, chce zobaczyć świat oczyma poety, chce, abym sama nim się stała. Daje mi poczuć gorący piasek na twarzy, ten sam, który czuł Słowacki przed napisaniem Grobu Agamemnona, pozwala mi dotknąć dłonią szalonych fal rzucających łodzią, którą płynął Shelley, daje do ręki karabin, trzymany przez Baczyńskiego… I czuję to wszystko, ale nie byłoby to możliwe przez samo poznanie ich twórczości. Czytam dzienniki, wspomnienia, biografie, listy – to daje mi obraz, na tyle pełen, na ile to możliwe. Nie szukam sensacji, nie potępiam, nie interesują mnie ich zdrady czy przekonania od strony moralnej – chcę poznać ich myśli, aby zrozumieć ich jako ludzi i cały świat, w którym żyli. XX-wieczna Maud stojąca w tym samym miejscu, w którym kiedyś stała XIX-wieczna Christabel – to jedna ze scen, która zapadła mi w serce. Chodząc po zabytkowych ruinach zawsze dotykam najstarszych kamieni i czuję Historię, wyobrażając sobie ludzi, którzy kładli na nich dłonie – tak jak ja. To daje mi szczęście i spełnienie, głębię i radość życia, daje poczuć ciągłość i współodczuwanie z ludźmi żyjącymi dawno, ale przecież tak samo jak ja.
Nie każdy badacz nadaje się do odkrywania tajemnic ludzi sławnych, żyjących kiedyś, nie każdy czytelnik czuje potrzebę poznawania biografii. Pozostaje nam świadome pochłanianie życiorysów, odsiewanie plew – a co zrobimy z wiedzą o pewnych rzeczach, musimy sami zdecydować.
Jakiś czas temu wpadła mi w ręce pozycja o niezbyt mądrej okładce, przywodzącej na myśl nic nieznaczącą, banalną romantyczną historyjkę współczesną. Zaintrygował mnie tytuł – od razu przypomniałam sobie oglądany dawno temu film. Zerknęłam na tył okładki i znalazłam tę samą opowieść, która kiedyś tak mnie zaczarowała. Po przeczytaniu tej doskonałej, erudycyjnej, pełnej wyzwań intelektualnych powieści film już nie wydaje mi się tak dobry, ale za to znalazłam kolejną książkę awansującą do galerii tych najukochańszych, najwspanialszych i najmądrzejszych.
Prawie nie chce się wierzyć, że Randolph Henry Ash i Christabel LaMotte nigdy nie istnieli. Autorka nie ogranicza się do spreparowania ich wiarygodnych i pełnych biografii. Tworzy za nich wiersze, listy i wspomnienia, otacza ich ludźmi, za których pisze świadectwa, analizuje utwory, które sama napisała i dodaje do nich teksty krytycznoliterackie. To monumentalna powieść, pełna wspaniałych myśli i zachwycającej akcji, dająca o wiele szerszy obraz i głębsze pojęcie tematu niż jej filmowy odpowiednik. Listy, wymieniane między ludźmi, którzy dla współczesnych bohaterów Opętania zmarli dawno temu, a dla czytelnika powieści Byatt przecież nigdy naprawdę nie istnieli są przepełnione życiem, wiedzą, różnicami poglądów, poezją, prozą, informacjami o wiktoriańskim świecie, o tym, jak ludzie wówczas żyli, czym się interesowali, pasjonowali. W pewnym momencie już zupełnie zapomniałam, że Ash i LaMotte nigdy nie istnieli, a potem musiałam odkręcać przekonanie o ich prawdziwości przez kilka długich, pełnych zdziwienia chwil.
Listy ich są pełne znakomitych dyskusji na tematy wiary, przeplatane wątkami z Szekspira, historii literatury i sztuki. To rozmowy o poezji, jej sensie, jej istnieniu w danych czasach, o roli Poety. I miłość w końcu – uczucie, które nie zostało zbanalizowane, ograniczone do „ochów” i „achów” oraz do pocałunków i uścisków, jak w większości powieści zwanych romansami, ale upoetycznione, wyniesione na wyżyny wysokiej literatury.
To pięknie napisana, przepełniona literackimi smaczkami książka. Scena na cmentarzu, gdy awanturnicy i poszukiwacze sensacji zaczynają rozkopywać nocą grób poety w poszukiwaniu ukrytych dokumentów, wydaje się przesadzona, jednak wytrawny czytelnik nie tylko westchnie nad jej prawdziwością, ale także rozpozna w opisie niezapomniane fragmenty z XIX-wiecznych powieści grozy. Autorka nie daje wszystkiego wyłożonego na tacy – sami musimy nieraz odnaleźć powiązania pomiędzy elementami układanki odnalezionymi przez Maud i Rolanda, a pełnym obrazem historii Randolpha i Christabel.
Przez chwilę, bardzo wyraźnie, poczuł obecność, nie czyjąś, lecz jakiejś ruchomej rzeczy. Wsparł się tępo na trzonku szpadla – i właśnie w owej chwili potężna burza z całą mocą uderzyła w hrabstwo Sussex. Długi jęzor wichru z wyciem przeleciał obok nich, ściana powietrza grzmotnęła w Hildebranda, który nagle usiadł bez tchu w glinie. Cropper znowu zaczął kopać. Rozległo się głuche zawodzenie i świst, potem zaś jęczący chór i skrzypiące westchnienia protestujących drzew. Zawirowała strącona dachówka. Cropper otworzył usta i znów je zamknął. Uwięziony wiatr krzyczał i hulał po cmentarzu niby stwór z innego wymiaru. Gałęzie cedru i cisu wykonywały rozpaczliwe gesty.
Przy tym wszystkim znów wraca pytanie – czy mamy prawo? czy ukrywanie prawdy o poetach, pisarzach, rzeźbiarzach ulega przedawnieniu? jak sprawić, by fakty biograficzne były traktowane z szacunkiem? Autorka Opętania ostatecznie uchyla się od dania jednoznacznej odpowiedzi, a raczej od wyrażenia swojej opinii. Daje nam pole do przemyśleń, do zagłębienia się w temat, do wyciągania własnych wniosków. Przy tym daje do zrozumienia, jak wiele nigdy nie będziemy w stanie odkryć, jak to, co najważniejsze potrafi być ukryte na wieki, tylko w sercach i wspomnieniach świadków.
Moje pragnienie dotknięcia ręki poety, sprawienie, że stanie się ciepła i żywa jest czymś innym, niż drążenie życiorysów po to tylko, by sensacja przyniosła pieniądze i zdarła ideał z piedestału. Nie chcę wiedzieć dla samej wiedzy – chcę stać się przyjaciółką, chcę móc zamknąć oczy i wyobrazić sobie człowieka z krwi i kości, a nie tylko eteryczną, ulotną postać, która kryje się w cieniu za trzymanym przez siebie gęsim piórem i zapisanymi słowami, które, choć piękne i głębokie, często nie znaczą wiele bez poznania okoliczności ich powstania. Dlatego ta powieść tak bardzo mnie ujęła i zachwyciła.
Autorka: Antonia S. Byatt
Tytuł: Opętanie
Autorka recenzji prowadzi bloga poświęconego kulturze i literaturze: http://zielonowglowie.blogspot.com