Klasyka, to to, co wszyscy chcieliby przeczytać i czego nikt nie czyta – mówi Twain, a ja dodam, że czyta, tylko przed ekranizacjami. Ostatnio wchodzi nam to w krew – na ekranach kin pojawia się Anna Kareninia i Znak wydaje dzieło Tołstoja z okładką filmową, które w ciągu chwili znika z księgarń, Wolverine zaczyna śpiewać w Les Miserables i nagle nikogo nie przeraża liczba stron Nędzników. Zapewne tak samo będzie i z Wielkim Gatsbym, Wydawnictwa Znak i Rebis już wypełniły nim księgarskie półki.

I tutaj radziłabym Wam zacząć od książki, by Jay był najpierw Gatsbym, a dopiero potem DiCaprio, byście samy usłyszeli melodię tej historii zanim usłyszycie soundtrack filmu, byście w swojej wyobraźni zobaczyli jak lśnią suknie pięknych panien, zanim Luhrmann sam je wam pokaże.

W roku 1923 Fitzgerald odłożył wszystko i poświęcił następne trzy lata na napisanie powieści, którą wielokrotnie poprawiał. To miało być jedno z większych jego dzieł i owszem, było (i wciąż jest), tylko musiało poczekać kilkadziesiąt lat na uznanie czytelników.

Ile razy masz ochotę kogoś krytykować (…) przypomnij sobie, że nie wszyscy ludzie na tym świecie mieli takie możliwości jak ty – to zdanie rozpoczyna książkę i nadaje jej rytm, pulsuje w każdym akapicie i oddycha wraz z Gatsbym.  Cała ta historia to jedna wielka błyszcząca diamentami zasłona, udekorowana na miarę najbogatszych władców tamtych czasów, a tuż za nią skrywa się prawda.

Lata dwudzieste, Nowy Jork i jazz, a wśród tego Jay Gatsby błyszczy jak diament, urządza niesamowite przyjęcia w swym ogromnym domu, gdzie panuje tylko i wyłącznie przepych. Ale sam pan domu skryty jest za mgłą tajemnicy, owszem, opowiada Nickowi, narratorowi powieści, swoją historię, ale czy jest ona prawdziwa? Czy cokolwiek, co otacza tego mężczyznę jest prawdziwe? Błyszcząca historia, iskrzący szampan i zniewalający jazz wydają się być jedynie senną marą, która skrywa za sobą tajemnicę, bolesną tajemnicę, a oczy Gatsby’ego uważnie wypatrują tej jednej, która niegdyś miała być jego.

Wydawnictwo Znak wydało Wielkiego Gatsby’ego w tłumaczeniu Jacka Dehnela i jeżeli porównywać z poprzednim przekładem Ariadny Demkowskiej-Bohdziewicz, to tłumaczenie czytało mi się o wiele lepiej. Dehnel idealnie oddał cały nastrój, jego zdania sprawiają, że naprawdę czyta się wielką literaturę, nie ujmując jednak zasług pani Demkowskiej. Jak sam tłumacz wyjaśnia w komentarzu do książki – on tłumaczył dzieło Fitzgeralda, mając do pomocy wiele atutów współczesności, choćby takich jak Google, a one w życiu tłumacza pełną bardzo ważną rolę.

Wydanie również jest świetne. Nie ujmując i nie krytykując Wydawnictwa Rebis, Znak wydaje porządnie swoją serię klasyki 50 na 50, na dobrym papierze i z okładkami, które same w sobie stanową dobry wstęp do wielkich dzieł literatury. Okładki filmowe wydań klasyki nie wydają mi się odpowiednie.

Zdawałoby się, że głównym tematem tej książki jest los nieszczęśliwego Gatsby’ego, wokół którego splata się cała akcja, wciągając także narratora. Jednak wydaje mi się, że Fitzgerald nie powiedział nam wszystkiego, on tylko delikatnie naciął skórkę – do soczystego wnętrza ukrywającego pestkę czytelnik musi dotrzeć sam, przedzierając się przez miąższ swoich myśli.

Tytuł: Wielki Gatsby
Autor:
Francis Scott Fitzgerald
Tłumaczenie
: Jacek Dehnel
Tytuł oryginału: Great Gatsby
Cykl wydawniczy: 50 na 50
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 6 maja 2013
Liczba stron: 224
ISBN: 9788324020607