16 kwietnia nakładem wydawnictwa Replika ukaże się niezwykła książka opowiadająca o losie dwóch chłopców – niemieckiego i żydowskiego, których losy nieoczekiwanie splatają się… podczas II wojny światowej.

Zapraszamy do lektury przedpremierowego fragmentu.

O książce:

Wstrząsająca historia pięknej przyjaźni na przekór złu szalejącej wojny.

Dwóch chłopców i dwa światy… Obaj urodzili się w tym samym dniu, miesiącu i roku, ale los traktował ich do pewnego czasu zupełnie inaczej.

Bruno, syn niemieckiego oficera, żyje podczas wojny, prawie w ogóle jej nie doświadczając, nie mając świadomości, że ona trwa tuż obok, pochłania ofiary.

Szmul, syn żydowskiego zegarmistrza, zna wojnę od tej najgorszej, najbardziej nieludzkiej strony. To ona odebrała mu spokojne dzieciństwo, bezpieczeństwo, przyszłość oraz członków rodziny.

Spotkanie chłopców ma wymiar symboliczny. Odbywa się na granicy dwóch światów. Okazuje się, że przekroczenie jednego z nich powoduje, że stają się równi, ale na pewno nie szczęśliwsi… a może jednak…?

Światowy bestseller przetłumaczony na kilkadziesiąt języków i zekranizowany w 2008 roku. Laureat irlandzkiej nagrody literackiej Irish Book Awards 2007 w dwóch kategoriach: „książka dziecięca” oraz „nagroda czytelników”. Powieść nominowana do Carnegie Medal, Borders Original Voices Award, a także do bardzo prestiżowej brytyjskiej nagrody literackiej Galaxy British Book Awards w kategorii „książka dla dzieci”.

Książka Chłopiec w pasiastej piżamie sprzedała się w nakładzie przekraczającym 5 mln egzemplarzy. Znalazła się również na pierwszym miejscu listy bestsellerów New York Timesa.

Tytuł: Chłopiec w pasiastej piżamie
Autor: John Boyne
Wydawca: Replika
Przekład: Paweł Łopatka
Premiera: 16 kwietnia 2013
ISBN: 978-83-7674-239-7
Stron: 204
Kategoria: proza zagraniczna

Chłopiec w pasiastej piżamie
John Boyne
(fragment)

Bruno poczuł ból żołądka i coś w nim zaczęło puchnąć, coś, co po wydostaniu się z najskrytszych jego głębin na światło dzienne może doprowadzić albo do dzikich wrzasków, że cała ta przeprowadzka jest potężnym nieporozumieniem, pomyłką, za którą ktoś zapłaci albo też po prostu do wybuchu płaczu. Nie umiał się z tym wszystkim pogodzić. Żadną miarą.
Dopiero co bawił się wesoło w domu, miał trzech najwierniejszych przyjaciół, zjeżdżał po poręczy i stawał na palcach, żeby oglądać Berlin a teraz nagle ten dom, zimny i paskudny, z trzema szepczącymi pokojówkami i smutnym oraz zagniewanym służącym, gdzie nic nie wskazuje, by kiedyś jeszcze mogli zaznać szczęścia.
— W tej chwili marsz na górę, Bruno, i bierz się do roboty — powiedziała matka tak nieprzyjemnym tonem, że już bez namysłu odwrócił się i oddalił bez jednego słowa. Łzy napłynęły mu do oczu, ale postanowił, że nikt, absolutnie nikt ich nie zauważy.
Wyszedł na górę i wolno rozejrzał się dokoła w nadziei, że znajdzie jakieś drzwiczki albo skrytkę, które by się dało zbadać lecz niestety, nic z tego. Na piętrze było tylko czworo drzwi, dwoje po obu stronach, naprzeciwko siebie. Drzwi do jego pokoju, drzwi do pokoju Gretel, drzwi do pokoju rodziców i drzwi do łazienki.
— Przecież to w ogóle nie jest żaden dom — mruknął pod nosem, przekraczając próg swego pokoju, gdzie na łóżku walały się ubrania, a na podłodze stały nie rozpakowane jeszcze pudła z zabawkami i książkami. Najwyraźniej Maria nie wzięła się do roboty jak należy.
— Mama przysyła mnie, żebym pomógł — powiedział cicho, a Maria, skinąwszy głową, wska¬zała wielką torbę ze wszystkimi jego skarpetkami i bielizną.
— Jak już to posortujesz, powkładaj, proszę, do komody, o, tam — pouczyła Maria, wskazu¬jąc paskudny mebel z drugiej strony pokoju, obok zakurzonego lustra.
Z westchnieniem Bruno otwarł wypełnioną gałkami torbę nie pragnąc niczego więcej, jak tylko wśliznąć się do jej wnętrza, z nadzieją, że kiedy wyjdzie, przeprowadzka okaże się snem, i znowu będzie w domu.
— Co myślisz o tym wszystkim, Mario? — spytał po długim milczeniu, bo bardzo lubił Marię i uważał ją za członka rodziny, choć według ojca była tylko pokojówką i do tego jeszcze płacili jej stanowczo za dużo.
— O czym? — zapytała Maria.
— No, o tym — odparł, jak gdyby rzecz była jasna jak słońce. — O przyjeździe do czegoś takiego. Nie sądzisz, że to jedna wielka pomyłka?
— Nie mnie to rozsądzać — odpowiedziała Maria. — Mama już ci wyjaśniła kwestię pracy ojca, tak że…
— Już mi się nie chce o tym słuchać w kółko — przerwał jej Bruno. — Wiecznie praca ojca, stale, w nieskończoność.
— Wiesz, skoro przez tę całą pracę trzeba się wynieść z domu, gdzie jest poręcz do zjeżdżania i trzech najlepszych przyjaciół na świecie, to według mnie ojciec powinien się raz a dobrze nad tą swoją pracą zastanowić, prawda?
W tej samej chwili z korytarza dobiegło skrzypnięcie i uniósłszy głowę Bruno stwierdził, że uchyliły się drzwi do pokoju rodziców. Na moment zamarł w bezruchu.
Matka wciąż krzątała się na dole, tak więc z całą pewnością tu, za drzwiami był ojciec i słyszał pewnie wszystko, co przed sekundą powiedział Bruno. Wpatrzony w drzwi chłopiec wstrzymał oddech, rozmyślając, czy ojciec zaraz nie wyjdzie, żeby go wziąć na dół i tam porządnie skarcić.
Gdy drzwi otwarły się szerzej, Bruno się cofnął na widok jakiejś postaci, lecz wcale nie ojca. Był to człowiek znacznie młodszy i nie aż tak wysoki jak on, ale za to ubrany w identyczny mundur, tylko że z mniejszą liczbą odznaczeń. Wyglądał bardzo poważnie, a do tego jeszcze miał ciasno nasuniętą czapkę. Spojrzawszy na jego skronie, Bruno stwierdził, że ma bardzo jasne, aż nienaturalnie żółte włosy. Zmierzał w stronę schodów z jakimś pudłem w rękach, ale na widok Brunona zatrzymał się na moment. Przyglądnął mu się z taką uwagą, jakby nigdy w życiu nie widział dziecka i wobec tego nie do końca wiedział, co powinien z nim zrobić: zjeść, zignorować czy zrzucić ze schodów. Skinął więc tylko głową i ruszył w swoją stronę.
— Kto to? — zapytał Bruno.
Młodzieniec sprawiał wrażenie tak surowego i zajętego, że z pewnością musiał być kimś niesłychanie ważnym.
— Pewnie któryś z żołnierzy twego ojca — odparła Maria, która na widok mężczyzny wyprostowała się jak świeca, składając ręce niby w modlitwie. I wcale nie patrzyła mu w twarz, tylko wbiła wzrok w ziemię, jak gdyby w strachu, że jeśli na niego spojrzy, to zaraz skamienieje. Rozluźniła się, dopiero kiedy odszedł.
— Wkrótce poznamy wszystkich — dodała.
— Niezbyt mi się on podoba — rzekł Bruno. — Jakiś za poważny.
— Ojciec też jest poważny — powiedziała Maria.
— No tak, ale to mój ojciec — wytłumaczył Bruno. — A ojciec przecież ma być poważny. Bez względu na to, czy jest kupcem warzywnym, nauczycielem, szefem kuchni czy dowódcą — ciągnął, wymieniając wszystkie zajęcia, którymi jego zda¬niem trudnili się porządni, godni szacunku ojcowie i które przepowiadał sobie w myśli chyba z tysiąc
— Niezbyt mi się on podoba — rzekł Bruno. — Jakiś za poważny.
— Ojciec też jest poważny — powiedziała Maria.
— No tak, ale to mój ojciec — wytłumaczył Bruno. — A ojciec przecież ma być poważny. Bez względu na to, czy jest kupcem warzywnym, nauczycielem, szefem kuchni czy dowódcą — ciągnął, wymieniając wszystkie zajęcia, którymi jego zdaniem trudnili się porządni, godni szacunku ojcowie i które przepowiadał sobie w myśli chyba z tysiąc razy. — Poza tym, on mi na ojca nie wygląda. Choć, ma się rozumieć, jest tak bardzo poważny.
— To jednak ważny zawód — rzekła z westchnieniem Maria. — A przynajmniej im tak się wydaje. — Ja jednak na twoim miejscu trzymałabym się z dala od żołnierzy.
— Jasne, że mam właśnie taki zamiar — odrzekł smutno chłopiec. — I pewno do zabawy nie będzie tu nikogo poza Gretel, a co z niej w ogóle za pożytek? Jest Beznadziejnym Przypadkiem.
Po raz kolejny zebrało mu się na płacz, ale się powstrzymał, żeby nie wyjść przed Marią na małe dziecko. Wciąż niby wpatrzony w podłogę, rozglądał się dokoła, w nadziei, że wreszcie znajdzie coś ciekawego. Ale nic nie znalazł. W pierwszej chwili. Bo potem coś jednak zwróciło jego uwagę. Otóż w rogu pokoju, naprzeciwko drzwi, zobaczył skośne okno, troszkę podobne do okna na poddaszu domu w Berlinie, tyle że nie tak wysokie. Wydawało mu się, że mógłby przez nie wyglądać, wcale przy tym nie stając na palcach.
Wolno podszedł do okna, licząc, że sięgnie wzrokiem aż po sam Berlin, że zobaczy swój dom i ulice wokół, i stoły, przy których siedzą ludzie i racząc się pienistym napojem, opowiadają sobie rozmaite śmieszne historyjki. Zbliżał się tam powoli, w lęku, by się nie rozczarować. Ale że był to przecież niewielki pokój przeznaczony dla chłopca, wędrówka do okna nie zajęła mu zbyt wiele czasu. Przywarłszy buzią do szyby, zaraz się zorientował, co jest za oknem, tylko że teraz z szeroko otwartymi oczami i ustami w kształcie literki „O” wcale nie rozłożył ramion, bo mu się objawiło coś wyjątkowo zimnego i groźnego.