Dystopia – to jedno z moich ulubionych słów odnoszących się do literatury. Pochodzi z języka greckiego, oznacza złe miejsce i, oczywiście, wiąże się z pojęciem utopii (także z greki – miejsce nieistniejące). Różnica między tymi pojęciami jest jednak zasadnicza. Podczas gdy utopia jest rodzajem utworu prezentującym świat idealny, doskonały porządek społeczny, dający ludziom szczęście, dystopia przedstawia wizję koszmarną, a jednocześnie, co charakterystyczne, wewnętrznie spójną, logiczną i wywodzoną z kondycji świata współczesnego, a zatem – także do pewnego stopnia prawdopodobną.*

Dystopia na dobre zadomowiła się w literaturze s-f, w tym – w twórczości Williama Gibsona, przed którego wizją chylę czoła.

Naprawdę mnie irytowało, kiedy w 1984 opublikowałem “Neuromacera” i wszyscy mówili “Ojej, patrzcie, dystopijny koszmar!”. A ja przecież starałem się być optymistyczny! Chciałem napisać o tym, że oto mieliśmy malutką wojnę nuklearną, przetrwaliśmy ją i postanowiliśmy nigdy więcej już czegoś takiego nie wywoływać. W pewnym sensie moi bohaterowie wręcz naprawili swój świat. Naprawdę, sądziłem, że to optymistyczne w oczywisty sposób.
(William Gibson – biografia)

Pisarz, nazywany „mrocznym prorokiem” (noir prophet) być może faktycznie wykazał się w swojej pierwszej powieści optymizmem; może mogłoby być dużo gorzej? Faktem jest jednak, że wizja świata przyszłości, jaką William Gibson roztacza przed czytelnikiem w swoich książkach jest naprawdę przygnębiająca, ponura, przerażająca… i niepokojąco prawdopodobna.

Społeczeństwo, (nie)porządek, dziki kapitalizm

neuromancerDystopiami najwyższej próby są dwie pierwsze trylogie autorstwa Gibsona (a także opowiadania, których akcję pisarz osadził w tych samych realiach, jak np. Johny Mnemonic): Trylogia Ciągu (Neuromancer, Graf Zero, Mona Lisa Turbo) oraz Trylogia San Francisco, zwana też Trylogią Mostu (Światło wirtualne, Idoru, Wszystkie jutra). Opisują one wrogi, brutalny świat, w którym wartość mają tylko informacje, pieniądze, wpływy i wyjątkowe umiejętności, ludzie są zaś do nich jedynie dodatkiem i to, żeby było jeszcze bardziej złowrogo – często dodatkiem zbędnym.

Oto bowiem pisarz wprowadza nas w świat zniszczony po wojnie atomowej, z jednej strony pełen ruin i złomu, z drugiej – neonów i nowych, mrocznych drapaczy chmur wzniesionych bez udziału człowieka dzięki nanotechnologii (czyli za sprawą małych, inteligentnych cząstek i robotów). Wiele zwierząt wyginęło (dorośli ludzie nie pamiętają żywych koni), przyroda jest zdewastowana. Ludzie jednak przystosowali się, stworzyli nowy porządek.

„Nowy” nie znaczy niestety „lepszy” ani nawet „dobry” – to porządek cyniczny i bezwzględny, rządzony prawem silniejszego, taki, w którym naprawdę chyba nikt nie chciałby się obudzić – za wyjątkiem garstki psychopatów, którzy mogliby marzyć o tym, by wieść życie, jakie u Gibsona przypada w udziale właścicielom potężnych korporacji.

monalisaturboNie ma tu bowiem rządów. Władzę nad światem, że tak to szumnie określę, przejęły potężne, ponadnarodowe korporacje, żyjące własnym życiem i niepodlegające niczyjej kontroli. W powieści Mona Lisa Turbo Gibson wprawdzie informuje o tym, że Wielka Brytania ma rząd, ale zaraz później dodaje, że ten fakt bardzo zdumiewa gości z zagranicy i wynika z tego, że Anglicy są strasznie konserwatywni, taki światowy skansen… Światem rządzą więc korporacje, a wszystkim tym, którym wydaje się, że to zgrany schemat, przypominam, że mówimy m. in. o Neuromancerze, książce wydanej 30 lat temu.

Gibson nie poprzestaje zresztą na prostym stwierdzeniu o rządach korporacji, ale kreuje ich oryginalny, niezwykły i niepokojący wizerunek. Tak jest w przypadku korporacji klanu Tessier – Ashpoolów, przypominających nieco monarchię absolutną w nowoczesnym, wręcz – nowatorskim wydaniu. Dziedziczna, nieograniczona władza, rywalizacja o wpływy, dziwactwo, szaleństwo, zbrodnia oraz… klonowanie sukcesorów do przejęcia „tronu”. Opis siedziby rodu w Neuromancerze naprawdę robi niezwykłe wrażenie.

Korporacja T-A jest jednak, jak pisze sam Gibson, na tle innych wyjątkowa – wiele lat pozostawała bowiem w rękach tej samej rodziny, podczas gdy inne już dawno przestały być rodzinnym biznesem – zupełnie jak wielkie firmy w świecie, który znamy. Ciekawym przykładem potęgi korporacji jest także opisany w Grafie Zero jest przypadek Josefa Vireka, prawdopodobnie najbogatszego człowieka na ziemi, który może prawie wszystko. „Prawie”, bo choć zdawało się, że może wszystko, pewna niepozorna postać udowadnia, że jest inaczej… Ale, do Vireka jeszcze wrócimy.

Nie ma zatem rządów, istnieją korporacje. O kształcie życia społecznego decyduje najbardziej nieprzyjazna ludziom forma kapitalizmu – pozbawionego wszelkiej kontroli. Pytanie: kto troszczy się o prawa obywateli? O ich bezpieczeństwo? Odpowiedź brzmi wedle uznania: albo „nikt”, albo „oni sami”, albo „grupy interesu/ korporacje, którym ci obywatele służą – o ile tym grupom się to opłaca”. Nikt jednak nie robi tego, bo leży to w jego obowiązku, jedynym kryterium jest opłacalność, zysk, własny szeroko pojęty interes. W świecie, o którym mówimy, nie ma praw człowieka, prawa pracy ani emerytur, nawet policja jest prywatna. Kiedy się wpadnie w tarapaty, to bez wyjątkowych zdolności lub wsparcia wpływowych przyjaciół można się od razu położyć do trumny. W wizji Gibsona, pozostańmy jeszcze chwilę przy kwestiach społecznych, uderza także ogromne rozwarstwienie społeczno – ekonomiczne. Autor opisuje świat, w którym niemal obok siebie żyją potężni bogacze, których stać na luksusy, które my sami ledwie możemy sobie wyobrazić oraz rzesze ludzi żyjących w nędzy, w zatęchłych norach będących pozostałością po tym, co kiedyś było miastem. Wyjątkową kategorią na społecznej mapie świata Gibsona są społeczności anarchistyczne, takie jak LoTekowie z Johnego Mnemonica czy społeczność zamieszkująca wrak Mostu Goldengate w Świetle wirtualnym, które rządzą się własnymi prawami, żyjąc poza nawiasem społecznego (nie)porządku i tylko czasem się z nim przenikając.

grafzeroZwykli, szarzy ludzie, żyją tu skromnie, wiodą raczej nudną egzystencję, ogłupiani przez telewizję, a często także i sekty religijne, które Gibson bezlitośnie krytykuje i wyśmiewa choćby w Świetle wirtualnym. Dopóki z nikim nie zadrą, nie wychylają się, mogą wieść nudne życie i zakończyć je nudną śmiercią; jeżeli jednak źle trafią, choćby przypadkiem – jak Bobby w Grafie Zero, to gdy ktoś wyda na nich wyrok śmierci i np. wysadzi pół bloku, w którym mieszkali, poza żądnymi sensacji mediami nikogo to nie obejdzie. Oto świat, w którym można sobie „kupić” człowieka i zrobić z nim cokolwiek. Nie ma instytucji, które stanęłyby po stronie ofiar.

Trzeba więc mieć pieniądze i wpływy lub, ostatecznie, jakieś umiejętności, które mogą przydać się tym, którzy te pieniądze i wpływy mają. To jednak jeszcze niczego nie gwarantuje; mówimy o świecie, w którym nikt nie kłopocze się spisywaniem i przestrzeganiem umów z najemnikami; w razie, kiedy zleceniodawca decyduje się na małą zmianę planów, najemnika można się po prostu pozbyć…

Cyberprzestrzeń, wirtualna rzeczywistość, Matrix

Cyberprzestrzeń. Mimowolna halucynacja doświadczana każdego dnia […] Graficzny obraz danych, wyabstrahowanych z banków każdego komputera ludzkiej domeny. Niewyobrażalna złożoność. Linie światła sięgającego nie-przestrzeni umysłu, roje i konstelacje danych. Jak światła miasta, milknące w oddali.
(Neuromancer)

Jednym z najistotniejszych elementów świata wykreowanego w dystopijnych trylogiach Gibsona jest Cyberprzestrzeń. Matryca. Taką nazwę wybrał bowiem Gibson dla Sieci w swoich książkach i pewnie nie bardzo zdziwi Was fakt, że po angielsku (oraz, przede wszystkim – po łacinie) nazwa ta brzmi… Matrix.

Matryca Gibsona jest bardzo podobna do Matrix, którą znacie z filmów o tym tytule. Ale była pierwsza. Matrix Gibsona to przestrzeń, do której „kowboje konsoli” (konsola – urządzenie pozwalające łączyć się z Matrycą; słowo „hacker” nie było wówczas jeszcze znane) dostawali się za pośrednictwem tzw. konsol lub deków i gdzie mogli się przemieszczać w swoim wirtualnym wcieleniu, pomiędzy rozmaitymi konstrukcjami, w które uformowane były dane. Mogli też zobaczyć kolor tzw. „lodu”, czyli programów chroniących dane przypominających dzisiejsze firewalle. Różnica między nimi jest taka, że najtrudniejszy do złamania, czarny lód w razie niepowodzenia mógł wysmażyć mózg kowboja.

Cyberprzestrzeń Gibsona to jednak nie tylko przestrzeń wypełniona kolorowymi, trójwymiarowymi bryłami danych; to także miejsce, gdzie trafić można na przeróżne symulacje rzeczywistości, czyli – rzeczywistość wirtualną, którą Gibson opisał z detalami jeszcze zanim powstały zaczątki tej technologii. Trzeba przyznać jednak, że nie był pierwszy –pomysł  wirtualnej rzeczywistości, choć pod nazwą „fantomatyka”, użył m. in. Stanisław Lem (w 1964 roku), a i wcześniej pojawiała się ona już w literaturze s-f. Wizja Gibsona zasługuje jednak na uwagę ze względu na nowatorstwo i poziom dbałości o detale.

Nie tylko ludzie mogą poruszać się po Matrycy. Istnieją tam także, naturalnie, sztuczne inteligencje (zwykle – służące wspomnianym korporacjom), które mogą niekiedy wymknąć się spod kontroli i zacząć działać na własną rękę – niekoniecznie na korzyść osób, których ich działania dotyczą. No, ale cóż, takie niebezpieczeństwa są wliczone w koszty. Poza tym bywa, że te sztuczne osobowości okazują się dużo sympatyczniejsze od niejednego człowieka.

Cyberprzestrzeń bywa także domem dla tych, którzy… niegdyś byli ludźmi. Teraz trudno ich tak nazwać – jak w przypadku Vireka, którego ciało odmówiło posłuszeństwa i teraz leży zahibernowane gdzieś w jakimś pojemniku, sztucznie podtrzymywane przy życiu. Prawie nikt o tym nie wie – ogromna fortuna Vireka pozwala bowiem jego świadomości wieść nadal wypełnione luksusem życie w specjalnie zaprogramowanej rzeczywistości. Jednocześnie fakt, że on sam „żyje” w Matrycy bynajmniej nie stanowi dla niego przeszkody w decydowaniu o losach „prawdziwego” świata.

idoruAlbo Idoru – czy program komputerowy może być obdarzony emocjami, uczuciami, intelektem i wolną wolą? Czy może zakochać się w człowieku… z wzajemnością? Choć jego światem jest Matryca, dzięki hologramom może pojawiać się w naszej rzeczywistości niczym jeden z nas. Czy w ogóle można jeszcze odróżnić świat prawdziwy od fałszywego?

Włamywacz naruszający wszechobecny elektroniczny system nerwowy ludzkości, popychający dane i kredyt w ciasnej matrycy, monochromatycznej nonprzestrzeni, gdzie jedynymi gwiazdami są gęste skupiska informacji, a wysoko nad nimi płoną korporacyjne galaktyki i zimne ramiona spiralne systemów wojskowych.
(Wypalić Chrom)

Podrasowane ciało

Jednym z charakterystycznych elementów cyberpunku jest ingerencja medycyny i techniki w ludzkie ciało – u Gibsona przybiera ona wiele różnych form. Popularne są rozmaite wszczepy działające z układem nerwowym, jak nośnik pamięci w Johnym Mnemonicu czy rozmaite łącza, umożliwiające podłączenie tzw. komputerowego softu bezpośrednio do mózgu. Dawało to możliwość np. natychmiastowego biegłego władania językiem hiszpańskim (na czas podłączenia odpowiedniego programu) czy bezpośrednie odbieranie wszystkimi lub wybranymi zmysłami przeżyć czy wspomnień innej osoby. Wszczepy miały też inne zastosowania – tak jest np. w przypadku najemniczki Molly, którą poznajemy w Neuromancerze (nawiasem mówiąc jest to naprawdę ciekawa postać kobieca); ma ona na stałe wszczepione lustrzane szkła przypominające okulary, które umożliwiają jej m. in. widzenie w nocy lub przesył danych bezpośrednio do nerwu wzrokowego. Spod paznokci wysuwają się jej zaś ostre jak skalpele ostrza, którym zawdzięcza swój przydomek „Krocząca Brzytwa”…

William Gibson idzie jednak dalej i opisuje koncepcję biochipów, zbudowanych, a może raczej: wyhodowanych wyłącznie z materii organicznej, żyjących wraz z „nosicielem”, a mających ogromne możliwości pod niektórymi względami przewyższające „tradycyjne” elektroniczne wszczepy.

Jeszcze innymi, choć na tle opisanych wyżej, wręcz niewinnymi sposobami ingerencji w ciało człowieka, są medycyna i narkotyki. Te ostatnie często pojawiają się na kartach powieści Gibsona – jak przystało na cyberpunk. Medycyna z kolei w przedstawionym przez pisarza świecie ma niezwykłe, fascynujące możliwości. Nie tylko rany pooperacyjne goją się niemal błyskawicznie, ale można wręcz odtworzyć całego człowieka dysponując jakimś jednym jego członkiem, brakujące elementy hodując lub nabywając na czarnym rynku. Nie, nie wymyślił tego Luc Besson w Piątym elemencie

Jest też i ciemna strona rozwoju medycyny – nowe choroby, nowe sposoby na kontrolowanie ludzi, którym wystarczy wszczepić w układ nerwowy woreczki z kwasem i zaproponować, że jeśli wyświadczą nam pewną przysługę, sprezentujemy m trochę gotówki i antidotum, które powstrzyma rozlanie się kwasu w organizmie.

Podobno przyrządzała własne nowotwory dla ludzi którzy weszli jej w drogę; barokowe indywidualne odmiany, zabijające przez cale lata. Wiele rzeczy opowiadano o Chrom, a żadna nie dodawała odwagi.
(Wypalić Chrom)

Religijność czasu beznadziei

swiatlovirtuSama religia nie jest elementem, na którym uwaga Gibsona skupia się na dłużej; można powiedzieć, że pisarz traktuje ją jako kolejne zjawisko socjopsychologiczne i poddaje analizie jakby mimochodem, przy okazji opowiadania historii. W książce Światło wirtualne kreśli groteskowy obraz telewizyjnej sekty, odwołując się do popularnego w USA, ale (na szczęście) obcego Europejczykom zjawiska telewizyjnych kaznodziei, którzy, głosząc swoje „objawione prawdy” z odbiorników telewizyjnych liczą przede wszystkim na wpływy z datków od telewidzów. Gibson, wychodząc od tej „inspiracji” pokazuje nam opcjonalną wersję kompletnie bezrefleksyjnej religijności przyszłości, której nie chciałabym doczekać, a w której, jak w krzywym zwierciadle, odbija się częściowo współczesne podejście do religii.

Wątek religijny pojawia się także w Trylogii Ciągu i choć ma duże znaczenie dla fabuły, sam w sobie nie jest jej treścią, książki tego cyklu koncentrują się bowiem także na wielu innych kwestiach. Mimo to, autor daje nam materiał do przemyśleń, stawiania pytań i poszukiwania odpowiedzi.

Świat Gibsona

Do opisanego przez Gibsona świata chyba mało kto tęskniłby na serio; nie tylko dlatego, że Ziemia jest w nim ponurym, zanieczyszczonym, zrujnowanym miejscem, ale także z powodu przygnębiającego upadku  humanistycznych wartości, w jakie dziś wierzymy. Z drugiej strony – my oceniamy twórczość Gibsona z perspektywy naszej przytulnej Europy, kolebki humanizmu i w życiu codziennym wcale nie myślimy o tym, że na świecie teraz, współcześnie, jest wiele miejsc, w których ludzkie życie jest warte tylko tyle, ile ktoś, kto danego człowieka posiada, może na nim zarobić. Te ludzkie życia należą do wyzyskiwanych robotników w Chinach, pracujących dla nowoczesnych, amerykańskich, lub nawet – ponadnarodowych korporacji, należą do filipińskich kobiet, którym podaje się narkotyki, by dłużej i wydajniej pracowały przy taśmie, należą też do dziesięcioletnich niewolnic –  prostytutek z Bangladeszu, faszerowanych sterydami, by wyglądały bardziej jak dorosłe kobiety. Czy więc naprawdę tak wiele brakuje nam do zmaterializowania się wizji Gibsona? A może wystarczy tylko… malutka wojna nuklearna?

Choć świat z dystopii Wiliama Gibsona jest tak bardzo nieatrakcyjny jako miejsce do spędzenia reszty swojego życia, czyta się o nim z przyjemnością. Fascynuje rozmach, spójność i logika kreacji, budzą uznanie pomysły pisarza – zarówno te globalne, jak portrety wielkich firm czy siatka społecznych zależności utkana między korporacjami, mafią i najemnikami, jak i te nieduże, dotyczące rozwiązań obecnych w codziennym życiu bohaterów. Oni sami zresztą także są jasną stroną historii, w których się pojawiają – znakomicie skonstruowani, wielowymiarowi, wiarygodni, często budzący sympatię, w których czytelnik znaleźć może cząstkę siebie. Trzeba też przyznać Gibsonowi, że znakomicie konstruuje fabuły, które intrygują i trzymają w napięciu. Nie tylko bowiem ze względu na sugestywną kreację świata pisarz ten zasługuje na głębokie uznanie.

*Dystopia, ze względu na podobieństwa w kreowaniu odstręczających obrazów ludzkiej egzystencji, jest często mylona z antyutopią. Istotna różnica między tymi zjawiskami literackimi polega na tym, że dystopia swoje czarne wizje przyszłości wywodzi bezpośrednio z tendencji rozwojowych współczesnej autorowi rzeczywistości, o tyle antyutopia wyprowadza je z przesłanek utopijnych. Jest ona polemiką z utopijnymi wyobrażeniami o świecie doskonałym.

Źródła:
Wikipedia.org,
Gazeta.pl,
utwory autorstwa W. Gibsona wymienione w tekście.