Postmodernizm rządził w kinie przez dobrą dekadę. Znużeni tradycyjną formą wypowiedzi autorzy skoncentrowali się na zabawie formą, treścią i zaczęli nawiązywać do szeroko pojętej popkultury. Wystarczy wymienić takie tytuły jak Dzikość serca Davida Lyncha czy Pulp fiction Quentina Tarantino. Ostatnimi czasy reżyserzy w poczuciu melancholii za starym, klasycznym kinem tworzyli dzieła kameralne oraz odnoszące się do wczesnych lat kina. Tytuły takie jak Artysta Hazanaviciusa (nawiązanie do kina niemego), Hugo i jego wynalazek Scorsese (początki kina) czy też oszczędna w środkach Miłość Hanekiego zdobyły szereg nagród na festiwalach filmowych i zgromadziły liczne rzesze fanów. Jednak są twórcy, którzy wytrwale trwają przy konwencji postmodernizmu, tworząc szalone alegorie popkultury, jak Leos Carax w swoim najnowszym dziele – Holy Motors.

Limuzyna. Symbol sukcesu dzisiejszych czasów. Dostępna dla nielicznych, wydaje się alegorią elitaryzmu i bogactwa. W kinie – limuzyna, oprócz wspomnianych cech, spełnia ostatnio jeszcze jedną funkcję, a mianowicie osi fabularnej, stanowiąc ramy wyznaczonego przez scenariusz świata finansjery. Przykładem chociażby ostatnie dzieło Cronenberga, Cosmopolis, w którym młody rekin giełdowy wszystkie sprawy zawodowe załatwia w limuzynie, prowadząc w międzyczasie ‘filozoficzne’ dysputy na tematy wszelakie. Dzieło średnio wybitne, aczkolwiek rozniosło się pewnym echem. O niebo lepiej na jego tle wypada kolejny tytuł, w którym limuzyna stała się punktem wyjścia dla filmowej opowieści – Holy Motors, najnowsze dzieła ekscentrycznego Leosa Caraxa. Główny bohater, Oscar (w tej roli stały aktor Caraxa – Denis Lavant), przemierza ulice Paryża właśnie rzeczoną limuzyną, odbywając arcytajemnicze „spotkania”. Spotkania te to rzecz nie byle jaka, bowiem Oscar przy okazji tychże zmienia za każdym razem wygląd zewnętrzny, wcielając się w przydzielane przez „nie-wiadomo-kogo” zadania. A zadań tych jest sporo: biznesman, żebraczka, aktor motion capture, monstrum w zielonym garniturze, członek orkiestry, umierający staruszek, zatroskany ojciec, morderca na zlecenie, kochanek. Wszystko to w ciągu 24 godzin…

Holy Motors4

Leos Carax kręci swe filmy bardzo rzadko (od ostatniego filmu reżysera, Poly X, minęło 13 lat!) jednak zawsze jest to wydarzenie nietuzinkowe. Te przerwy pozwalają mu na przemyślaną do ostatniej sceny fabułę, a także misterną realizację całości – tak pod względem formalnym jak wizualnym. Nie inaczej dzieje się w przypadku Holy Motors. Film ten sprawia bowiem wrażenie, jakby Carax chciał zawrzeć w nim wszystkie nazbierane przez lata spostrzeżenia, myśli i pomysły. To już nie jest postmodernizm, to już nawet nie neobarok* – to chory sen, wariacja na temat kinematografii i jej istoty. Jak napisał kiedyś Szekspir: świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają. Zamieńmy słowo teatr na kino, a powstanie zdanie śmiało pretendujące do miana motta najnowszego dzieła Caraxa. Holy Motors to swoista historia kina w ramach filmowych noweli. Już pierwsza scena naprowadza nas, biednych widzów na ślad – widzimy bowiem widzów siedzących na sali kinowej, oglądających niemy film. Piszę biedni, gdyż im dalej w las, tym więcej kłód rzuca nam pod nogi autor, komplikując odbiór do niewyobrażalnych granic.

Kim bowiem jest Oscar i czym są załatwiane przez niego sprawy? Czy wypełnia on misje wcielając się w role innych ludzi? Czy też może jest alegorią maski, którą nakłada każdy z nas w zależności od przypadku czy okazji? Czy też wreszcie Oscar to po prostu człowiek spełniający swoje marzenia, mający możliwość dowolnego zmieniania tożsamości? Każde z tych pytań jest tak samo prawdopodobne, każde tak samo niewyjaśnione. Dodatkowo każda scena może być interpretowana na wiele sposobów, podobnie jak postaci Oscara i Céline, czy sam fakt poruszania się przez głównego bohatera limuzyną czy też inne „święte maszyny”. Reżyser gmatwa wątki, nie daje prostych i oczywistych odpowiedzi. W jego wersji wszystko jest możliwe, nie ma zadań nie do wykonania, Oscar zaprzecza własnej tożsamości, fizyczności a nawet… śmiertelności.

Holy-Motors-1

Sam Carax, pytany o klucz interpretacyjny do swego dzieła na jednej z konferencji, odpowiadał z pogardą: to bardzo prosty film. Pokazywałem go dzieciom i nie miały żadnych problemów z jego zrozumieniem. Francuz wysyła jednocześnie sygnał na temat ignorancji współczesnego widza, który jest przyzwyczajony otrzymywać wyjaśnienia czarno na białym. Filmy, które są niejasne i zagmatwane, sprawiają widzom dyskomfort w trakcie oglądania; zamęt, który im współtowarzyszy jest często wręcz niepożądany. Jak to często bywa w tego typu dziełach: za dużo znaczy niestety gorzej i mniej ciekawie. Holy Motors poprzez szeroką gamę interpretacji poszczególnych wątków i scen z jednej strony może być impulsem do rozważań i refleksji na temat miejsca jednostki w postindustrialnym świecie, z drugiej jednak – poprzez chęć wyrażania zbyt wielu myśli – finalnie okazuje się pustą wydmuszką. Odnośniki do nieuchronności technologizacji, ewolucjonizmu a także roli człowieka w rodzinie i społeczeństwie – pomimo dobrych chęci, nie oddziałują na widza tak mocno, jak oddziaływać powinny. W najnowszym dziele Caraxa odnaleźć można zbyt łopatologiczne w gruncie rzeczy odniesienia do kultury popularnej oraz krytycyzm wobec niej jako zjawiska współcześnie powszechnego. Seans Holy Motors to jak oglądanie na dużym ekranie jednego z ostatnich dzieł Chucka Palahniuka, czyli bajdurzenie o wszechobecnym konsumpcjonizmie i rozchwianiu więzi międzyludzkich jako takich; lub jedynie jako majaki śniącego, nie wnoszące nic istotnego. Nie można odmówić temu filmowi pewnego rodzaju świeżości w sposobie przedstawiania tematu, jednak fabularnie jest to jedynie ponowne powielanie pewnych utartych już we współczesnej kulturze schematów i rozwiązań. Można by wręcz postawić tezę, że długi okres produkcji znacząco zaszkodził odbiorowi tego dzieła, że gdyby był zrealizowany wcześniej – znaczyłby o wiele więcej…

Holy-motors-Kylie-Minogue

Inaczej przedstawia się rzecz jeśli postanowimy analizować Holy Motors w oderwaniu od przekazywanych treści ideologicznych a jedynie jako zobrazowaną historię kinematografii. W tym kontekście bowiem dzieło Caraxa niezmiernie zyskuje na wartości, jako ironiczna wariacja na ten temat. W Holy Motors zapalony widz odnajdzie szereg nawiązań do najważniejszych dzieł w historii kina, do wcześniejszych filmów Caraxa a nawet do niego osobiście (imię Oscar to porte parole reżysera – leOS CARax). W formie fabularnej reżyser i zarazem scenarzysta nawiązuje do większości gatunków filmowych znanych widzom – komedii, dramatu, musicalu itd. Docenia i analizuje wpływ technologii na kino – od taśmy celuloidowej do zapisu cyfrowego, od kina niemego i biało-czarnego, do postaci tworzonych za pomocą capture motion. Nie kryje się jednak za tym wizualnym pokazem żadna głębsza myśl. Carax jawi się jedynie jako zapalony fan i widz, kolejny po Tarantino „freak” kinematograficzny. Jednak to co sprawdza się w przypadku amerykańskiego reżysera, francuzowi udało się jedynie połowicznie. Nie można odmówić temu filmowi sporej dozy humoru (epizod na cmentarzu to wręcz wizualna i humorystyczna perełka; jedna z nielicznych, przekazująca oczywistą i moim zdaniem trafną krytykę popkultury), a kolejne zadania Oscara są podszyte ironią i dystansem bohatera do wykonywanej pracy – jednak całość obrazu nie przekonuje tak jak powinna. W założeniu miało być zapewne głębokie i poruszające, wyszło jednak średniozabawnie i lekko banalnie. Za dużo tu niestety niczym nie podbudowanego surrealizmu, fabuła sprawia wrażenie rwanej, a poszczególne epizody nie trzymają jednego poziomu. Zamknięte dzieło sprawia więc wrażenie szczególnego rodzaju kolażu czy też wręcz instalacji, połączonych figurą Oskara.

Holy Motors2

Jak się rzekło, Holy Motors głębszych refleksji nie wnosi, oko jednak cieszy. Wizualnie obrazowi nic nie można bowiem zarzucić – błyszczy kiedy ma błyszczeć, przejmuje barwami kiedy to wskazane, wprawia w oniryczny stan, kiedy jest to pożądane. Srebrna Żaba na tegorocznym festiwalu Camerimage jest więc w pełni zasłużona. Jako dzieło audiowizualne – jak najbardziej godne polecenia, jako film fabularny – zdaje się, że niestety dla nielicznych. Na pewno dla widzów uwielbiających kino i lubujących się w wyszukiwaniu cytatów z innych dzieł – tych bowiem w Holy Motors bez liku. Polecić z czystym sercem mogę także wszystkim spragnionym pewnej oryginalności w formie przekazu, fanom filmu stymulującego do wielu interpretacji i wielogodzinnych dysput na temat sensu dzieła. Oraz oczywiście dla wielbicieli wcześniejszych dzieł Caraxa. Reszta widzów ogląda na własną odpowiedzialność i musi liczyć się z możliwością znudzenia i zirytowania w trakcie seansu.


*neobarok francuski – określenie nurtu kinematograficznego obecnego we Francji w latach ’80. Jego przedstawicielami stali się za pomocą krytyki trzej twórcy francuskiego kina: Jean-Jacques Beineix, Luc Besson i Leos Carax. Nazwa nawiązuje do ukazywanego na ekranie przepychu, formy specyficznego spektaklu nadawanego przez autorów swym dziełom, oraz czerpania pełnymi garściami ze stylistyki reklamy, videoklipu, komiksu czy powieści brukowej.

{youtube}WZGeXJpn6ns{/youtubej

Tytuł: Holy Motors
Reżyseria i scenariusz: Leos Carax
Zdjęcia: Caroline Champetier
Obsada: Denis Lavant (Oskar), Edith Scob (Celine), Eva Mendes (Kay M), Kylie Minogue (Eva Grace),
Premiera: 23 maja 2012 – świat, 11 stycznia 2013- Polska
Gatunek: Dramat, Surrealistyczny
Produkcja: Francja – Niemcy 2012
Dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
Czas: 110 min