Tytuł zbiorku oraz zainteresowania autorek sugerują, że w książce zamieszczone zostały opowiadania kryminalne, co mnie szalenie zaintrygowało. Póki co, wśród czytelników większym powodzeniem cieszą się ciągle powieści. Opowiadania traktujemy po macoszemu. Gdyby się jednak głębiej zastanowić, to stanowią one dla autora dużo większe wyzwanie. Zdecydowanie warto docenić tę krótką formę i zdać sobie sprawę z reżimu, jakiemu musi się poddać jej autor. Kompozycja opowiadania pozostawia wiele swobody, natomiast epizodyczność fabuły, brak przestrzeni na wybujałe opisy, konieczność przykucia uwagi czytelnika za pomocą oszczędnych środków wyrazu (lapidarność i zwięzłość), do tego konieczność wprowadzenia intrygującej fabuły i zakończenie utworu zgrabną puentą – wymagają wirtuozerii. Opowiadania kryminalne zaś, to ciągle jeszcze na naszym rynku pewien powiew świeżości. Przyznaję też, że ogromie byłam zaciekawiona jak pisarki wypadną na tle męskiego grona, gdyż w dziedzinie polskiego kryminału dzieje się sporo dobrego, a panowie (m.in. Świetlicki, Krajewski, a zwłaszcza Miłoszewski) podnieśli poprzeczkę naprawdę wysoko.
Tytuł Mordercze miasta zasugerował, że spodziewać się mogę opowiadań o charakterze kryminalnym, w którym miasto urasta do rangi głównego bohatera. Miałam nadzieję dostać coś na miarę Złego Tyrmanda – tyle, że miasto ma być zbrodnicze, czyli ma zabijać lub wyzwalać w ludziach najgorsze instynkty. Zbiorek składa się z trzech części: Mordercza Warszawa, Kraków i Wrocław. W tym aspekcie tytuł ogólny jest jak najbardziej adekwatny. Natomiast jeśli chodzi o rolę samego miasta w zbrodni, to autorki zaskoczyły mnie nieco, gdyż powzięły zgoła inną koncepcję. Ich miasta (poza opowiadaniami pani Michalewskiej) pełnią rolę jedynie sztafażu. Klimat Warszawy uchwycony jest w sposób niekonwencjonalny – i wydaje mi się, że jest to wcale zgrabne posunięcie. Autorka oddaje nie atmosferę miasta, a odczucia ludzi, jakie towarzyszą im podczas codziennych, nużących podróży do pracy koleją podmiejską; życie i pracę w wielkich korporacjach, robienie kariery niemal po trupach). Klimat Krakowa uchwycony został za pomocą zgrabnej sztuczki. Główny bohater przygląda się ulicznemu spektaklowi na rynku, przez co czytelnik dostaje tylko to, co najbardziej się z miastem kojarzy (ale nic więcej!). Natomiast moje oczekiwania najlepiej spełniła pani Michalewska, gdyż jej miasto, Wrocław, stało się autentycznym bohaterem opowiadania.
Zbiorek pod względem poziomu literackiego jest niestety nierówny. Już pierwsze opowiadania napisane przez panią Guzowską mają taką tendencję. Autorka wykazała się sporą oryginalnością, wyłamała się z konwencji na dwóch płaszczyznach. Jej Warszawa ukazana jest przez aspekty wynikające z życia w stolicy, a jej opowiadania nie wykazują cech kryminału. Bliżej im do opowieści grozy. Z tego akurat nie czynię zarzutu, uważam, że to zaleta. Poza tym, utwory pani Guzowskiej działają jak bomba z opóźnionym zapłonem. Czytelnik czyta, zżyma się i jest świadomy wad, ale gdy już lekturę zakończy i przemyśli, dotrze do niego, że to, czego był świadkiem w pierwszym opowiadaniu – tak naprawdę dzieje się w głowie bohatera, to po chwili włos zaczyna się mu jeżyć! Pod tym względem utwory pani Marty robią wrażenie! To co stanowi istotną wadę tej części, to styl. W opowiadaniu Pociąg podmiejski narratorem jest mężczyzna, niestety nawet przez chwilę nie można zapomnieć, że autorką jest kobieta. Niedobrze, że w kluczowym momencie brakło rzeczowych argumentów, które popchnęły bohatera do działania, jakiegoś charyzmatycznego monologu, eksplozji hipnotycznych słów, które wpłynęłyby na bohatera, a nawet zamąciłyby w głowie przez moment czytelnikowi…w zamian otrzymaliśmy dosyć infantylną scenkę. Nie mogę jednak nie wspomnieć dla równowagi o opowiadaniu Garaż, które (pominąwszy drobne potknięcia) jest utworem wyróżniającym się – i to nie tylko na tle pierwszej części, ale na tle całego zbiorku w sposób absolutny. Brawo za Garaż”
Pani Krawczyk (odpowiedzialna za Kraków) napisała typowe opowiadania znane z powieści kryminalnej, najbliższa była klasyki. Nieco nadużyła wykrzykników w wizerunku zblazowanego megalomana, ale jej postaci są wyraziste, a dialogi w miarę dobrze skonstruowane. Trochę rzuciła się w oczy sztampowość zarówno w kreacji bohaterów, jak i w ich wzajemnych relacjach, bo trio: nadinspektor, młody pomocnik i policjant na emeryturze, który przyczynia się do rozwiązania zagadki, to rzeczy znane. Poza tym sporo osób mówi Szekspirem, co w przypadku głównego bohatera może być zrozumiałe, ale gdy tak samo mówi jego szef, a nawet redaktor brukowca, zaczyna się wyczuwać lekką przesadę. Być może zbytnio się czepiam, może to jest po prostu: Kraków…
Część dotycząca Wrocławia stanowiła dla mnie prawdziwe zaskoczenie i niespodziankę pod względem stylu i sprawnego języka literackiego. Pani Michalewska, trzymając się konwencji, napisała coś na kształt serii odcinków powieści detektywistycznej z dobrą fabułą i jak już wspomniałam umiejętnie oddając klimat miasta. Czytanie tej części sprawiło mi największą przyjemność.
Pomimo drobnych wad cieszę się, że przeczytałam Mordercze miasta, bo dostrzegam w autorkach spory potencjał. Podobało mi się przede wszystkim to, że spełnił obietnicę różnorodności. Z przyjemnością sięgnę po następną pozycję. Jestem pewna, że wspólna pasja, wymiana doświadczeń i współpraca sympatycznych pań zaowocuje już wkrótce projektem, który będzie się charakteryzował eleganckim stylem i językiem pani Michalewskiej; wraz z talentem do konstruowania zaskakujących point, wniesie powiew świeżości pióra pani Guzowskiej, wreszcie wykorzysta umiejętność kojarzenia symbolami i poczucie humoru pani Krawczyk. Jestem przekonana, że taki projekt stanie się prawdziwym wydarzeniem literackim.
Autorki: Marta Guzowska, Agnieszka Krawczyk, Adrianna Michalewska
Tytuł: Mordercze miasta
Wydawca: Szara Godzina
ISBN: 978-83-935772-1-7
Data wydania: październik 2012
Liczba stron: 256
Kategoria: opowiadania grozy, kryminalne, detektywistyczne
Autorka recenzji prowadzi bloga pod adresem: ksiazkioli.blogspot.com