Tadeusz Żeleński miał słabość do kobiet sceny. Piękne i uwielbiane – stanowiły wyzwanie dla tego niepoprawnego kobieciarza. Początkujący pisarz, który każdego dnia szedł do pracy, wzdychając ciężko, gdyż zajęcie, którym się parał, nie było szczytem jego marzeń (sławnym lekarzem nie miał szansy zostać, co do tego nie ma wątpliwości), nie był apetycznym kąskiem dla przyzwyczajonych do wystawnych hołdów aktorek. Z czasem jego pisarski talent zaczął otwierać mu wiele drzwi, nie zmieniło to jednak faktu, iż młody mąż żyjący z pensji lekarza nie był jeszcze brany pod uwagę jako poważny amant. Dlatego też na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że dla Jadwigi Mrozowskiej, wielkiej gwiazdy mieszkającej za granicą, a występującej w Krakowie tylko gościnnie, romans z nim jest tylko przelotną przygodą. Tym cenniejsza była dla niego każda minuta z nią spędzona.

W swoich wspomnieniach z czasów dzieciństwa Mrozowska pisała: Będę sławna na całym świecie! Któż ci to powiedział  – pytali bliscy. Światowid! – odpowiadałam. I biegłam do niego i obejmując zimny kamień oblewałam go łzami. Nie rozumiałam, co to sława, nie wiedziałam, co to świat, ale wierzyłam podszeptom Światowida. Historia dziewczynki z Janowic Poduszkowskich, która zdaje się nam na poły poganką, brzmi trochę jak bajka. Uczennica krakowskiej pensji postanowiła zostać aktorką – biegała do Teatru Miejskiego, robiła notatki, zaglądała za kulisy, uczyła się sztuk na pamięć, zadręczając koleżanki interpretacjami dramatycznych monologów. Chciała zachwycać ludzi, chciała istnieć – a to znaczyło dla niej być widzianą, oglądaną. Nie wybrała łatwej drogi – jej rodzina uznała karierę sceniczną za coś na kształt służby szatanowi, a opinia publiczna sprowadzała aktorki do roli szansonistek (a określenie to jest zdecydowanie eufemizmem).

Dopięła swego, nie oglądając się na niczyje zdanie. Po jakimś czasie grała już postacie z utworów Szekspira, Słowackiego, Wyspiańskiego. Do pierwszego męża mówiła: To jest poezja waszego życia. Gdyby nie było takich kobiet jak ja, zabiłaby was nuda. Była świadoma swojego talentu, urody i wpływu, jaki miała na mężczyzn, pragnęła podróżować i żyć w luksusie, a przecież aktorki nie zarabiały wówczas wiele. Mrozowska porzuciła więc teatr, wyjechała za granicę, uczyła się śpiewu, studiowała sztukę. Praca pali mi się w rękach i głowie, a studiowanie dzieł malarzy impresjonistów stanowiło dla mnie prawdziwą rozkosz. Przecież to byli malarze rewolucjoniści, zbuntowani przeciw uświęconym tradycjom, szukający nowych realistycznych form dla wyrażania swoich snów o sztuce i wybrania nowych dróg, po których prowadzić mógł jedynie twórczy żywioł natchnienia i nieustępliwa siła woli. Każdy z nich oddawał część duszy tej bezwzględnej Muzie, jak to i ja, i moi wielcy koledzy czynili w zakresie naszej twórczości dramatycznej – pisała w pamiętnikach.

Podczas okazjonalnych pobytów w Krakowie poznała Żeleńskiego, który wydał jej się niezmiernie interesującym człowiekiem: Lubiliśmy się bardzo i widywali tak często, że aż na to skandaliczne afiszowanie się po krakowskich zaułkach zwróciła swoje argusowe oko opinia krakowska. Oboje mieli fascynujące osobowości, mieli o czym rozmawiać, dyskutować. Ona opowiadała mu o swoich marzeniach, on rewanżował się tym samym. Romans nie trwał długo. Jadwiga miała inne plany – na zawsze opuściła Kraków, by we Włoszech poślubić zamożnego finansistę, Józefa Teoplitza. A Boy, znów porzucony, po raz kolejny musiał leczyć złamane serce.

Uważał aktorki za sceptyczki w twardym pancerzu chłodu, o wysuszonych sercach, a jednak nieustannie go do nich ciągnęło. Mrozowska pozostała jego przyjaciółką, zapraszała go do Włoch, prosiła o zrecenzowanie książki. A on wierzył jej zapewnieniom, że mąż jest impotentem i jeździł.

Dalsze dzieje Jadwigi nie są już związane z Żeleńskim, który siedząc w Krakowie kultywował zachwyty nad aktorkami. Niemniej jednak nie mogę o nich nie wspomnieć, bo o postaci tak interesującej nie powinno się zapomnieć. Małżeństwo z Teoplitzem było kontraktem – ona ozdabiała jego życie i salon, on finansował jej dążenia do wolności. Została podróżniczką, zagłębiała się w nieznane tereny Azji, by odkrywać, sporządzać mapy, budować teorie o zjawiskach przyrodniczych, wytyczać szlaki przez tereny, które do tej pory były na mapach białymi plamami. Wszystkie jej wędrówki przynosiły ze sobą poważne wyniki naukowe. Nie były to podróże przyjemnościowe, lecz wyprawy badawcze. Podróżowałam koleją, statkiem, samochodem, konno, na wielbłądach, na słoniu, łodzią i pieszo. Z karabinem na plecach i pistoletem w futerale. W najgęściejszej dżungli polowałam na tygrysy, lamparty i inne drapieżniki. Dziewczyna ze świętokrzyskiej wsi, aktorka scen lwowskich i krakowskich polująca na drapieżne koty w głębinach Azji! Nie dziwi mnie wcale to, że Żeleński był zafascynowany tą niezwykłą osobowością, wyczuwał w niej wielkość nie tylko związaną z aktorstwem, wodził za nią cielęcym wzrokiem, dawał sobą rządzić nie pamiętając w ogóle o młodej żonie czekającej na niego w domu.

CDN.

Źródła:
*J. Mrozowska-Teoplitz Moje słoneczne życie;
*S. Koper Życie prywatne elit artystycznych II Rzeczypospolitej;
*Krakowski szlak kobiet, red. Ewa Furgał;

 Autorka prowadzi bloga poświęconego kulturze: http://zielonowglowie.blogspot.com/