Zapraszamy do lektury fragmentu książki.
O książce:
„Subkultura hipsterów” jest nie tylko frapującą książką o współczesnych trendach w kulturze młodzieżowej oraz praktykowaniu popkultury. To także opowieść o tym, jak na przełomie XX i XXI wieku zmieniają się ruchy subkulturowe nabierając do siebie dystansu i ujmując w ironiczny nawias. Przede wszystkim jednak jest to esej o ciągłości tradycji oraz pojęć w tych rejestrach kultury, w których mało kto by się tego spodziewał.
– prof. Mariusz Czubaj
Aleksandra Litorowicz (ur. 1986) – kulturoznawczyni, animatorka kultury i badaczka związana z Instytutem Badań Przestrzeni Publicznej. Twórczyni i redaktorka portalu warszawskiego street artu i sztuki publicznej (puszka.waw.pl), współredaktorka Warsaw City Alive – przewodnika po Warszawie (cityalive.net).
Autorka: Aleksandra Litorowicz
Tytuł: Subkultura hipsterów. Od nowoczesnej etyki do ponowoczesnej estetyki
Wydawca: Wydawnictwo Naukowe Katedra
Data wydania: 2012
Seria: Studia Kulturowe
ISBN: 978-83-63434-01-4
Oprawa: miękka
Kategoria: esej, społeczeństwo, kultura
Subkultura hipsterów. Od nowoczesnej etyki do ponowoczesnej estetyki
Aleksandra Litorowicz
(fragment)
Stare i nowe subkultury
Już od czasu romantyzmu wszystkie dążenia kontrkulturowe zasadzały się na buncie przeciwko rozmaitym normom i zasadom dotyczącym kształtu życia społecznego, schedy po poprzednich pokoleniach, obyczajowości czy religii. Grupy subkulturowe opozycyjne wobec kultury mainstreamu rozwijały się przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych od lat 40. XX wieku. Zwiastunem kontrkulturowej rewolucji były między innymi prehipisowskie subkultury diggersów, hipsterów i beatników. Mimo że odmienne w ideologicznych założeniach, wszystkie one odrzucały zastany kształt społecznego ładu oraz gloryfikowały jednostkową wolność i niezależność. Subkultura hipisów, najbardziej kojarzona z pojęciem kontestacji, która swój rozkwit przeżywała w II połowie lat 60. XX wieku czy późniejsze subkultury punkowców (lata 70.) i grungowców (lata 90.) także kontestowały zastaną rzeczywistość. Były to względnie spójne grupy społeczna pozostające na marginesie dominujących w danych systemie tendencji życia społecznego, wyrażająca swoją odrębność poprzez zanegowanie lub podważenie utrwalonych i powszechnie akceptowanych wzorów kultury . Ich członkowie stanowili zwarte, spójne ideologicznie grupy identyfikującą się ze sobą za pomocą kodu ubioru i zachowań, który pomagał zachowywać odrębność w stosunku do dominującego społeczeństwa, a także innych ruchów subkulturowych. Subkultury tradycyjne umożliwiały silne poczucie tożsamości subkulturowej. Formowały się najczęściej z nieprzystających do społeczeństwa indywidualistów, którzy swoją tożsamość i ekspresję konstruowali i prezentowali w kręgu podobnie myślących członków grupy. Łączyły ich wspólne cele i poglądy, skupiające się najczęściej wokół odrzucenia odgórnych norm kultury zastanej. W przypadku hipsterów nowoczesnych była to kontestacja bierna, która polegała na ignorowaniu i nieprzestrzeganiu wzorów kulturowych, a nie na ich niszczeniu. Odrzucenie ról i norm narzucanych przez społeczeństwo wyrażane było przez nich nie tyle w walce czy buncie, ale realizacji odrębnego stylu życia i rezygnacji z uczestnictwa w życiu społecznym. Identyfikacja subkulturowa była oczywista – hipsterami byli wszyscy ci, którzy spotykali się na koncertach jazzowych, czytali egzystencjalistów i „kręcili się” po Greenwich Village w chmurny i nieprzystępny sposób. Zbiorową tożsamość cementował kod językowy, czyli hip język, umiłowanie bebopu, a także wspólny, jasno określony antagonista – square. Już w 1955 roku teoretyk subkultur Albert Cohen określił te grupowe standardy jako „subkulturowy punkt widzenia” (ang. frame of reference), polegający na przestrzeganiu najważniejszych grupowych norm oraz wyznawaniu wiodących wartości i przekonań. Wyrazem ideologii grupy był styl subkulturowy, ściśle powiązany ze wspomnianym już subkulturowym puntem widzenia. Sprowadzał się do jednej prostej zależności – posiadany styl miał znaczenie zbudowane na opozycji wobec kultury mainstreamu i w przypadku pierwszych hipsterów konotował „chłodne” odcięcie się od społeczeństwa poprzez specyficzny strój i zachowanie: nosili się biednie, lecz ze szczyptą bebopowej elegancji, spotykali w wybranych tylko miejscach i poszerzali pole percepcji za pomocą narkotyków. Nie zarabiali także dużych sum pieniędzy, imając się wszelkich dorywczych prac. Składająca się na to specyficzna hipsterska „podziemność” była sprzeciwem wobec rozpasanego, kapitalistycznego społeczeństwa i „amerykańskiego snu” uskutecznianego, w ich mniemaniu, przez zastępy bezrefleksyjnych i marionetkowatych obywateli.
Berety i kozie bródki w przypadku hipsterów, długie włosy i luźne bluzy z szerokimi rękawami w przypadku hipisów, ćwieki i irokezy w przypadku punków – wszystkie te elementy stroju i fryzury zyskiwały subkulturowe znaczenie dopiero wtedy, kiedy zaczynały być kojarzone jako reprezentacja danej ideologii. Jak pisał Bachtin „domena ideologii pokrywa się z domeną znaków. Zrównują się ze sobą. Gdziekolwiek obecny jest znak, obecna jest także ideologia. Wszystko co ideologiczne, posiada semiotyczną wartość”. Znaki te, takie jak ubranie i fryzura, ale także język czy muzyka, zamieniają się w kody, które kształtują jedność (ang. unity) danej grupy. Używane i rozumiane przez daną subkulturę kody stają się jednoznacznymi reprezentacjami ideologicznymi – miały bowiem silnie zakorzenione i łatwo identyfikowane znaczenie. Odróżniały daną subkulturę od innych, cementując subkulturową tożsamość związaną z konkretną ideologią. Od lat 90. XX wieku tak rozumiane subkultury nowoczesne zaczynają transformować w subkultury ponowoczesne. Muggleton opisuje kilka ich cech, takich jak słaba identyfikacja z grupą, mobilność stylistyczna, celebrujący stosunek do stylu, mody i środków masowego przekazu. To przejście odcisnęło piętno na tożsamości i stylu subkulturowym. Szalone „nożyczki” postmodernizmu wkroczyły na scenę wielkich narracji, oryginału i sztuki wysokiej, a więc wyraźnie wyznaczonych punktów orientacyjnych, pozostawiając nas w chaotycznej wybiórczości reprodukcji, kultury popularnej i mieszanki stylistycznej. Brak hierarchii i defragmentacja tego, co niegdyś stabilne, skierowały nas ku różnicującej indywidualności i auto-estetyzacji.
Kiedyś subkultury były bardzo proste. Tak jak ja pamiętam z lat 90. Bo się było albo punkiem, albo się było metalem, albo się było depeszem. Była cała instrukcja. Nawet było jakie sznurówki masz nosić, wiesz. I za tym szła jakaś ideologia albo przynajmniej muzyka, której słuchasz. To wszystko było w miarę takie jasne. A z hipsterami jest bardzo duży problem. Niby patrzysz na tych ludzi i oni tam mają jakieś cechy wspólne, ale jednocześnie wszyscy są oryginalni. Nie łączy ich tak naprawdę nic oprócz tego, że prawdopodobnie mają więcej pieniędzy, są lepiej wykształceni i są bardziej – powiedzmy – nowocześni niż przeciętny mieszkaniec miasta, w którym mieszkają. No i czy to jest definicja subkultury hipsterów? Nie wiem, jeżeli tak, to jest dość płynne. Tak naprawdę hipsterem może być każdy. (B)
Dla mnie taką poprzednią subkulturą, która była mocna, wyraźna, był hip hop. Oni jednak mieli jakieś poglądy na rzeczywistość, mieli jakiś wspólny zbiór: była muzyka, ileś tam elementów, które tworzyły tę subkulturę. A tutaj to jest strasznie płynne i właściwie tylko i wyłącznie widać to przez tę konsumpcję. (Ś)
Hipsterów nie można nazwać subkulturą, bo jak jesteś subkulturą, to się z tą subkulturą identyfikujesz. A tutaj wiesz, raczej żaden z hipsterów się nie przyzna do tego, że jest hipsterem, więc jakby ciężko się do tego odnieść. A masz dużo takich, powiedzmy, odnośników wizualnych tylko i wyłącznie. (K)
Z powyższych wypowiedzi wynika, że ponowocześni hipsterzy posiadają tożsamość płynną i określoną nie przez bunt, ale przez styl. Fragmentaryczna tożsamość jest wynikiem hedonistycznego, wspomnianego już „surfowania po stylach” i tworzeniu własnej tożsamości z wielu różnych dostępnych elementów. W wyniku transformacji i pluralizacji stylów dzisiejszy członek subkultury hipsterów nie jest w stanie odróżnić tego, co subkulturowe od tego, co konwencjonalne. Postmodernistyczne umiłowanie indywidualności stoi w sprzeczności z tożsamością grupową, uważaną za opresyjną i ograniczającą w stosunku do świadomej siebie i swoich możliwości jednostki. Ponowocześni hipsterzy nie chcą być „wtłoczeni” w ramy żadnego ruchu subkulturowego i w większości nie identyfikują się z określeniem „hipster”. Muggleton nazywa to „różnicującą indywidualnością”. Wygląd i styl życia dzisiejszych hipsterów nie ma na celu „odróżnienia” ich od innych subkultur ani manifestowania ideologii grupowej, ale reprezentację unikalnego dla danej jednostki stylu, odróżniającego ją od społeczeństwa głównego nurtu.
Jak zostało już wspomniane, elementy ubioru członków subkultur nowoczesnych były kodami, które z jednej strony cementowały tożsamość grupową, z drugiej zaś odróżniały daną subkulturę od innych subkultur i dominującego społeczeństwa. Według Muggletona moda nowoczesna zasadzała się na pewności, uniwersalizmie i niezmienności . Mimo wariacji i sprzecznych trendów pojawiających się w jej obrębie, dominujący obraz mody modernistycznej to niemal fordowska uniformizacja, wynikająca z utylitaryzmu i racjonalności masowej produkcji. Thomas Frank opisuje te czasy jako czas nietolerancji dla różnicy, czas identycznie wyglądających pracowników ubranych w szarą flanelę . Ten dość konformistyczny i przewidywalny wachlarz stylów stanowił jasno określoną opozycję dla stylu nowoczesnych subkultur. Ideologiczny bunt mógł być wyraźnie naświetlony już w momencie wyboru niekonwencjonalnego stroju (chociażby bebopowych krawatów, kurtek z ćwiekami, irokezów), tak więc subkulturowa etyka kształtowała „estetyczną linię” grupy. Natomiast w świecie ponowoczesnych hipsterów estetyka wyparła i z powodzeniem zastąpiła etykę subkulturową. Hipsterski bunt sprowadza się, w swoich założeniach, do krytyki nieoryginalności, a więc rozwiązań proponowanych przez kulturę głównego nurtu. Hipsterzy stawiają się w opozycji do kultury mainstreamu i swoich oryginalnym strojem i niszowymi zainteresowaniami pragną odciąć się od dominującej kultury. Bunt nie prowadzi jednak ani do wycofania się z opresyjnego społeczeństwa (jak w przypadku nowoczesnych hipsterów), ani do zaproponowania nowej jakości, co potwierdzają moi rozmówcy:
Hipster nie zbierze się i nie zrobi rewolucji. System jest mimo wszystko wygodny, sprzyja konsumpcji, sprzyja wytwarzaniu. Jednak funkcjonujemy, jesteśmy częścią układu pokarmowego ekonomicznego. (K)
To jest problem Polski. Ta subkultura i ci młodzi ludzie, którzy tworzą kulturę, nie są w stanie zupełnie przekuć swoich postulatów na postulaty polityczne w jakikolwiek sposób. I że ci ludzie są totalnie indyferentni, jak zapytasz ich, na kogo głosujesz, no to nagle „yyy nie wiem”. I to też mnie denerwuje, bo wydaje mi się, że w Stanach, jak ja to widziałem, no to że za tymi hipsterami szedł konkretny projekt zmiany społecznej. Jakiegoś poprawiania świata. A ja tutaj widzę tylko konsumpcję. Dla mnie to jest przede wszystkim ten zarzut, który mam do nich. (Ś)
Że tak powiem daliśmy dupy. Systemu nikt nie dał rady obalić. I jesteśmy w niego tak naprawdę wpierdoleni bardziej niż było kiedyś. Teraz już w ogóle się nie da funkcjonować, wiesz, poza nim.(B)
Ja myślę, że przeciwnik jest tak gigantyczny…mamy małych ludzi, którzy mogą się łączyć w sieci społeczne i dopiero wtedy zaczynają mieć rację bytu kontra gigantyczne korporacje i gigantyczne rozwiązania systemowe, z którymi ciężko jest się zmierzyć. To co się teraz dzieje w Ameryce to jest cholernie ciekawa sprawa. (K)
Jest masa ludzi, która się buntuje, ale nie wiem, czy oni są hipsterami. Na pewno są alterglobalistami, punktowcami itd., którzy nie akceptują systemu. A system kapitalistyczny dla hipstera to chyba jednak wygodna sprawa. On się tu może poruszać, właściwie nie musi się martwić o rzeczy doczesne, kreuje, sprzedaje, dostaje za to kasę i może nią z przyjemnością zasilić swoją kreatywność w jakiś sposób.
To nie jest tak, że hipsterzy o nic walczą, nic ich nie interesuje. Tylko trzeba brać poprawkę na to, że my jesteśmy jednak bidnym społeczeństwem, podstawą dla nas jest chyba wypracowanie większego dobrobytu, być może dopiero nasze dzieci będą miały czas na to. Mi się wydaje, że ważne jest, by bardzo świadomie żyć, starać się minimalizować skutki dewastacji, którą się robi na świecie. Czy to jest kupowanie rzeczy fair trade, czy to jest segregacja odpadów. I tak dalej. Wiesz, to jest bunt u podstaw. Ja tak czuję, że jednak jednostka zmienia świat. Mimo wszystko. Nawet jeśli swój malutki świat i trzeba żyć wedle tego.
Ogólnie mało jest teraz ideologii. Ideologią która dominuje to jest konsumeryzm. Wydaje mi się, że tu chodzi o trzymanie ręki na pulsie – czy to ideologia? Chodzi o ludzi, którzy chłoną świat. Oni go wciągają jak gąbka, i przetwarzają go na swój sposób: czy to pracując jako grafik, czy też jako muzyk, czy konstruktor rowerów czy coś takiego. Ci ludzie biorą sobie co chcą i przetwarzają. Nie wiem, czy to jest ideologia, chyba nie. (L)
Ja się buntuję, ale to jest cichy bunt. Ciężko jest się buntować tak naprawdę w naszych czasach. To jest strasznie skomplikowana rzecz. Jest masa ludzi, która się buntuje, ale nie wiem, czy oni są hipsterami. Na pewno są alterglobalistami, punktowcami itd., którzy nie akceptują systemu. A system kapitalistyczny dla hipstera to chyba jednak wygodna sprawa. On się tu może poruszać, właściwie nie musi się martwić o rzeczy doczesne, kreuje, sprzedaje, dostaje za to kasę i może nią z przyjemnością zasilić swoją kreatywność w jakiś sposób. (K)
Wypowiedzi zdają się potwierdzać, że bunt w ponowoczesnej subkulturze jest możliwy tylko na poziomie jednostkowym, a wspólna walka nie jest możliwa bez silnie zarysowanej subkulturowej tożsamości. Większa wspólnota mentalna nie wesprze hipstera w jakimkolwiek starciu, bez pomocnego ramienia jest on zostawiony sam sobie. Ale czy należy winić jego, czy może czasy, które go ukształtowały?
A teraz przenieśmy się na chwilę w świat bijącego rekordy popularności amerykańskiego serialu Mad Men. W odcinku ósmym pierwszej serii główny bohater, Donald Draper, przez zupełny przypadek uczestniczy w domówce odbywającej się w mieszkaniu jego kochanki Midge. Don, dyrektor kreatywny w agencji reklamowej Sterling Cooper to rekin tej branży, wyczuwający ludzkie potrzeby niczym świeżą krew. Serial kreśli panoramę czasów, w których mad meni w szytych na miarę garniturach, wspomagani drinkami i papierosami, kreowali pierwsze wielkie kampanie reklamowe takich gigantów jak: Lucky Strike, Kodak, Clearasil, Maytag, Bethlehem Steel, Right Guard. Na najwyższe piętra wieżowca w dzielnicy Madison Avenue, w którym znajdowało się biuro, wiózł czarnoskóry windziarz, w hierarchii zawodowej kobiety były zawsze na niższych szczeblach, a korporacyjny grafik ukrywał skłonności homoseksualne nawet przed samym sobą. Don zarabiał krocie wytwarzając potrzeby i sprzedając marzenia. I był w tym świetny.Don udaje się do mieszkania Midge z propozycją wycieczki do Paryża, której koszty pokryć ma jego, otrzymana właśnie, niebagatelna premia. W mieszkaniu swojej wyzwolonej i niepokornej kochanki zastaje beatnikowską imprezę. Spalimy się i będziemy słuchali Milesa (Davisa – przypisek A.L) – mówi „zarośnięty” beatnik, którego z Midge zdaje się łączyć coś więcej. Don zostaje. Po kilku godzinach i kilku skrętach między mężczyznami wywiązuje się dialog:
Beatnik: Pasta do zębów niczego nie rozwiązuje. Dacron na pewno nie wskrzesi tych dziesięciu zabitych dzieciaków w Biloxi.
Draper: Ani też kupowanie wina Tokaj i opieranie się o ścianę w Grand Central i udawanie włóczęgi.
Beatnik: Wiesz, jak to jest, oglądać was, mrówki, zmierzające do swojego mrowiska? Spójrz na siebie. Zadowolony, wymyślający dżingle dla płatków mydlanych i kremu na pryszcze, wmawiający sobie, że jesteś wolny?
Nie jest ważne to, że Midge nie pojechała do Paryża i symbolicznie wybrała grupę beatników (do której przecież należy), ani nawet to, że Don wyszedł z całej sytuacji – w swoim mniemaniu – jako wygrany (wcisnął Midge za stanik czek i wyszedł z mieszkania mimo odbywającej się w budynku nalotu policji). Przytaczam ten fragment, ponieważ powyższa scena świetnie pokazuje, jak wielka (i to nie tylko ekonomicznie, ale – przede wszystkim – mentalnie), była różnica między ówczesnymi mad menami, a beatnikami – braćmi Mailerowskich White Negro, „podcierającymi sobie tyłek Wall Street Journal”.
Ich wycofanie przejawiało się rzeczywiście w abnegacji społeczeństwa, jego norm społecznych (jeden z beatników na domówce bawił się ze swoją czarnoskórą przyjaciółką), wielkich korporacji (Dacron), etosu pracy (mrówki i mrowisko), konsumpcji (uwagi dotyczące reklam) etc. Światy tu przedstawione wyłącznie koegzystują obok siebie, nie dzieląc żadnych wspólnych norm i wartości. Scena z serialu Mad Men się już nigdy nie powtórzy, chyba że w wersji ponowoczesnej, w której Don i inni uczestnicy balangi, kierowani zapewne innymi, mniej lub bardziej materialnymi pobudkami, wspólnie urządzą kreatywną burzę mózgów nad nowych produktem. Co dokładnie się od tego czasu zmieniło?
Hipsterzy lat 40. stawiali się w opozycji do squarów. Wyrośli na emocjonalnie „spalonej ziemi”, którą przyniosła II wojna światowa. Wycofani i zniechęceni, odrzucali przywileje białego człowieka utożsamiając się z wykluczonymi społecznie Murzynami. Budulcem tożsamości grupowej stało się umiłowanie bebopu – jazzu nowoczesnego, a także odrębny hip język, odróżniający ich od dominującego społeczeństwa. Styl życia oraz kulturę głównego nurtu negowali całkowitym, „podziemnym” wycofaniem w kręgi sobie podobnych. Mieli silnie ukonstytuowanego – antagonistę – squara, a więc człowieka małej fantazji. Byli naśladowani przez beatników, zafascynowanych ich autentyczność, ekskluzywność oraz silnie zarysowaną tożsamością subkulturową. Natomiast hipsterzy ponowocześni nie wykluczają się ze społeczeństwa, znajdując sobie wygodną przestrzeń w jego zróżnicowaniu. Mimo że deklaratywnie odcinają się od kultury głównego nurtu, wchodzą z nią w świadome lub nieświadome mariaże, stając się jej ważnym „produktem składowym”. W przeciwieństwie do wykluczonych ekonomicznie hipsterów nowoczesnych, korzystają ze swojej uprzywilejowanej pozycji ekonomicznej, zasilając rynek konsumpcyjny. To nie kontrkultura, która buntuje się przeciwko hegemonii kultury zastanej, raczej styl życia, mający na celu formowanie oraz podtrzymywanie otwartej, hybrydowej tożsamości, w której oczywiście może się znaleźć miejsce na małe bitwy o własne przekonania, jednak są one na tyle deklaratywne i indywidualistyczne, że nie mogą stanowić żadnego spójnego subkulturowego kodu. Nie dziwi więc fakt, że hipsterom kojarzonym z mgławicową, ale jednak funkcjonującą „grupą”, zarzuca się miałkość ideologiczną. „Subkultura, która jest totalnie pozbawiona ideologii i tym się chyba odróżnia od innych subkultur”, powie jeden z moich rozmówców. W postmodernistycznej hiperrzeczywistości stają się symulakrami, a więc nie odnoszą się do niczego poza samymi sobą, będąc kopiami bez oryginałów. Ich tożsamość i autentyczność sprowadzona jest do często wyłącznie estetycznych kodów, sugerowanych i produkowanych przez środki masowego przekazu. Jedynym momentem, w którym możliwe jest konstruowanie bricolage’owej tożsamości jest symboliczna kreatywność w zakresie stylu. Tak krytykowana pogoń za nowością i oryginalnością, czyli korzystanie z kapitału subkulturowego, jest jedyną drogą odróżnienia się od Innych (pasywnych konsumentów) i ukonstytuowania siebie w kontrze do kultury głównego nurtu. Próby te są jednak błyskawicznie zamieniane w produkt, a więc, o ironio, sytuują hipsterów na powrót w samym centrum przemysłu komercyjnego popychającego do przodu to, od czego hipster stara się za wszelką cenę uciec – globalizację i homogenizację stylistyczną.