alt Z czym kojarzy się Wam Wigilia? Z opłatkiem, przytłumionym światłem choinkowych lampek, z kolędami i życzeniami składanymi rodzinie… z prezentami, które wyłaniają się z kolorowych papierów na oczach rozradowanych dzieci… ze stołem, na którym króluje barszcz z uszkami i karp… z pasterką…
 
Mam nadzieję, że właśnie z tym wszystkim lub z wieloma innymi cudownymi przeżyciami i symbolami. Dla mnie ten dzień jest także czasem wspominania – nie tylko tych wszystkich Wigilii, które przeżyłam i które czas wyrył w moim sercu oraz w pamięci. Wspominam też czasy, które znam tylko z opowieści i z książek, a które są dla mnie bardzo ważne, wspominam ludzi, którzy wówczas żyli i musieli mierzyć się z trudną rzeczywistością. Czasy zaborów, wojen – a przecież każdego roku nadchodziła Wigilia i Boże Narodzenie, w roku 1830, 1863, 1914, 1939…

 Ten, co w akermańskiej nasłuchiwał głuszy
dźwięków stron ojczystych
– wołania na wietrze,
wiedział, że słowami można skały kruszyć,
a potęgi słowa i czas w proch nie zetrze.
Wigilijny wieczór splótł odległe drogi;
od łąk nadniemeńskich po Lemanu tonie.
A więc wejdź, wędrowcze, w te gościnne progi,
tu opłatek, gwiazdka, dobry ogień płonie.
Wigilijny wieczór, gdy obrus na sianie,
łzy matczyne otrze, dalej żyć pomoże.
Tu Polska się przyśni, gdy… tęskno mi, Panie,
tutaj i pocieszą, gdy… smutno mi, Boże.
Zasiedli za stołem ci, co w nią wierzyli,
że tak niepokorna, zrzuci kiedyś pęta.
O nich są te słowa. One w dniu Wigilii
uczą nas, że grzeszy ten, co nie pamięta.
Niech kolęda polska spod choinki płynie.
Niech śpiewają druhny, pastuszki, aniołki.
Ta, co nie zginęła, z pewnością nie zginie,
dopóki w Wigilię kwitnąć będą fiołki.
L. Algusiewicz, Wigilijny wieczór

Przez większość lat XIX i XX wieku Polacy różnie spędzali Wigilię. Na obczyźnie, w więzieniach, łagrach, obozach, w domach – drżąc, by choć w ten jeden wieczór móc spokojnie usiąść do stołu z rodziną… Echa tych nocy pozostały we wspomnieniach, w poezji.

Pewnej mroźnej wigilijnej nocy na świat przyszedł Adam Mickiewicz. Był rok 1798, nadchodził wiek trudny, który gotował dla maleńkiego jeszcze wówczas Adasia kajdany i wygnanie.

I Tobie, i Jemu
Nad kołyską świeciła gwiazda Betlejemu.
Z anioły wespoły.
Czuwały nad Nim osły i łagodne woły.
Dzieciątku swemu śpiewała w stajence Matka-Dziewica,
Ciebie we Wilię lulała Wilija, strumieni rodzica.
Z pokłonem przyszli do Niego, z darami – trzej mądrzy Królowie.
Tobie w podarku – Ojczyznę zabrali trzej monarchowie.
Mirra, kadzidło i złoto – dla Syna Panny Maryi,
Sybir, kajdany, stryczek – dla polskiej szyi.
On grzechy nasze odkupił na krzyżu, w Jeruzalemie,
Ty, pielgrzymując do Polski – w dalekiej umarłeś ziemi.
On dnia trzeciego zmartwychwstał, i Słowo Ciałem się stało,
Tyś – z martwych nie wstał, lecz zawżdy z nami twe słowo mieszkało.
On – Bóg, tyś człowiek, i obaj cierpieliście za miliony,
Dzisiaj nie boski, lecz ludzki ból już jest nagrodzony.
Obaj Wy nas nauczyli wiedzy, co nie jest wymowna:
Kochać nas uczył Zbawiciel, jak kochał ów nauczyciel,
Ubogi nauczyciel z Kowna.
Lulaj, lulaj Jezuniu, króluj, króluj nam wiecznie.
Abyśmy, wierni Wam obu, się miłowali społecznie.
J.Wittlin, Pieśń wigilijna o Adamie Mickiewiczu

Ostatnią Wigilię w Wilnie spędzał Mickiewicz w klasztorze bazylianów, w celi więziennej. Obchodził właśnie dwudzieste piąte urodziny, towarzysze niedoli składali mu życzenia i do świtu prowadzili ciche rozmowy, których echa znajdziemy później w III części Dziadów. Ignacy Domeyko pisał: (…) w noc Bożego Narodzenia, dochodziła nas przy wtórowaniu dalekiego organu przytłumiona pieśń: Przybieżeli pastuszkowie, która to pieśń przenosiła nas w progi domowe, gdzie matki i siostry po nas płakały.

A ostatnią Wigilię na polskiej ziemi spędził Adam w Wielkopolsce, gdzie przyjechał na wieść o powstaniu listopadowym. Adam Turno, świadek jego pobytu, tak wspomina poetę: Wieszcz nasz: lubi zwyczaje narodowe aż do przesady. Uważał, aby w czasie Wigilii Bożego Narodzenia jedzono na sianie, aby słoma w kącie stała, żeby gwiazdka na włosie wisiała. Lubi tylko potrawy narodowe, barszcz, kapustę, kiełbasy, czerninę, kluski itd. Wszystko to wciąga do narodowości. Jest nabożny, żegna się, siadając i wstając od stołu.

Każda noc wigilijna spędzona na emigracji była dla poety ciężkim przeżyciem. Robił wszystko, by w jego domu nie zabrakło żadnego obyczaju, z którym kojarzyły się święta w Polsce. Za ukazaniem się gwiazdy wieczornej wezwani przez gospodynię domu, sunąwszy parami z salonu do sali jadalnej, u przybranego z litewska stołu zasiedliśmy do wieczerzy (…). Potrawy, z których składała się wieczerza, przyrządzane, zda się, pod wyłączną kontrolą samego gospodarza, były wiernym powtórzeniem tradycyjnych dań litewskiej Wilii. Ukazała się tam i grzybowa zupa z uszkami, i szczupak po żydowsku, śliżyki z makiem i miodem, i kucja złożona z pszenicy i grochu oblanego sytą, czyli miodem rozprowadzonym w wodzie. – tak Edward Chłopicki wspominał Wigilię roku 1850 spędzoną u Mickiewiczów. Śpiewano kolędy i tańczono poloneza. Zamykam oczy i widzę radosne twarze Polaków, którzy w ten sposób wracali do domu, do ojczyzny na tę jedną noc.
       
Juliusz Słowacki spędzał smutne święta daleko od domu, w różnych miejscach i miastach, ale po Wigilii 1830 roku, którą świętował w stolicy upojonej wolnością Nocy Listopadowej, nigdy już nie były to miejsca i miasta polskie.  W listach do matki stale pisał: Dzień pierwszy Bożego Narodzenia przepędziłem smutno. Wszyscy domowi wyjechali na wieczór, zostałem sam w domu. Teraz, przy zbliżającym się Bożym Narodzeniu, chciałbym, żeby mi kto mógł zaśpiewać kolędę taką, jaką słyszałem ostatniego roku będąc w Krzemieńcu. Innym razem, w trakcie wędrówki z Egiptu do Ziemi Świętej kreślił wzruszające słowa: Wieczorem towarzysz mój, dobywszy zapomnianego czekana, zagrał mi wiejską kolędę, której słuchałem z rozczuleniem. Każdego roku tęsknie wspominał: Ciągle myślałem o wilii (…), którą kiedyś jadłem, będąc dzieckiem, potem przyszła mi na myśl wielka babuni piekarnia, czeladź śpiewająca kolędy.

W 1847 roku Aleksander Niewiarowski relacjonował swoją wizytę u poety w wieczór wigilijny: Zastałem go wzruszonego bardzo. Niedawno bowiem odebrał był list od matki, w którym załączony był opłatek… Jest to prawdziwy chleb Boży – rzekł – gdyż poświęciły go ręce niewiasty świętej.

Wiele lat później nadeszły kolejne Wigilie, tak tragiczne dla wszystkich, którzy spędzali je w okupowanym kraju. I o tych świętach pamiętam, doceniając jeszcze bardziej to, jak wspaniale, spokojnie i szczęśliwie mogę dziś obchodzić narodziny Jezusa.

I zbudzili go nagle. Był to głos z daleka.
Umarłego lat tyle któż by zbudził z Boga
jak ze snu, by jak kropla ciążył znów ku ziemi
i cierpieniem, co myślą żywego człowieka,
jak ciałem okrył i sprowadził w dół?

Już opadał. Mgła nisko. Obłok śniegu w dole.
Od światła oderwany, w czarnoksięskim kole,
w kole głosu wirował, aż usłyszał z bliska,
aż go nazwała po imieniu. Śliska
ulica w śniegu nikła. Grajek zginał piłę
i cienki głos przeszywał i oddalał czas –
jak w tamten wieczór śmierci. Już był u tych okien.
Stół biały, wigilijny, posypany mrokiem
i ona tam samotna. Płomień śniegu gasł
od chłodu, który przyniósł, i powiew westchnienia
zatrzepotał, i stanął znów u jej ramienia
jak w tamten wieczór śmierci. „Mój miły – mówiła –
oto samotność moja, łzy i tych łez siła,
co cię do mnie prowadzi”. pytał ciężko: „Co,
co mi każe powracać w ołowiane dno,
na samo dno milczenia, na ziemię, w popioły?”

„0 miły, ukochany – mówiła; wspomniała: –
Ty duch, ty nie pamiętasz o cierpieniu ciała.
już nie ma naszych synów, Krew ich wsiąka w śnieg.
Możeś widział ty serca ich na ulic bruku,
możeś widział schodzących na umarły brzeg,
a może roztrzaskaną matki siwą głowę?
Dzisiaj przyszła godzina, zabierz serce moje,
obroń mnie, od dotknięcia ich jakeś mnie bronił”.

Pokój spełniał się świtem. Na ulicy dzwonił
dzwonek u małych sanek. Ciemni, trzej, schyleni,
długo szukali w szafie. Jeden złożył dłoń
na jej ramieniu sztywnym. Wtedy się ukosem
obsunęła powoli; brzask jej zwilżył włosy
i strumyk chłodnej ciszy popłynął przez skroń.
Zamilkli. Ona była z nim, daleko, chyba
dalej niż każda miłość. Ostry szron na szybach
skrzył się. Ruszyli z wolna, lęk ich biały zmroził
i czarny krzyż ze ściany jak milczenie – groził.
Było wysoko, cicho jak w kościele.
K.K.Baczyński, Wigilia