We wrześniu w księgarniach ukazała się najnowsza książka profesora psychologii i autora bestsellerów – Richarda Wisemana pt. Paranormalność. Autor w niezwykle zabawny, inteligentny i przystępny sposób daje odpowiedzi na wiele nękających nas pytań. Zapraszamy do lektury kolejnego fragmentu książki!
Pierwszy fragment możecie przeczytać TUTAJ, a recenzję TU.
O książce:
Profesor Richard Wiseman, autor światowych bestsellerów, udowadnia, jak cienka granica dzieli rzeczywistość od świata nadnaturalnego.
Jak przesuwać przedmioty siłą woli? Na czym polega kontrolowanie cudzego umysłu? Czy przedmioty faktycznie mogą przynosić szczęście? Czy można zobaczyć przyszłość w snach i czemu niektórzy ludzie twierdzą, że potrafią sami zdecydować, o czym będą śnić? Dlaczego osiemdziesiąt procent Amerykanów zapewnia, że doświadczyło zjawisk paranormalnych?
Richard Wiseman daje odpowiedzi na te pytania i na wiele innych. Dzięki wymyślonym przez niego eksperymentom od dziś każdy z nas będzie miał możliwość wywołać ducha albo przekonać obcą osobę, że wie o niej prawie wszystko – a to za sprawą niewiarygodnych zdolności umysłu, z których na co dzień mało kto zdaje sobie sprawę.
Mistrz w wymyślaniu nadzwyczajnych eksperymentów, człowiek, którego nazywam pogromcą mitów myślenia magicznego.
– Scientific American
Wreszcie dowiecie się, dlaczego wasz mózg jest znacznie bardziej niesamowity niż wszystkie paranormalne zjawiska opisane w tej książce.
– New Scientist
Richard Wiseman (ur. 1966) – profesor uniwersytetu w Hertfordshire, jest specjalistą od psychologii oszustwa, a także praktykującym iluzjonistą, członkiem elitarnego The Magic Circle. Mieszka w Londynie. Jego konto na Youtube odnotowało 15 milionów odwiedzin. Znany z eksperymentów poświęconych słabo dotąd zbadanym zagadnieniom życia codziennego. Autor wielu książek, m.in. Laughlab: The Scientific Search for the World’s Funniest Joke (2002), Kod szczęścia (2003; WAB 2012), Did You Spot the Gorilla? How to Recognise Hidden Opportunities in Your Life (2004), Dziwnologia (2007; W.A.B. 2010) oraz 59 sekund(2009; WAB 2010). Jego książki przetłumaczono na kilkadziesiąt języków, w tym chiński, chorwacki, hebrajski, japoński, koreański, portugalski i rosyjski.
Książka zawiera tagi interaktywne – tak zwane tagi QR, umożliwiające dostęp do krótkich filmów i plików dźwiękowych, które możecie odtwarzać na swoim smartfonie.
Tytuł: Paranormalność. Dlaczego widzimy to, czego nie ma?
Autor: Richard Wiseman
Tytuł oryginału: Paranormality
Wydawca: W.A.B.
Data premiery: 19 września 2012
Oprawa: twarda z obwolutą
Format: 13,1 x 17,7 cm
Liczba stron: 352
ISBN 978-83-7747-750-2
Przekład z angielskiego: Jarosław Mikos
Gatunek: anegdota, literatura faktu
Paranormalność. Dlaczego widzimy to, czego nie ma?
Richard Wiseman
(fragment)
Rozdział 1
Wróżenie
W którym poznamy tajemniczego Pana D., odwiedzimy nieistniejące miasto Lake Wobegon, nauczymy się, jak przekonać nieznajomych, że wiemy o nich wszystko, oraz odkryjemy, kim jesteśmy naprawdę.
Ze względów, które wkrótce okażą się oczywiste, uczciwie będzie, jeśli zachowamy prawdziwe nazwisko Pana D. w tajemnicy. Ten niezwykły człowiek urodził się w 1934 roku w północnej Anglii i przez większą część życia zarabiał na utrzymanie jako zawodowy wróżbita. Bardzo szybko zyskał spory rozgłos z powodu swoich niezwykle trafnych przepowiedni. Kiedy studiowałem na Uniwersytecie Edynburskim, Pan D. skontaktował się ze mną i zapytał, czy nie miałbym ochoty poobserwować go podczas kilku spotkań z klientami. Natychmiast przyjąłem tę uprzejmą propozycję i zaprosiłem Pana D. na uniwersytet, abym mógł sfilmować go przy pracy. Kilka tygodni później spotkaliśmy się w holu wydziału psychologii. Zaprowadziłem go do mojego laboratorium i wyjaśniłem, że zgromadziłem kilku ochotników, którzy chętnie wezmą udział w seansie. Pan D. spokojnie przygotował swój stół, wyjął talię kart do tarota oraz kryształową kulę i czekał na swojego pierwszego gościa. Chwilę później drzwi pokoju otworzyły się i do środka weszła czterdziestotrzyletnia barmanka o imieniu Lisa. Nacisnąłem przycisk „zapis” na mojej kamerze wideo i usadowiłem się po drugiej stronie lustra weneckiego.
Przed seansem Pan D. nie wiedział nic na temat Lisy. Na początek poprosił ją o wyciągnięcie przed siebie prawej ręki, wnętrzem dłoni do góry. Po starannym obejrzeniu jej dłoni za pomocą szkła powiększającego w rogowej oprawie Pan D. zaczął opisywać jej osobowość. Już po kilku sekundach rozpromieniona Lisa radośnie kiwała głową. Następnie poprosił ją, żeby potasowała talię kart tarota, po czym umieścił je na środku stołu. Potem odwracał kolejne karty i wyjaśniał, co oznaczają. Po kilku minutach powiedział Lisie, że ma ona brata, i szczegółowo opisał jego karierę zawodową. Chwilę później Pan D. oznajmił, że jego zdaniem Lisa niedawno zerwała długotrwały związek uczuciowy.
Seans z udziałem Lisy trwał około dziesięciu minut. Kiedy opuściła laboratorium, spytałem ją, co sądzi o swoim spotkaniu z Panem D. Lisa była pod wielkim wrażeniem wróżbity i powiedziała, że trafnie opisał jej osobowość, niedawne problemy w związku i karierę jej brata. Kiedy poprosiłem, aby oceniła trafność przepowiedni Pana D., uznała je za bardzo trafne.
Również kilku kolejnych uczestników eksperymentu po wyjściu ze spotkania z Panem D. wyraziło głębokie przekonanie, że wróżbita posiada niezwykłe zdolności parapsychiczne. Po krótkim lunchu Pan D. obejrzał ze mną zapis swoich seansów i bardziej szczegółowo opowiedział o swoich umiejętnościach. Było to fascynujące i niezwykle dla mnie odkrywcze doświadczenie. W ciągu kilku godzin Pan D. nie tylko umożliwił mi rzadki wgląd w pracę zawodowego wróżbity, ale także pokazał, w jaki sposób niemal każdy może opanować taką umiejętność. Pod koniec dnia Pan D. spakował swoje karty tarota i pożegnał się ze mną. Niestety nigdy więcej go nie spotkałem, ponieważ kilka lat później zmarł nagle na atak serca. Jednak do dziś zachowałem w pamięci dzień, który spędziłem w jego towarzystwie. W dalszej części rozdziału wrócimy do sekretów kryjących się za tym na pozór magicznym darem, jaki posiadał Pan D.
Film pokazujący Pana D. przy pracy
www.richardwiseman.com/paranormality/MrD.html
Każdego roku miliony ludzi odwiedzają różnego rodzaju wróżbitów i wychodzą od nich całkowicie przekonane, że są to osoby, które potrafią wejrzeć w głąb ich duszy. Czy ludzie ci zwodzą samych siebie, padając ofiarą wyrafinowanego oszustwa, czy też naprawdę dzieje się tu coś niezwykłego? Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, niewielkie grono badaczy poddało rzekome parapsychiczne zdolności wróżbitów, jasnowidzów i mediów starannym badaniom. Najbardziej znanym z tych badaczy jest iluzjonista i niewzruszony sceptyk James Randi.
Seans w ciepłe środowe popołudnie
Randall James Hamilton Zwinge urodził się w 1928 roku w Toronto. Kiedy miał dwanaście lat, pewnego popołudnia trafił przypadkiem na występ sławnego amerykańskiego iluzjonisty, znanego jako Harry Blackstone Sr. Przedstawienie wywarło na nim tak wielkie wrażenie, że od tej chwili starał się dowiedzieć możliwie jak najwięcej na temat tajemniczego świata magii i w końcu sam zaczął regularnie występować na scenie.
Podobnie jak wielu iluzjonistów, Zwinge niezwykle sceptycznie odnosił się do istnienia zjawisk paranormalnych. Kiedy miał piętnaście lat, wybrał się do miejscowego kościoła spirytualistycznego i z niesmakiem obserwował to, co się tam odbywało. Członkowie kongregacji, zachęcani przez duchownych, przynosili zapieczętowane koperty, w których znajdowały się pytania skierowane do ich bliskich zmarłych. Duchowni po kryjomu otwierali koperty, odczytywali pytania i fabrykowali rzekome odpowiedzi od zmarłych. Zwinge usiłował zdemaskować oszustwo, ale poirytowani duchowni wezwali policję i wylądował na komisariacie.
Idąc za swoim powołaniem, z czasem zmienił nazwisko na James „Zdumiewający” Randi i rozpoczął długą i barwną karierę zawodowego iluzjonisty. Zapuścił też kozią bródkę. Specjalizował się w niezwykłych popisach w stylu Houdiniego. Wiele spośród jego licznych przedsięwzięć znalazło się na czołówkach gazet, w tym niesamowity wyczyn polegający na spędzeniu 104 minut w zapieczętowanej trumnie (pobił rekord Houdiniego o nieco ponad dziesięć minut). Dwadzieścia dwa razy wystąpił w programie Johnny’ego Carsona The Tonight Show, pojawił się także w jednym z odcinków Happy Days, uwolnił się z kaftana bezpieczeństwa, wisząc głową w dół nad wodospadem Niagara, i co wieczór wykonywał numer polegający na pozornym ścinaniu głowy legendarnemu rockmanowi Alice’a Coopera.
Równolegle do swojej kariery iluzjonisty Randi kontynuował krucjatę przeciwko oszustwom, jakich dopuszczają się osoby przypisujące sobie zdolności parapsychiczne. Jego działania nabrały takiego rozpędu i zdobyły taki rozgłos, że w 1996 roku powołał do życia James Randi Educational Foundation. Internetowa strona fundacji reklamuje ją jako „przedsięwzięcie edukacyjne poświęcone zjawiskom paranormalnym, pseudonaukowym i nadprzyrodzonym”. Fundacja rzuca także śmiałe wyzwanie rzekomym adeptom wiedzy tajemnej i osobom, które twierdzą, że posiadają nadprzyrodzone zdolności. Krótko mówiąc, chodzi o nagrodę w wysokości miliona dolarów.
Pod koniec lat sześćdziesiątych w jednej z audycji radiowych Randi wyjaśniał, dlaczego uważa, że ludzie przypisujący sobie zdolności paranormalne okłamują samych siebie albo oszukują innych. Jeden z uczestników dyskusji, zajmujący się parapsychologią, zaproponował wtedy, żeby Randi poparł swoje deklaracje konkretem i zaproponował nagrodę w gotówce dla każdego, kto potrafi dowieść, że posiada autentyczne zdolności parapsychiczne. Randi podjął wyzwanie i ustanowił nagrodę w wysokości tysiąca dolarów. Z czasem podwyższył nagrodę do stu tysięcy dolarów, a pod koniec lat dziewięćdziesiątych pewien zamożny sponsor jego fundacji podniósł wysokość nagrody do miliona dolarów. Miała ona przypaść każdemu, kto potrafi zademonstrować istnienie zdolności paranormalnych, poddając się osądowi niezależnego panelu naukowców. Jak dotąd nikomu się to nie udało, ale przez ponad dziesięć lat szansa błyskawicznego wzbogacenia się o milion dolarów skusiła wielu chętnych. Byli wśród nich jasnowidze przekonani, że potrafią odgadnąć porządek kart w potasowanej talii, radiesteci, którzy twierdzą, że umieją za pomocą powyginanych wieszaków i rozwidlonych patyków odkryć podziemne źródła wody, a nawet pewna kobieta, która próbowała siłą swojego umysłu zmusić nieznajomych do oddawania moczu. Ta próba także zakończyła się niepowodzeniem…
W 2008 roku po milionową nagrodę Randiego postanowiła sięgnąć Patricia Putt, Brytyjka obdarzona ponoć zdolnościami mediumicznymi. Putt była przekonana, że potrafi zdobywać informacje na temat osób żyjących, rozmawiając z ich zmarłymi krewnymi i przyjaciółmi. Randi poprosił mnie oraz Chrisa Frencha, profesora psychologii w Goldsmith College w Londynie, o przetestowanie zdolności Putt.
Putt mieszka w Essex i jest doświadczonym medium. Przez kilka lat oferowała swoje usługi w czasie licznych seansów, w których uczestniczyły zarówno pojedyncze osoby, jak i całe grupy. Według informacji zamieszczonych na jej stronie internetowej podczas większości z nich korzystała z nieocenionej pomocy swojego egipskiego duchowego przewodnika o imieniu Ankhara, którego spotkała po raz pierwszy, gdy znalazła się w stanie regresji podczas sesji hipnoterapii. Strona internetowa Putt opisuje także wiele przypadków, w których rzekomo przedstawiła niepodważalny dowód na istnienie świata duchów, oraz wymienia kilka programów radiowych i telewizyjnych, w których występowała.
Po wielu rozmowach z Putt ustaliliśmy z Frenchem szczegóły naszego testu. Miał się odbyć w ciągu jednego dnia i miało w nim uczestniczyć dziesięcioro ochotników. Putt nie znała wcześniej żadnej z tych osób, jej zadaniem miało być nawiązanie kontaktu z którymś ze zmarłych przyjaciół albo krewnych każdego z ochotników, a następnie zdobycie z pomocą tego ducha informacji na temat osobowości i życia osoby uczestniczącej w eksperymencie.
Nadszedł wielki dzień. Poprosiliśmy każdego z ochotników, żeby zjawił się w pracowni Frencha o innej porze dnia. Aby zminimalizować prawdopodobieństwo tego, że Putt wyciągnie jakieś wnioski na temat uczestników eksperymentu na podstawie ich ubioru albo wyglądu, French poprosił ich, aby zdjęli zegarki i biżuterię, założyli długie peleryny sięgające do ziemi i włożyli na głowy czarne kominiarki.
Każdego uczestnika wprowadzano do pokoju, w którym odbywał się eksperyment, i proszono, aby usiadł na krześle twarzą do ściany. Następnie do pokoju wchodziła Putt, siadała przy biurku stojącym po drugiej stronie pokoju i usiłowała nawiązać kontakt z zaświatami. Kiedy dochodziła do przekonania, że uchwyciła bezpośredni kontakt ze zmarłymi, lokalizowała ducha, który znał daną osobę, po czym bez słowa spisywała informacje na temat osoby uczestniczącej w seansie. Moja rola w tym eksperymencie polegała na przyprowadzaniu i wyprowadzaniu Putt z pokoju, obserwowaniu jej podczas prób nawiązywania kontaktu z duchami oraz dotrzymywaniu jej towarzystwa przez cały dzień. Większość czasu między seansami spędziliśmy na przyjaznej pogawędce. W pewnym momencie spytałem ją, czy istnieją jakieś negatywne strony pracy zawodowego medium, na co bez cienia ironii odpowiedziała, że bardzo irytują ją ludzie, którzy umawiają się na sesje, a następnie nie przychodzą.
[podpis do ilustracji: Ochotnik uczestniczący w teście Patricii Putt]
Po zakończeniu wszystkich dziesięciu sesji poproszono uczestników eksperymentu o ponowne przyjście do pomieszczenia, w którym się odbywał. Ochotnicy otrzymali do wglądu zapis informacji, jakie Putt zdobyła tego dnia, kontaktując się z duchami, po czym poproszono ich o to, aby się im przyjrzeli i wskazali ten zestaw, który ich zdaniem odnosił się do nich samych. Gdyby Putt rzeczywiście posiadała zdolności, jakie sobie przypisuje, ochotnicy powinni bez trudu wskazać odpowiednie zapisy. Wyobraźmy sobie na przykład, że jedna z tych osób wychowała się na wsi, spędziła wiele czasu, podróżując po Francji, i niedawno poślubiła aktora. Gdyby Putt rzeczywiście potrafiła bezpośrednio kontaktować się z duchami, mogłaby wspomnieć o dzieciństwie wśród zieleni, wyczuć silny zapach sera brie albo usłyszeć zdanie: „Kochanie, to był wspaniały występ!”. Uczestnik eksperymentu na widok tych komentarzy od razu wiedziałby, że odnoszą się do niego, i bez problemu wybrałby właśnie ten zestaw. Ustaliliśmy wcześniej, że uznamy test za zaliczony, jeśli co najmniej pięć osób trafnie zidentyfikuje odnoszące się do nich informacje.
Każdy z uczestników eksperymentu starannie przeanalizował informacje podane przez Putt i wybrał zestaw, który wydał mu się najbardziej trafny. Następnie wszyscy zebraliśmy się w gabinecie Frencha, żeby zobaczyć, jak Putt wypadła w naszym teście. Uczestnik pierwszy wybrał zestaw, który miał odnosić się do uczestnika numer siedem. Zestaw wybrany przez uczestnika numer dwa w rzeczywistości powstał, gdy przed Putt zasiadał uczestnik numer sześć. I tak dalej. Prawdę mówiąc, żaden z uczestników nie wybrał zestawu informacji, który miał odnosić się właśnie do niego. Putt była zdumiona, ale przysięgła, że jest gotowa jeszcze raz poddać swoje zdolności próbie.
Wywiad z profesorem Chrisem Frenchem
www.richardwiseman.com/paranormality/ChrisFrench.html
Oczywiście można dowodzić, że Putt poniosła porażkę, ponieważ zgodziła się pracować w sztucznych okolicznościach. W końcu, o ile nie zaangażowała się do występu na zjeździe introwertycznych sobowtórów Batmana, raczej nie miała okazji sprawdzać swoich umiejętności w obecności osób ubranych w czarną pelerynę i czarną kominiarkę, do tego siedzących do niej plecami. Problem polega jednak na tym, że inne eksperymenty, przeprowadzane w bardziej naturalnych warunkach, przynosiły te same rezultaty.
Na początku lat osiemdziesiątych psychologowie Hendrik Boerenkamp i Sybo Schouten z Uniwersytetu w Utrechcie przez pięć lat badali rzekome zdolności parapsychiczne dwunastu znanych holenderskich wróżbitów.
Badacze kilka razy w roku odwiedzali każdego wróżbitę w jego domu („Są państwo umówieni?”), pokazywali mu fotografie jakiejś osoby, której nigdy wcześniej nie widział, i prosili o przekazanie im jakichś informacji na temat tej osoby. Dokładnie takiej samej procedurze poddawali członków grupy kontrolnej, złożonej z losowo wybranych osób, które nie twierdziły, że posiadają zdolności paranormalne. Po przeczytaniu i przeanalizowaniu ponad dziesięciu tysięcy wypowiedzi badacze doszli do wniosku, że odpowiedzi formułowane przez wróżbitów na podstawie ich rzekomych zdolności paranormalnych nie są bardziej trafne niż czynione na chybił trafił domysły członków grupy kontrolnej oraz że żadna z tych grup nie mogła się pochwalić jakaś znaczącą trafnością swoich przewidywań.
Tego rodzaju negatywne wyniki badań nie są wyjątkiem, ale normą.
Przez ponad sto lat badacze sprawdzali wiarygodność mediów oraz jasnowidzów i dochodzili do wniosku, że za ich wypowiedziami nie kryje się żadna tajemna wiedza. Prawdę mówiąc, po przeanalizowaniu ogromnej ilości materiału Sybo Schouten zauważył, że sytuacje, w których ich przepowiednie okazywały się trafne, nie były wcale częstsze, niż wynikałoby to z czystego przypadku. Wydaje się zatem, że jeśli chodzi o wróżbitów i osoby obdarzone zdolnościami mediumicznymi, milionowa nagroda Fundacji Randiego może spokojnie spoczywać w sejfie.
Prawdziwy problem polega jednak na tym, że według wszelkich badań mniej więcej jedna osoba na sześć wychodzi ze spotkania z rzekomym wróżbitą przekonana, że otrzymała trafne odpowiedzi na swoje pytania.
Aby rozwiązać tę zagadkę, musimy bliżej poznać sekrety wróżbitów. Można to zrobić na kilka sposobów. Możecie na przykład przez kilka tygodni uczestniczyć w programie rozwijania zdolności jasnowidzenia, starając się otworzyć swoje wewnętrzne oko. Albo możecie zapisać się na miesięczny kurs w szkole dla mediów i spróbować kontaktować się ze zmarłymi. Możecie jednak także oszczędzić mnóstwo czasu i wysiłku i dać sobie z tym wszystkim spokój. Albowiem prawda jest taka, że świadomie lub nieświadomie większość mediów i wróżbitów posługuje się pewnym zestawem fascynujących technik psychologicznych, które mają stworzyć wrażenie, że naprawdę potrafią oni w magiczny sposób wejrzeć w naszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Wspomniane techniki, zwane zimnym odczytem, mogą stanowić źródło cennej wiedzy na temat natury naszych codziennych kontaktów międzyludzkich. Aby się z nimi bliżej zapoznać, musimy spędzić nieco więcej czasu z jednym z naszych znajomych wspomnianych w tym rozdziale.
Odkrywamy sekrety tajemniczego Pana D.
Zanim jednak wyruszymy w naszą dalszą podróż do świata psychologii seansów jasnowidzenia, chciałbym zaproponować wam krótki, dwuczęściowy test.
Wyobraźmy sobie, że ilustracja przedstawiona poniżej pokazuje z lotu ptaka widok dużego, piaszczystego zagłębienia w ziemi. Następnie wyobraźmy sobie, że ktoś na chybił trafił wybrał w tym zagłębieniu jakieś miejsce i zakopał tam skarb. Możecie podjąć tylko jedną próbę wykopania tego skarbu. Nie zastanawiając się wiele, postawcie w obrębie prostokąta znak „x” w miejscu, w którym zaczęlibyście kopać.
A teraz pomyślcie o jakimś kształcie geometrycznym umieszczonym wewnątrz innego kształtu geometrycznego. Dziękuję. Wrócimy do waszych odpowiedzi później.
Na początku tego rozdziału opowiadałem, jak Pan D. pewnego razu złożył wizytę na Uniwersytecie Edynburskim i dał pokaz swoich zdumiewających umiejętności. Podczas kolejnych seansów siadały naprzeciw niego różne osoby, które widział pierwszy raz w życiu, po czym wychodziły ze spotkania przekonane, że wie o nich wszystko. Największe wrażenie zrobiły odpowiedzi, jakich udzielił Lisie, która zupełnie nie miała pojęcia, w jaki sposób Pan D. zdołał trafnie opisać jej osobowość, karierę jej brata i jej niedawne problemy uczuciowe.
Jak już się pewnie domyślacie, w rzeczywistości Pan D. nie posiada żadnych zdolności paranormalnych. Jednak przez większość życia z powodzeniem posługiwał się techniką zimnego odczytu, aby sprawiać wrażenie, że takie zdolności posiada, i z radością zdradził mi sekrety swojego fachu. Pan D. posługiwał się sześcioma różnymi technikami psychologicznymi, dzięki którym przekonywał swoich rozmówców, że potrafi robić rzeczy niemożliwe.
Aby zrozumieć, na czym polega pierwsza z nich, musimy wybrać się w podróż do nieistniejącego miasta Lake Wobegon.
1. Pochlebstwo podstawą sukcesu
W połowie lat osiemdziesiątych minionego wieku amerykański pisarz i satyryk Garrison Keillor wymyślił fikcyjne miasto Lake Wobegon. Według Keillora Lake Wobegon leży gdzieś w środku stanu Minnesota, ale nie można go znaleźć na mapie z powodu niekompetencji dziewiętnastowiecznych geodetów. Opisując mieszkańców miasteczka, Keillor odnotował, że „wszystkie tamtejsze kobiety są silne, wszyscy mężczyźni przystojni, a wszystkie dzieci wyróżniają się ponad przeciętność”. Keillor pisał swoje obserwacje dla żartu, odzwierciedlają one jednak pewną podstawową zasadę psychologiczną, nazywaną obecnie efektem Lake Wobegon.
Zwykle podejmujemy racjonalne decyzje, ale w pewnych okolicznościach nasz mózg nas zawodzi i nagle przestajemy myśleć logicznie. Psychologowie odkryli, że najczęściej takie irracjonalne zachowania mają coś wspólnego z dziwnym zjawiskiem znanym jako egocentryzm atrybucyjny. Niemal wszyscy jesteśmy wyczuleni na punkcie własnej wartości i posługujemy się różnymi sposobami, żeby chronić się przed brutalną rzeczywistością zewnętrznego świata. Z niezwykłą zręcznością potrafimy sobie wmówić, że to my jesteśmy twórcami naszego życiowego sukcesu, ale winą za nasze niepowodzenia równie łatwo potrafimy obarczać innych. Przekonujemy siebie samych, że jesteśmy osobami wyjątkowymi, posiadamy zdolności i umiejętności, które wykraczają ponad przeciętną, i w przyszłości spotkają nas same dobre rzeczy. Następstwa takiego egocentrycznego sposobu patrzenia na świat mogą być zaskakujące. W bardzo znanym eksperymencie badacze prosili osoby pozostające w długoletnim związku małżeńskim o to, by oceniły procentowo swój udział w wykonywanych pracach domowych. W przypadku niemal każdej z par suma podawanych wielkości przekraczała sto procent. Każda z badanych osób przejawiała egocentryzm atrybucyjny, skupiała się na pracy wykonywanej przez siebie i pomniejszała wysiłek partnera.
Ten egotyzm najczęściej wychodzi nam na dobre. Mamy dzięki niemu wysokie mniemanie o sobie i mamy ochotę wstać rano z łóżka. Pomaga nam radzić sobie z przeciwnościami losu, daje siłę wytrwania, gdy robi się naprawdę ciężko. Badania pokazały na przykład, że wiele osób żywi nierealistyczne przekonania na temat swojej osobowości i zdolności. Dziewięćdziesiąt cztery procent osób sądzi, że ma ponadprzeciętne poczucie humoru, osiemdziesiąt procent kierowców uważa, że są lepszymi kierowcami niż przeciętny kierowca (co ciekawe, odnosi się to nawet do osób, które znalazły się w szpitalu z powodu wypadku drogowego), siedemdziesiąt pięć procent biznesmenów uważa, że postępują bardziej etycznie niż przeciętny biznesmen. Podobne wyniki otrzymujemy, gdy chodzi o cechy osobowości. Wystarczy podać ludziom jakąkolwiek pozytywną cechę charakteru, a natychmiast ochoczo stawiają ptaszka w rubryce „tak, to ja”. Dzięki temu zdecydowana większość ludzi irracjonalnie sądzi, że są o wiele bardziej skłonni do współpracy, rozważni, odpowiedzialni, przyjaźni, godni zaufania, pełni energii, uprzejmi i bardziej niezawodni niż przeciętna osoba. Te złudzenia są ceną, jaką płacimy za poczucie szczęścia, sukces i energię, jakie towarzyszą nam w życiu.
Osoba sprawnie posługująca się techniką zimnego odczytu wykorzystuje nasz egocentryczny sposób myślenia, opowiadając swoim rozmówcom, jacy są wspaniali. Pan D. w swoich seansach obficie posługiwał się pochlebstwem. Przyglądając się dłoni Lisy, już po kilku chwilach powiedział jej, że jest obdarzona bujną wyobraźnią, twórcza i niezwykle spostrzegawcza. Lisa dowiedziała się też, że sama mogłaby być wróżbitką, ponieważ jest obdarzona silną intuicją i ma cenną umiejętność wypowiadania swoich opinii na temat innych ludzi w taki sposób, by nie ranić ich uczuć, oraz że jest osobą, która troszczy się o innych. Za każdym razem, gdy Lisa słyszała takie komplementy, mieliśmy do czynienia z działaniem efektu Lake Wobegon, dzięki czemu zdumiona Lisa nie potrafiła następnie wyjaśnić sobie, w jaki sposób Pan D. potrafił tak trafnie scharakteryzować jej osobowość.
Ale metoda zimnego odczytu nie ogranicza się jedynie do odwiedzin w Lake Wobegon. W grę wchodzi także mało znany efekt Dartmouth Indians kontra Princeton Tigers.