Drewniana szkatułka okraszona delikatnymi złotymi elementami zdobniczymi i perłowymi maleńkimi detalami – ta powieść przypomina mi taki właśnie piękny przedmiot. Zapewne już się domyślacie, że ma ona budowę szkatułkową. Jedna opowieść przechodzi w kolejną, każda ma innego narratora. Jest to jednocześnie powieść epistolarna, choć właściwie po kilku stronach zapomina się o tym fakcie.
Młody ziemianin Gilbert Markham pisze do swojego przyjaciela bardzo długi list i opowiada w nim historię z lat swojej młodości. Poznał wówczas tajemniczą kobietę, która wynajęła pobliski zrujnowany dwór i zamieszkała w nim z pięcioletnim synem. Helen, młoda wdowa, robiła wszystko, by tylko zniechęcić do siebie okolicznych mieszkańców – nie chciała ich wizyt, nie pragnęła bywać w ich domach. Takie postępowanie wzbudziło tylko lawinę plotek rozrastającą się z czasem do monstrualnych rozmiarów. Gilbertowi udało się pozyskać przyjaźń pani Graham, która obdarzyła go zaufaniem i dała do przeczytania swój dziennik. Tutaj pojawia się opowieść w opowieści – Markham przepisuje dziennik Helen w liście do przyjaciela. Poznajemy dzieje młodej i pięknej dziewczyny zauroczonej przez łajdaka, którego poślubia. Jej losy nie raz sprawiały, że dłonie zaciskały mi się w pięści, a głowa pękała od zastanawiania się – jak to możliwe, że w tamtych czasach, w końcu nie tak odległych, kobieta była traktowana jak mebel, jak własność męża, który mógł z nią robić co tylko przyszło mu do głowy.
To właśnie postanowiła napiętnować Anne Brontë pisząc powieść, która miała nieść przesłanie i pokazać, że kobiety nie zasługują na los elementów wyposażenia domu. Książka wydana w 1848 roku wywołała skandal – autorka odważyła się stanąć murem za kobietą, która uciekła od męża, popełniając tym samym najcięższy grzech. Stanowiło to nie tylko wykroczenie przeciwko obyczajom i moralności, było także przestępstwem w świetle angielskiego prawa. Anne nie tylko przyznała rację swojej bohaterce, ale ośmieliła się w taki sposób poprowadzić jej dzieje, że Helen za wszystkie działania została nagrodzona. Z czasem Lokatorka została uznana za pierwszą powieść feministyczną, za głos tyranizowanych kobiet, które spychane na margines człowieczeństwa nie miały prawa praktycznie do niczego.
Anne nie zawiodła pokładanych w niej przeze mnie nadziei – dopieściła i dopracowała w każdym calu doskonałą fabułę. Akcja nie toczy się może w zawrotnym tempie, nie jest bardzo dynamiczna, ale taki już urok powieści wiktoriańskich, w tym tkwi ich doskonałość. Świetnie prowadzona, urozmaicona narracja pierwszoosobowa nadaje całości aury tajemniczości, sekrety są odkrywane powoli, odsłaniane niczym kolejne kurtyny. Potężnym plusem jest nakreślona z rozmachem panorama XIX-wiecznych stosunków społecznych, co mnie, wielbicielkę aspektu historycznego w obyczajowym bardzo cieszy. Barwni bohaterowie, znakomity styl, ciekawa fabuła – to wszystko sprawia, że Lokatorka Wildfell Hall jest powieścią doskonałą.
Autorka: Anne Brontë
Tytuł: Lokatorka Wildfell Hall
Przekład: Magdalena Hume
Data wydania: marzec 2012
Liczba stron: 528
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: MG
Gatunek: powieść społeczno-obyczajowa, romans
Autorka recenzji prowadzi bloga poświęconego literaturze i kulturze: http://zielonowglowie.blogspot.com/