Po raz pierwszy w życiu mam ochotę zamiast tworzenia zwyczajnej recenzji oddać głos autorce i przepisać kilkanaście cytatów, które scharakteryzowałyby jej inteligentną prozę, precyzję słowa, sprawność pióra, znajomość kobiecej psychiki czy aktualność publikacji. Ta niesamowita postać to Doris Lessing (laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (2007) i jej Lato przed zmierzchem. Już na wstępie wprowadzam Was w jej klimat, cytując jedno z wielu mądrych zdań pojawiających się w tej książce: Jesteśmy tym, czego się uczymy. Niby banalne, ale po krótkiej refleksji okazuje się, że głębokie. Taka właśnie jest pani Lessing – w prostocie, w banalnych sytuacjach ukazuje nam głębię i nasze nieustanne chodzenie we mgle, które jest nieodłącznie związane z człowieczeństwem…

Kate Brown jest żoną Michaela (cenionego neurologa) i matką dorosłych już dzieci: Stephena, Eileen, Jamesa i Tima. Mieszkają w południowej dzielnicy Londynu w Blackheath, ale teraz, w czasie wakacji, wszyscy się gdzieś rozjeżdżają. Wszyscy, oprócz Kate, która ma początkowo zostać w domu przez cały ten okres do dyspozycji każdego, do czego jest przyzwyczajona od lat. Sytuacja zmienia się, kiedy znajomy Michaela proponuje kobiecie udział w międzynarodowej konferencję organizacji „Żywność dla świata”. Z racji tego, że ma ona opinię osoby będącej zawsze do dyspozycji, życzliwej, doskonałej językowo i niezrównanej w załatwieniu każdej sprawy, nadaje się do tego zadania jak nikt inny. Początkowo szuka wykrętów, czuje, że traci grunt pod nogami, bo została zaprogramowana jak maszyna przez fakt dwudziestoparoletniego bycia żoną i matką. Fakt, iż była ładną, zdrową, przedsiębiorczą kobietą, nie oznacza, że nie czuła się zamknięta na zawsze w wielkim pudle z czterema wciąż eksplodującymi indywidualnościami, że nie jest uwikłana w sprawy domu, zbyt wplątana we wszystko, zbyt głęboko w to zatopiona. Mimo wątpliwości decyduje się zostać tłumaczką i pomóc organizacji. Szybko wchodzi w rolę, wpada w wir pracy, dobrze zarabia, dom wynajmuje obcym, a sama mieszka u koleżanki. Prac[uje] automatycznie, dużo obserw[uje], popijając kawę, jest wyjątkowo wymowną i inteligentną papugą ze skłonnościami opiekuńczymi, jak sama siebie definuje. Ma wahania uczuć, choć teraz jest pełna blasku, promienna, jedwabista. Ma nowe, eleganckie i modne ubrania i nowy kolor włosów. Wreszcie następuje w niej przemiana – uświadamia sobie, swoje możliwości w przyciąganiu mężczyzn i swoją wartość. Zaczyna analizować, dokonuje osobistych rozrachunków, często opartych na „fałszywych wspomnieniach”.

Uzmysławia sobie, że do tej pory była jedynie matką swoich dzieci i żoną swojego męża. Będąc uległą, bierną, łatwo się przystosowywała do innych. Chyba nigdy nie wybierała, zawsze wybierano za nią, bo od kiedy skończyła dwanaście lat, dostosowywała się i tańczyła jak kukła w takt pociąganych sznurków… Jej dzieci nie lubiły, kiedy kierowała się popędami własnej natury, więc od zawsze tłumiła swoją (nieprzeciętną przecież) osobowość. Mimo, iż często rozmawiają z mężem, a ich analizy są rzekomą podstawą i podporą ich małżeństwa, Michael zdradza ją z młodymi kobietami podczas służbowych wyjazdów. Życie, które z nim wiodła było takim (…) typowym, uporządkowanym, mieszczańskim ‘odpowiedzialnym’ życiem, posłusznym nakazom pracy i rodziny, ale pozbawionym tego czegoś, co dodaje skrzydeł i sił, by góry przenosić. Czy można się zatem dziwić, że zaniedbywana i pozbawiona pewności siebie, Kate rzuca się w romans z dużo młodszym od niej Amerykaninem, Jeffreyem i wyrusza z nim do Hiszpanii, licząc na szczęśliwe chwile? Niestety i ten układ nie przynosi jej zadowolenia. Nie jest zaangażowana w ten związek, traktuje Jeffreya jak własne dziecko, kiedy on choruje, a na dodatek zaczyna tęsknić za mężem i dziećmi… Gdy jej samopoczucie także ulega pogorszeniu, wraca do Londynu, ale nie do własnego domu. Wynajmuje pokój u Maureen, młodej dziewczyny, która uświadamia jej, kim jest Kate i jak wygląda jej prawdziwe życie. Po raz pierwszy jest osaczona zewsząd przez samotność, pozbawiona wygody, opieki i wsparcia i wdzięczności ludzi za to, co im dawała. Jej reakcje są reakcjami małego dziecka, noszące teraz na twarzy upiorną „maskę chorej małpy”, a nocą śniące o małej foce, którą się opiekuje i musi chronić…

Czasami, jeśli człowiek ma szczęście, jakiś proces narasta, przeżycia się zagęszczają. Dla Kate właśnie to lato miało się stać takim okresem zagęszczonych przeżyć. I dokładnie takim było, a co z tych przeżyć wyniknie? Jak zakończy się historia Kate i jej rodziny? Nie powiem – musicie przeczytać, bo książka jest genialna. Zamknęłam Lato przed zmierzchem, ale nadal o nim myślę. Czuję, że mam natłok refleksji, którego nie pozbędę się tak łatwo. Doris Lessing stworzyła świetną powieść psychologiczną, obyczajową, niezwykle dopracowaną, w której wszystko się z czymś łączy, odwołując się do uczuć wyższych, zaś dobrze nakreśleni bohaterowie sprawiają, że ich historie są nam bardzo bliskie. Gdybym mogła (a może raczej gdyby ktoś zechciał to przeczytać) napisałabym tę recenzję o wiele dłuższą, bo jest w tej książce (napisanej w latach 70-tych) tak wiele aktualnych problemów dotyczących współczesnych kobiet i dzisiejszych realiów mimo upływu czasu, że nie sposób przejść obok niej obojętnie. Na początku był cytat, musi więc być i na końcu: Spędzamy nasze życie, taksując, oceniając, ważąc nasze myśli, nasze uczucia… wszystko to jest nonsensem, wyznaje Kate Brown. Zamiast tych niepotrzebnych czynności czytajmy dobre i wartościowe książki. Ja dziś polecam Doris Lessing.

 

Cytaty za: Lato przed zmierzchem, Doris Lessing, W.A.B., Warszawa 2008.

Tytuł: Lato przed zmierzchem
Tytuł oryginału:
The Summer Before the Dark
Tłumaczenie:
z angielskiego Barbara Rewkiewicz-Sadowska
Wydawca:
W.A.B.
Data wydania:
styczeń 2008
Wymiary:
12,3 x 19,5 cm
Liczba stron:
336
Oprawa:
miękka ze skrzydełkami
ISBN:
978-83-7414-449-0
Kategoria:
proza zagraniczna, powieść psychologiczna