Trucizna to kolejny zbiór opowiadań poświęconych dziwnym i zwariowanym przygodom Jakuba Wędrowycza. Muszę przyznać, że wszystkie historie znajdujące się w tej książce są na równym poziomie. Oczywiście niektóre utkwiły mi w pamięci bardziej niż inne, jednak nie dlatego, że okazały się lepsze – raczej dlatego, iż odnosiły się do kwestii, którymi się interesuję.
Największymi zaletami opowiadań Andrzeja Pilipiuka są humor oraz przekształcenia stereotypów czy kanonów. Sarkazm, ironia, groteska – to wszystko można odnaleźć w historiach zawartych w Truciźnie. Dzięki temu żaden tekst nie jest nudny, nijaki anii monotonny. Robocop, który sam sobie daje mandat? A może zupełnie inna wizja legendy o smoku wawelskim? Nie wystarczy? W takim razie co powiecie na Wróżkę Zębuszkę sprzedającą zęby… wampirom? To tylko niektóre z mnóstwa pomysłów, jakimi Andrzej Pilipiuk raczy nas w najnowszym zbiorze. Nawiązania do mitologii, wierzeń czy podań to tylko mała wisienka na torcie odniesień do popkultury czy innych dzieł.
Jakub Wędrowycz, egzorcysta amator – w jego słowniku nie istnieje pojęcie „niemożliwe”. Potrafi pozbyć się każdego stwora rodem z największego horroru, odesłać zbłąkane dusze czy dać w kość wampirom. Jednak to nie wszystko. Jakub Wędrowycz to mistrz trunku – potrafi stworzyć alkohol niemalże ze wszystkiego. Zamieszkuje Stary Majdan koło Wojsławic. Dnie spędza na piciu, piciu i… piciu. No dobrze, nie tylko. W końcu otrzymał przydomek „egzorcysta”. Jedno muszę przyznać, Jakub Wędrowycz to nietuzinkowa postać. Może nie budzi mojej sympatii i często działa mi na nerwy, jednak zapada w pamięć. To nie wyidealizowany młody bohater, który przebojem zdobywa świat. To stary dziadyga mający dziwne pomysły, archaiczne spojrzenie na świat oraz wyznający dość kontrowersyjne zasady. Żadna z tych rzeczy nie przeszkadza mu jednak w zdobywaniu kolejnych rzeszy fanów.
Tak jak w każdym dziele Andrzeja Pilipiuka, tak i tutaj czuć siłę historii. Może nie została ona wysunięta na plan pierwszy, jak to miało miejsce w innych zbiorach opowiadań Wielkiego Grafomana (Szewc z Lichtenrade czy Aparatus), jednak widać, że odgrywa ona wielką rolę.
Mnie najbardziej spodobały się reinterpretacje mitów, legend czy popkulturowych stereotypów. Opowiedzenie jakiejś historii na nowo wymaga niezwykłej fantazji i pomysłowości. Ani jednego, ani drugiego nie można odmówić Andrzejowi Pilipiukowi. Niespodziewane zwroty akcji, rozwiązania, jakich nikt się nie spodziewał czy niesamowite zakończenie z pozoru banalnej historii – to wszystko dodaje opowiadaniom niezapomnianego smaku.
Język opowiadań jest prosty, nieskomplikowany. Nic w tym dziwnego, skoro głównym bohaterem jest chłop. Dzięki temu książkę czyta się szybko i przyjemnie. Również to, że opowiadania mają po kilkanaście stron, pozwala pochłaniać je jedno po drugim. Wystarczy jeden, góra dwa dni, by w całości przeczytać Truciznę.
Oprawa graficzna, tak jak w poprzednich zbiorach opowiadań o przygodach Wędrowycza, świetnie komponuje się z historiami. Trudno nazwać okładkę ładną, jednak tak ma być. Oprawa nie upiększa tego co jest w środku, nie na tym polega jej zadanie. Ma oddać to, o czym opowiada Pilipiuk. I tak właśnie jest – postać Jakuba trzymająca w ręce zakrwawiony miecz, buteleczka (niestety trudno określić czy pusta, czy pełna) oraz ofiara wędrowyczowej sprawiedliwości. Kwintesencja historii na jednym obrazku.
Reasumując, wprawdzie najnowszy zbiór opowiadań o Wędrowyczu nadal nie przekonał mnie, by zostać wielką fanką tego bohatera, jednak na pewno zapewnił mi kilka godzin godziwej rozrywki. Było śmiesznie, ciekawie i… dziwnie (w dobrym tego słowa znaczeniu). Każdy miłośnik twórczości Andrzeja Pilipiuka powinien sięgnąć po tę pozycję. Na pewno się nie zawiedzie.
Tytuł: Trucizna
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 7 listopad 2012
ISBN-13: 978-83-7574-707-2
Liczba stron: 364
Wymiary: 125 x 195
Oprawa: miękka