Wszystkie jutra to zwieńczenie słynnej gibsonowskiej Trylogii San Francisco czy Trylogii mostu. Powieść kontynuuje i zamyka wątki rozpoczęte w Świetle wirtualnym i Idoru, mimo że mogłoby się wydawać, że opisane w nich wydarzenia niewiele łączy. Spotykamy starych, dobrych znajomych: Chavette, Rydella, Yamazakiego i Laney’a, poznajemy postacie zupełnie nowe, czeka nas także pewna niespodzianka…

Spotkałam się z opiniami, że jest to jedna ze słabszych powieści Williama Gibsona – głównym zarzutem było to, że fabuła nie tak trzyma w napięciu, a zakończenie jest nie dość spektakularne, i cóż, pozostaje mi się z tym jednak nie zgodzić. Książkę czytało mi się bardzo dobrze, doceniam jej staranną konstrukcję i, generalnie, warsztatowe umiejętności autora. Jest tutaj wszystko to, za co cenią twórczość tego pisarza czytelnicy i czytelniczki na całym świecie – błyskotliwy pomysł, wciągająca intryga, sugestywnie zarysowany świat i bohaterowie oraz specyficzny, duszny, ale i fascynujący klimat postapokaliptycznej dystopii. Być może Gibson nie zachwyca już tak wizją, jednak trzeba pamiętać, że książka jest kontynuacją cyklu, który wizjonerski jest już sam w sobie – ocenianie jej w oderwaniu od całości, nie jest zbyt sprawiedliwe. Tak czy inaczej Wszystkie jutra są według mnie zdecydowanie godnym i satysfakcjonującym zakończeniem Trylogii mostu.

Znów trafiamy do ponurego, pełnego zaawansowanej technologii, ale także ruin i brudu świata przyszłości, który nie bez wysiłku podniósł się po nuklearnej wojnie. Świata nieprzyjaznego i bezwzględnego, w którym rządzą bogacze i korporacje, w którym bez odpowiednich znajomości lub cennego talentu jest się nikim. Akcja rozpoczyna się w nieco egzotycznym Tokio, by z czasem przenieść się do San Francisco i na Most, który poznaliśmy bliżej w Świetle wirtualnym. Dla mnie było to niemal jak nostalgiczna podróż powrotna w dobrze znane strony. I tylko żal, że Skinnera już nie ma… Z radością przyjęłam za to ponowne pojawienie się Chavette i Rydella i wcale nie przeszkadzało mi, że było z góry wiadomo, że się spotkają – po prostu powinni byli się spotkać. Poza tym jednak fabułę wcale nie tak łatwo przewidzieć, tym bardziej, że wpływ ma na nią bardzo obszerna galeria różnorodnych postaci o równie zróżnicowanych celach i motywacjach.

Znów pojawiają się punkty węzłowe z Idoru – ważne zdarzenia w czasie, które decydują o losach całego świata, a które dostrzec mogą tylko nieliczni i niezwykli geniusze, jak Colin Laney, tym razem ogarnięty obsesją i szukający schronienia wśród bezdomnych Tokyo. Jaki punkt węzłowy dostrzegł tym razem? Co będzie on oznaczał dla całej ludzkości? Jaką rolę w tym wszystkim odgrywa bezwzględny i zdeterminowany człowiek nazwiskiem Harwood? To właśnie Laney wprawia w ruch tryby machiny akcji powieści; przekonany, że nadchodzi wielka zmiana, której za wszelką cenę należy uniknąć, kontaktuje się z Rydllem i przekonuje go, by podjął niemal beznadziejną próbę uniknięcia zagrożenia, podczas gdy tajemniczy wrogowie depczą mu po piętach…

Gibson jest mistrzem kreowania nastroju – jego opisy, choć niedługie, działają na wyobraźnię i pozwalają przeniknąć do świata książki. Narracja ma bardzo dobrze wyważone tempo. Bardzo wysoko cenię styl tego pisarza – pozornie suchy i pozbawiony emocji, ale dopracowany, bezpretensjonalny i sugestywny. Powieść zbudowano z wielu na pozór nie powiązanych wątków – to cecha charakterystyczna twórczości Gibsona, który lubi precyzyjnie planować spotkania swoich bohaterów pod koniec książki, zwykle w okolicznościach co najmniej niezwykłych…

Williama Gibsona polecam zawsze, z niezmiennie czystym sumieniem – zdecydowanie zapracował sobie na miano klasyka i wizjonera fantastyki naukowej światowego formatu. Ktoś, kto rozsmakował się w dwóch poprzednich książkach z cyklu, niewątpliwie powinien sięgnąć po tę powieść i bez mojego przekonywania. Pozostałych serdecznie zachęcam, choć sugeruję raczej rozpoczęcie przygody z Trylogią San Francisco od Światła wirtualnego, bo choć powieść tę można czytać jako odrębną, znajomość poprzednich tomów znacznie ułatwi odnalezienie się w opisywanych realiach. Wszystkie jutra to wciąż s-f z najwyższej półki – warto znać i warto zafundować sobie przyjemność z czytania.

Więcej o Williamie Gibsonie przeczytasz TUTAJ.

Światło wirtualne, William Gibson – recenzja
Idoru, William Gibson – recenzja

Tytuł: Wszystkie jutra
Autor: William Gibson
Wydawca: Książnica
Cykl: Trylogia San Francisco (Trylogia mostu) #3
Data wydania: kwiecień 2011
ISBN: 978-83-245-7893-1
Liczba stron: 282
Wymiary: 130 x 205 mm
Kategoria: fantastyka, s-f