Główną bohaterką Studni bez dnia jest Marcelina – kobieta, z którą los obszedł się wyjątkowo niesprawiedliwie. Przekonana, iż jej małżeństwo kwitnie, pewnego dnia otrzymuje telefon od swego 39-letniego męża, Janusza. Zamiast jego głosu w słuchawce słyszy odgłosy miłosnych igraszek jakiejś kobiety (Natalii Anny) i własnego męża! Nie rozłącza się jednak, ale w spokoju wysłuchuje wszystkich wypowiadanych tam słów, by być pewną, że to właśnie ją zdradza jej ukochany i jak sądziła zakochany w niej do szaleństwa mąż. Świat Marceliny zawala się w ułamku sekundy. Zawali się raz jeszcze, gdy okaże się, iż Janusz uległ wypadkowi i odniósł poważne obrażenia, na skutek których umiera w szpitalu. To właśnie przy szpitalnym łóżku czuwają przy nim na zmianę żona i kochanka, tam obie się ‘poznają’, a na dodatek po śmierci mężczyzny zaprzyjaźniają(!).
Marcelina szybko decyduje się na zmianę domu, bo ten, w którym mieszkała z Januszem przywodzi na myśl zbyt wiele wspomnień. Kamienica w sercu toruńskiej Starówki wydaje się na pierwszy rzut oka świetną lokalizacją, lecz gdy jej się przyjrzeć z bliska, ma pewne braki: menelstwo, alkohol, wyuzdanie wyraźnie kłują w oczy… Zawsze mogło być gorzej, wszak nie od dziś wiadomo, że ludzie żyją wszędzie. Są jak porosty. Umiejscawiają się w najdziwniejszych i czasem najdzikszych miejscach. Ale są i pozytywy nowego lokum. Te dotyczą ludzi, a w szczególności ‘babci po sąsiedzku’ jak sama siebie nazywa starsza, siwiutka pani, dorabiająca do emerytury jako przewodniczka po mieście. Anna Kot. Mimo widocznej różnicy wieku obie kobiety zżywają się z sobą i zostają przyjaciółkami, gotowymi do pomocy o każdej porze dnia i nocy. A los wciąż uśmiecha się do Marceliny – kobieta otrzymuje nową pracę w charakterze pomocy Tadeusza Zawiejskiego, utalentowanego toruńskiego rzeźbiarza, nie tylko na straganie z pamiątkami na Starym Rynku, ale i w pracowni, przy szlifowaniu piesków i żabek, będących symbolami Torunia. Dość często renowuje także meble dla Wojtka, właściciela galerii. Marcelina ma zatem dużo pracy, jej dni są wypełnione po brzegi, dzięki czemu nie myśli o zmarłym mężu i uczy się żyć na nowo, bo wszystkie rany goją się, gdy zasypiemy je nadmiarem wrażeń i niedoborem czasu. To wolny czas sprzyja myśleniu i rozpamiętywaniu, a ona nie ma go po prostu… Wdowa dość regularnie spotyka się z Natalią, pomaga jej znaleźć dodatkową pracę, wspiera ją i służy radą, a to burzy stereotypy. Bo jak może się przyjaźnić żona z kochanką własnego męża? A Marcelina przyjmuje Natalię do swego życia jak to kiedyś zrobił Janusz – ścieżki życiowe obu kobiet nieoczekiwanie połączyły się na zawsze za jego sprawą…
Razem z Anną i Marceliną czytelnik ma okazję przespacerować się po Toruniu, poczuć jego klimat, interesujące legendy i ich bohaterów, wspaniałe zapachy oraz niezapomnianą atmosferę, gdy na ulicy Szerokiej słyszą Pieśń Roksany Szymanowskiego. Gra ją uliczny grajek na życzenie Anny, ‘toruński Janko Muzykant’, mniej sprawy umysłowo jak niektórzy go określają, za to bardzo utalentowany muzycznie i zdaje się, że dość blisko zaznajomiony z panią Kot. Marcelina z ciekawością podpatruje też ulicę Szewską – gwarną, pełną ludzi, tętniącą życiem i słynną aleję gmerków, na której ogląda 25 znaczków kupców, którzy przywozili do Torunia swoje towary. To miasto za sprawą Marceliny i zdjęć autorstwa Kasi Enerlich aż krzyczy, by je odwiedzić…
Tempo akcji wzrasta, gdy główna bohaterka przypadkowo znajduje studnię z XIII wieku w pracowni Tadeusza, a w niej mroczne znalezisko – kości ręki i pierścień z rubinem, który może być poszukiwanym od dawna i legendarnym prezentem słynnego w Toruniu lowelasa, Martinusa Teschnera, dla swej kochanki. Te skarby podwyższają adrenalinę, budzą ogromną ciekawość i wielką grozę zarazem, kiedy Zawiejski nie bez kozery przypomina o klątwie grobu Kazimierza Jagiellończyka… Atmosfera się zagęszcza, robi się niebezpiecznie… Jaki jest finał kryminalnych rozgrywek? Musicie zajrzeć do książki i sami się przekonać, więcej zdradzić nie mogę…
Tak wiele rzeczy musi się wydarzyć, aby wydarzyła się kolejna, te słowa mogłyby być mottem Studni bez dnia. Gdyby nie przypadkowy telefon od Janusza, Marcelina nie wiedziałaby, że jej mąż ją zdradza. Gdyby nie jego śmierć, nigdy nie zaprzyjaźniłaby się z Natalią Anną. Gdyby nie zmiana miejsca zamieszkania, Anna Kot i młoda wdowa pewnie nigdy by się nie spotkały. I tak dalej, i tak dalej… Czemu warto przeczytać tę książkę? Bo wyszła spod pióra dobrej, polskiej pisarki (czytajmy polskich autorów!), bo pani Kasia tradycyjnie dobrze się do niej przygotowała wzorując swe postaci na prawdziwych (wyjątkowych, mądrych i ciepłych) osobach i zamieściła piękne, adekwatne do tematu zdjęcia, wszystko okrasiła swoim pięknym językiem, zaś wydawnictwo wydało powieść solidnie, w twardej oprawie. Studnię bez dnia czyta się lekko i przyjemnie. Moim zdaniem to dobra lektura na zbliżające się jesienne szarugi i popularną w tym czasie chandrę. Zresztą po książki Katarzyny Enerlich warto sięgnąć zawsze! Nie tylko warto, ale należy – zatem zapraszam do bibliotek, księgarni, tudzież własnych zbiorów…
Cytaty za: Studia bez dnia, Katarzyna Enerlich, Wydawnictwo MG, Warszawa 2012.
Tytuł: Studnia bez dnia
Autorka: Katarzyna Enerlich
Wydawca: Wydawnictwo MG
Data wydania: czerwiec 2012
ISBN: 978-83-7779-080-9
Liczba stron: 256
Oprawa: twarda
Kategoria: powieść obyczajowa, kryminał
Recenzja ukazała się na portalu Lubimy Czytać pod tytułem Tak wiele rzeczy musi się wydarzyć, aby wydarzyła się kolejna.