Wielkimi krokami zbliża się polska premiera Dziedzictwa, światowego bestsellera brytyjskiej pisarki Katherine Webb – do księgarń trafi już 19 września. Dziedzictwo to porywająca opowieść o dwóch siostrach, wracających po latach do zaniedbanej rezydencji, w której spędziły dzieciństwo.

Zapraszamy do lektury trzeciego, przedpremierowego fragmentu książki!

Pierwszy fragment znajdziesz TUTAJ, a drugi TU.

Światowy bestseller wydany w 24 krajach.

O książce:

Gdy jako dzieci Erica i Beth spędzały kolejne lato w domu babki, wakacyjną beztroskę przerwała tajemnicza tragedia rodzinna. Nad całym dorosłym życiem sióstr zaciążyła milcząca zgoda, by nigdy nie wracać do zagadkowych wydarzeń. Erica postanawia ją zerwać, ufając, że odkrycie prawdy złagodzi ból Beth.

Planując zbliżające się Święta i porządkując rzeczy zmarłej babki, Erica zagłębia się w losy rodziny i odkrywa kolejny sekret.  Ślady prowadzą do Ameryki przełomu wieków, pewnej pięknej dziedziczki i przeklętej, jałowej ziemi.

Autorka: Katherine Webb
Tytuł: Dziedzictwo
Wydawca: Insignis
Przekład: Olga Siara
ISBN: 978-83-61428-78-7
Premiera: 19 września 2012
Gatunek: proza zagraniczna, obyczajowa

Dziedzictwo
Katherine Webb
(fragment)

 

Dawniej ja i Beth rzadko robiłyśmy sobie na złość, rzadko się kłóciłyśmy. Może różnica wieku była wystarczająco duża. A może chodziło o to, że miałyśmy wspólnego wroga. Nawet kiedy siedziałyśmy zamknięte w domu przez dwa dni, dwa długie, słoneczne dni, nie zwróciłyśmy się przeciwko sobie. To była sprawka Henry’ego i Meredith. Meredith od pierwszej chwili zabroniła nam się bawić z Dinnym; zakazała nam się odzywać i zbliżać do kogokolwiek z jego rodziny, gdy tylko przy podwieczorku, nieświadome niczego, opowiedziałyśmy jej o naszym nowym przyjacielu.
Poznałyśmy go przy stawie na deszczówkę, kiedy w nim pływał. W ciepły, ale nie upalny dzień. Wczesnym latem, tak mi się wydaje; wszystko wciąż wyglądało świeżo i zielono. Wiał chłodny wiatr, więc kiedy zobaczyłyśmy go pierwszy raz, całkiem przemoczonego, przeszył nas dreszcz. Jego ubranie leżało złożone na brzegu. Całe ubranie.
Beth wzięła mnie za rękę, ale nie uciekłyśmy. Od razu nas zafascynował. Od razu zapragnęłyśmy go poznać – tego szczupłego, śniadego, nagiego chłopca z mokrymi włosami przylepionymi do szyi, który pływał i nurkował całkiem sam. Ile miałam lat? Nie jestem pewna. Cztery albo pięć, nie więcej.
– Kim jesteście? – zapytał, brnąc w wodzie.
Przysunęłam się bliżej do Beth i mocniej złapałam ją za rękę.
– To dom naszej babci – wyjaśniła Beth, wskazując na posiadłość. Dinny podszedł trochę bliżej.
– Ale kim jesteście wy? – uśmiechnął się, błyskając zębami i oczami.
– Beth! – szepnęłam natarczywie. – On jest bez ubrania!
– Pst! – uciszyła mnie Beth, ale był to zabawny odgłos, połączony z chichotem.
– Czyli Beth. A ty? – Dinny spojrzał na mnie. Uniosłam nieco podbródek.
– Jestem Erica – oświadczyłam z całą odwagą, na jaką było mnie stać. W tym samym momencie z lasu wyskoczył Jack Russel terier i podbiegł do nas, szczekając i machając ogonem.
– Nazywam się Nathan Dinsdale, a to jest Arthur. – Wskazał na psa.
Od tej chwili poszłabym za nim wszędzie. Marzyłam o zwierzątku; prawdziwym zwierzątku, a nie rybce, bo tylko na nią mieliśmy miejsce w mieszkaniu. Zabawa z psem tak mnie pochłonęła, że nie pamiętam, w jaki sposób Dinny uniknął pokazania się Beth nago przy wychodzeniu ze stawu. Podejrzewam, że tego nie uniknął.
Oczywiście, dalej się z nim spotykałyśmy, mimo zakazu Meredith. Zwykle udawało nam się to ukryć i zmylić Henry’ego przed wymknięciem się do obozu na skraju posiadłości, w którym Dinny mieszkał z rodziną. Zazwyczaj Henry i tak trzymał się od niego z daleka. Nie chciał łamać zasad Meredith, więc przejął jej niechęć do Cyganów, pielęgnował ją w sobie i wyhodował z niej własną nienawiść. Kiedy nasi rodzice wyjechali na weekend, Meredith zamknęła nas w domu. Poszłyśmy z Dinnym do wioski kupić słodycze i colę w sklepiku. Odwróciłam się i zobaczyłam Henry’ego. Schował się za budką telefoniczną, ale nie dość szybko, więc kiedy wracaliśmy do domu, czułam mrowienie między łopatkami. Dinny pożegnał się i zniknął między drzewami, omijając dom szerokim łukiem.
Meredith czekała na nas na progu. Henry zapadł się pod ziemię. Ale wiedziałam, kto jej naskarżył. Złapała nas za ramiona, wpijając nam paznokcie w skórę, schyliła się i przytknęła wykrzywioną wściekłością twarz do naszych twarzy.
 – Jeśli będziecie się bawić z psami, nabawicie się pcheł – wycedziła przez zęby.
Zostałyśmy zaciągnięte na górę i zmuszone do kąpieli w tak gorącej wodzie, że skóra zrobiła się od niej czerwona i obolała. Szlochałam bez końca, ale Beth milczała ze wściekłości.
Po wszystkim, kiedy leżałam w łóżku, chlipiąc, Beth ściszonym głosem poinstruowała mnie:
– Chce nas ukarać, trzymając nas w pokoju, więc musimy jej pokazać, że nam to nie przeszkadza. Że nie mamy nic przeciw temu. Rozumiesz, Erico? Proszę, nie płacz! – wyszeptała, przeczesując mi włosy drżącymi z gniewu palcami. Wydaje mi się, że skinęłam głową, ale byłam zbyt przejęta, żeby zwracać na nią uwagę. Na dworze było jeszcze jasno. Słyszałam, jak Henry bawi się z jednym z psów na trawniku, słyszałam stłumiony przez odległość głos Clifforda. Słoneczne sierpniowe popołudnie, a my musiałyśmy iść spać. I siedzieć w domu przez cały weekend.
Kiedy wrócili nasi rodzice, wszystko im opowiedziałyśmy. Tata powiedział:
– Tego już za wiele, Lauro. Tym razem mówię poważnie.
Poczułam przypływ radości, miłości do niego.
– Porozmawiam z nią – odrzekła mama.
W czasie podwieczorku, podsłuchałam je w kuchni. Mamę i Meredith.
– Wydaje się miłym chłopcem. Całkiem rozsądnym. Naprawdę, matko, nie widzę w tym nic złego – mówiła mama.
– Nie widzisz nic złego? Czyli chcesz, żeby dziewczynki zaczęły używać tego paskudnego lokalnego slangu? Chcesz, żeby nauczyły się kraść i przeklinać? Chcesz, żeby wracały do domu zawszone i upodlone? Jeśli tak, to rzeczywiście, nie ma w tym nic złego – odpowiedziała chłodno Meredith.  
– Moje córki nigdy niczego by nie ukradły – oznajmiła stanowczo mama. – I uważam, że słowo „upodlone” to lekka przesada.
– A ja nie, Lauro. Być może zapomniałaś, ile kłopotów przysporzyli nam ci ludzie przez te wszystkie lata?
– Jak mogłabym zapomnieć… – westchnęła mama.
– Cóż, to twoje dzieci.
– Owszem, moje.
– Ale jeśli chcesz, żeby mieszkały pod moim dachem i były pod moją opieką, to będą musiały przestrzegać moich zasad – syknęła Meredith.
Mama wzięła głęboki oddech.
– Jeśli jeszcze raz usłyszę, że zostały zamknięte w domu, to przestaną tu przyjeżdżać, podobnie jak David i ja – odpowiedziała cicho, ale słyszałam w jej głosie napięcie. Niemal drżenie.
Meredith milczała.
Usłyszałam jej zbliżające się kroki, więc czmychnęłam z widoku. Kiedy niebezpieczeństwo minęło, poszłam do mamy, która zmywała w milczeniu, z roziskrzonymi oczyma. Objęłam jej nogi i mocno do nich przywarłam. Meredith nie zmieniła zdania na temat naszych zabaw z Dinnym, ale nigdy więcej nie zamknęła nas w pokoju. Przynajmniej w tej sprawie odniosła zwycięstwo.