Wiele jest książek o aniołach, wiele jest o nich filmów. Ludzkie fantazje nie mają granic: a to anioł zakochuje się w ziemskiej kobiecie, a to myszkuje po ziemi załatwiając nielegalne interesy. Jednak zawsze jest Bóg, który ukarze lub przytuli. A co by było, gdyby… Bóg sobie poszedł. Nie umarł, tylko nagle zniknął. Jeżeli jesteście ciekawi, czytajcie dalej, opowiem Wam o książce, gdzie Bóg nie umarł, a spakował swoje zabawki i bez słowa opuścił niebo, zostawiając aniołków samych.
Siewca wiatru już od ponad ośmiu lat króluje na rynku polskiej fantastyki. Anielskie uniwersum stało się perełką gatunku w naszym kraju i jednym z głównych punktów każdego szanującego się fana i fanki literatury fantastycznej. Czy słusznie?
Bóg odszedł i aniołowie zostali sami, o ludziach nikt nie pomyślał, bowiem już same niebiosa bez boskiego panowania stały się czystym chaosem. U Kossakowskiej raj to nie wielkie, sielskie pastwiska i nie ma tam kryształowych wód, opodal których można odpocząć. To wielki moloch z siedmiu kondygnacji, zbudowany na zasadzie tortu – im wyżej jesteś, tym pyszniejsze jadasz wisienki. Piekło również jest tu obecne: Otchłań wcale nie jest taka straszna, nie ma tu kotłów i diabełków z widłami, tylko… dobrze prosperujące sieci domów publicznych (a co! Jak upadać, to z klasą!).
Kossakowska daje czytelnikowi masę postaci, szybką akcję i multum wątków, które przeplatają się i nie dają o sobie zapomnieć. Lekkie pióro pisarki sprawia, że książkę czyta się szybko i przyjemnie, a uśmiech nie schodzi z twarzy. Bo ludzcy aniołowie są tacy pocieszni, noszą skórzane kurtki, słodzą sobie Gabrysiami, misiami i Rafałkami i nazywają Lucyfera czule Lampką. Nie, tu nie ma głębokich filozofii (choć jak ktoś zacznie szukać, to się doszuka, ale w ten sposób można odnaleźć teorię egzystencjalną w pluszowym misiu), w tej książce przede wszystkim stawiamy na akcję i świat przedstawiony, co niestety sprawia, że czasami dobry pomysł nie zostaje w pełni rozwinięty.
Tak jest w przypadku głównego bohatera – Daimona Freya – Anioła Zagład. Jego postać ma niezwykle dobry fundament, który niestety nie został kompletnie wykorzystany. Stworzono schemat niepokonanego anioła, który wszystko przetrwa, a który to nienawidzi siebie właśnie za to. Można by było wbić łopatę głębiej… Tak samo płytcy wydali mi się archaniołowie. Wielkie, potężne istoty, żyjące tysiące lat, postawieni w obliczu Armagedonu (bo Bóg poszedł i nie wraca), zachowują się jak rozpieszczone i kapryśne młodziki.
Mistrzowską postacią według mnie jest w tej powieści Lucyfer – wygnany z niebios, pozostawiony sam na sam z ogromem Otchłani, niezwykle przyciągający uwagę czytelników. Z pewnością nie poradziłby sobie ze swoim nowym królestwem, gdyby nie jego prawa ręka – Asmodeusz – który również zasługuje na parę słów mojego zachwytu. Czułam niedosyt, ogromny niedosyt przez to, że piekła było tak mało. Co ciekawe, wydawało mi się, że jest tam spokojniej, niż w niebiosach.
Warto również wspomnieć o świetnym wydaniu książki – co kilkadziesiąt stron pojawiają się przepiękne ilustracje związane z treścią, a okładka jest wprost do schrupania. Słowem, brać i czytać, nie liczyć na głęboką filozofię i studnie psychologiczne, oczekiwać dzikich opisów, szybkich zakrętów akcji i wielkich bitew. I uważajcie na nisko latające anioły.
Autorka: Maja Lidia Kossakowska
Tytuł: Siewca wiatru
Seria: Asy polskiej fantastyki
Wydawca: Fabryka Słów
Rok premiery: 2004
Numer wydania: V
Data wydania: 25 czerwca 2012
Liczba stron: 656
Gatunek: fantastyka, fantasy