18 lipca ukazała się w księgarniach nowa powieść kryminalna rodem ze Skandynawii: 27, czyli śmierć tworzy artystę autorstwa Alexandry Salmeli. Zapraszamy do lektury fragmentu książki!

O książce:

Wyjątkowo dojrzała powieść debiutującej pisarki o aspirującej pisarce.

27 to liczba niezwykła, magnes ciemności, który nadprzyrodzoną siłą przyciąga utalentowanych artystów ku czarnemu otworowi śmierci. Tak przynajmniej wydaje się dobiegającej tego wieku Angie, której jedynym pomysłem na życie jest stworzyć epokowe dzieło i umrzeć. Jak Kurt Cobain, Jimi Hendrix, Janis Joplin itd., itd.

Angie dokładnie wie, czego nie chce napisać, ale nie wie, co napisać chce. W poszukiwaniu inspiracji wyrusza na daleką fińską północ, gdzie osiedla się obok rodziny, która opuściła miasto, żeby wychować trójkę dzieci w zgodzie z naturą.

Oprócz głównej bohaterki i żyjącej ekologicznie rodziny usłyszymy Pana Prosiaczka, tajemniczą Kasandrę i samochód, który rejestruje wszystkie dialogi. Wielość perspektyw składa się na gatunkowy kolaż – trochę tu komedii i farsy, trochę tragedii. Ironia i dystans łagodzą niepokój bohaterów, ich obsesje Salmela obraca w satyrę, a czułość miesza z ciętym dowcipem.

Salmela postanowiła tworzyć w obcym języku na obcym terenie i umiejętnie obróciła te okoliczności na swoją korzyść.
 – Kaleva

Ta książka przejdzie do historii literatury.
– Helsingin Sanomat

Salmela to obdarzona żywym poczuciem humoru pisarka, która trafia w samo sedno fińskości.
– Ellit
      
Zderzenie chaosu życia rodzinnego z artystowskim temperamentem Angie to wspaniale poprowadzony wątek. Salmela sięga po rozmaite środki literackie, pisze lekko i dowcipnie.
– booksfromfinland.fi

Alexandra Salmela (ur. 1980) – pisząca po fińsku Słowaczka, autorka licznych opowiadań, wierszy i dramatów. Studiowała dramaturgię w Bratysławie i filologię fińską w Pradze. Mieszka w Finlandii z mężem i dwójką dzieci. 27, czyli śmierć tworzy artystę (2010), to jej debiutancka powieść, uhonorowana nagrodą literacką dziennika Helsingin Sanomat oraz nominowana do prestiżowej Finlandia-palkinto. Prawa do przekładu kupili wydawcy z Czech, Danii, Słowacji i Włoch.

Iwona Kiuru – absolwentka filologii fińskiej i filologii polskiej UAM. Przetłumaczyła dotąd ok. 20 pozycji autorstwa m.in. Leeny Krohn, Riitty Jalonen, Eliny Hirvonen i Timo Parveli. W wolnych chwilach promuje literaturę fińską w Polsce, w pozostałych – literaturę polską w Finlandii.

Autorka: Alexandra Salmela
Tytuł: 27, czyli śmierć tworzy artystę
Data premiery: 18 lipca 2012
Seria wydawnicza: seria z miotłą
Tytuł oryginału: 27, eli kuolema tekee taiteilijan
Przekład z fińskiego: Iwona Kiuru
Wydawca: W.A.B
Liczba stron: 368
Gatunek: kryminał

Alexandra Salmela
27, czyli śmierć tworzy artystę
(fragment)

Angie: 27
 
Dziś skończyłam dwadzieścia siedem lat.
Z tej okazji stworzyłam taką oto listę:
 
Kurt Cobain 27 lat, 1 miesiąc, 16 dni
Brian Jones 27 lat, 4 miesiące, 5 dni
Jim Morrison 27 lat, 6 miesięcy, 25 dni
Janis Joplin 27 lat, 9 miesięcy, 15 dni
Jimi Hendrix 27 lat, 9 miesięcy, 21 dni
 
Mam rok, by zdobyć sławę, umrzeć tragicznie z powodu alkoholu, narkotyków, śmiertelnej choroby, straszliwego wypadku, samobójstwa lub zabójstwa i aby żyć później wiecznie w sercach wielbiących mnie fanów.

Pan Prosiaczek: moja rodzina

Cześć i czołem, przyjaciele. Jestem Pan Prosiaczek. Pozwólcie, że się przedstawię.
Jestem mały, mięciutki i kolorowy, i mieszkam w małym czerwonym domku wraz z moją najlepszą przyjaciółką Fasolką oraz jej rodziną. Mam tak duże oczy i tak spiczaste uszy, że niektórzy dorośli mylą mnie z krową. Z kolei inni dorośli biorą mnie za misia, chociaż jestem prawdziwym i stuprocentowym prosiaczkiem. Na szczęście dzieci zawsze mnie rozpoznają i wołają na mój widok:
„Panie Prosiaczku, chodź się z nami pobawić!”
Chętnie bawię się z dziećmi. Poruszam raciczkami, uszkami i ogonkiem, tańczę swój prosiaczkowy taniec i śpiewam prosiaczkową piosenkę. Brzmi ona tak:
 
Złap mnie za łapkę
Albo chwyć za czapkę
 
Złap mnie za ryjek
Albo chwyć za szyję
 
Dotknij mego brzuszka
Albo chwyć za uszka
 
Złap mnie za kopytko
I zakręć mną szybko
 
I kręć, i kręć i kręć
 
Hurraaa!
 
Dzieci śmieją się i są uszczęśliwione. Ja też jestem szczęśliwy, kiedy jest im dobrze, a najszczęśliwszy jestem, gdy śmiechem zanosi się Fasolka.
Zapytacie, kim jest Fasolka? Już wam mówię. Fasolka jest moją najlepszą przyjaciółką. Jest całkiem mała i okrągła, śmiesznie chodzi i nie potrafi jeszcze nawet dobrze mówić. Fasolka mówi „Ych-ych”, co oznacza:
„Teraz będziemy się bawić, Panie Prosiaczku!”
Przytakuję, odpowiadam „Ych-ych” i zaczynamy się bawić.
Bawimy się w małym pokoiku Fasolki, w średniej wielkości sypialni rodziców Fasolki i w dużej izbie całej rodziny Fasolki. Do pokoju braci Fasolki nawet się nie zbliżamy, bo jest tam bałagan i nazbyt niebezpiecznie dla takich małych i delikatnych istot jak my. Gdy świeci słońce, idziemy się bawić na dwór. Musi być z nami jakiś dorosły, żeby nie zdarzył się nam żaden wypadek i żebyśmy się nie zgubili w lesie albo za domem. Czasem zamiast dorosłych zabieramy ze sobą tylko braci Fasolki, ale to zdarza się niezwykle rzadko, bo bracia odbiegają od razu do lasu i w ogóle się nie przejmują takimi maluchami jak my.
Starsi bracia Fasolki są bliźniakami. Nazywają się Ziggy i Merlin i są wyjątkowo niesforni. Biegają wokół domu i krzyczą, dopóki mama Fasolki nie każe im wrócić. A potem biegają przed domem, koziołkują w rowach i krzyczą dwa razy głośniej, dopóki mama Fasolki nie każe im wracać do domu na kolację, mycie zębów i do łóżka. Ziggy´emu i Merlinowi nigdy nie chce się spać i czasami udaje im się wyślizgnąć z łóżek i przeczołgać do izby, ale wówczas mama Fasolki wpada w gniew i tatuś Fasolki musi przenieść wierzgających chłopców z powrotem do łóżek.
Chociaż mama Fasolki czasem się denerwuje, na co dzień jest bardzo wesoła i szczęśliwa i sama o tym mówi, uśmiechając się i gładząc cieniutkie włoski Fasolki:
– Taka jestem szczęśliwa, że mam ładne dzieci, dobrego męża i wspaniały czerwony domek.
Mama Fasolki jest też bardzo ładna. Ma błyszczące niebieskie oczy i długie jasne włosy, których nigdy nie farbuje. Tatuś Fasolki jest z tego powodu bardzo zadowolony i wzdycha za każdym razem, ilekroć się w nie wwąchuje:
– Ach, kochanie, zapach twoich włosów doprowadza mnie do szaleństwa!
Nie wiem, dlaczego włosy mamy Fasolki są tak niebezpieczne, ale na szczęście tatuś Fasolki nie wącha ich zbyt często i dlatego nie zamienił się w szaleńca. To prawda, że nie odzywa się zbyt często, w przeciwieństwie do mamy Fasolki, ale on też jest bardzo miły. Jest wysoki, ma długą czarną brodę i nosi grube okulary. Czasami jeździ do pracy dużym żółtym samochodem, ale najczęściej jest w domu, rzeźbi i maluje małe drewniane ludziki i bawi się z Fasolką i jej braćmi.
Fasolka, mama Fasolki, tatuś Fasolki, bracia Fasolki, Ziggy i Merlin, oraz ja tworzymy rodzinę. Oprócz nas do naszej rodziny należą jeszcze Antti i Leena z Mustalammi, którzy mają duże gospodarstwo. Antti jest najlepszym kolegą taty Fasolki, a z kolei Leena jest najlepszą koleżanką mamy Fasolki. Antti i Leena są najlepszymi członkami naszej rodziny, zaraz po mamie Fasolki i tatusiu Fasolki, ponieważ pozwalają nam się bawić swoimi kurami i królikami. Antti jest może ociupinkę lepszy od Leeny, ponieważ wsadził raz Fasolkę i mnie na konia, co bardzo Leenę zdenerwowało i krzyczała potem na Anttiego przez co najmniej piętnaście minut.
Nie mamy zwierząt. Chwilowo tylko pomieszkuje u nas pewien czarny kot. Przyszedł do nas zaraz potem, gdy się przeprowadziliśmy do tego ślicznego czerwonego domku. Jest trochę dziwny, bo chociaż my wszyscy bawimy się i wierzgamy razem po podłodze, on chce pozostać tajemniczy i nawet się do nas nie zbliża. Ale to nie przeszkadza Fasolce ani mnie, bo jesteśmy mali, a nasze życie jest proste i cudowne!
Podobno mamy krewnych także gdzieś w mieście, ale Fasolka i ja ich nie pamiętamy, co oznacza, że nie należą do naszej najbliższej rodziny. Moja rodzina radzi sobie doprawdy doskonale bez krewnych z miasta i jest bardzo szczęśliwa, co sprawia, że i ja jestem bardzo, bardzo szczęśliwy.
Chrum-chrum!
 

Kasandra: iluzja szczęścia
 
 
Wydaje się jej, że jest bardzo szczęśliwa. Powtarza sobie, że kochający mąż, troje ślicznych dzieci, czerwony domek po babci, pośród idyllicznych krajobrazów i w miarę nowy terenowiec Opel przed domem to wszystko, czego zawsze pragnęła.
W młodości za nic by nie uwierzyła, że takie rzeczy zdołają ją uszczęśliwić, w młodości, przepełniona pogardą, splunęłaby sobie w twarz:
„Kurwa mać, wyparłaś się wszystkich ideałów, zostałaś jedną z nich, zostałaś materialistką, sprzedałaś swą duszę!”
Ale teraz ma wystarczająco wiele lat, by zrozumieć, że nie zawsze warto wybierać wąskie ścieżki i że nie trzeba biec prosto na ścianę i uderzać w nią głową, dopóki się nie przebije muru. Teraz wreszcie czuje, że osiągnęła upragnioną równowagę.
Zawsze chciała być inna, chciała być w szarym tłumie jedyną w swoim rodzaju myślącą indywidualnością. Jej życie stało się jednak pasmem połowicznych rozwiązań. Chciała być obecna, ale nie była w stanie w nic się zaangażować. Chciała podróżować, ale nie potrafiła zostawić za sobą starych śmieci. Chciała utonąć w miejskim wirze, ale tęskniła za spokojem duszy. Chciała się przeprowadzić do lasu, by oczyścić umysł, ale nie radziła sobie poza granicami miasta. Chciała być ekologiczna, ale była zbyt wygodnicka. Chciała zostać aktywistką, ale nie mogła znieść ludzi. Chciała medytować, ale nie potrafiła wytrzymać bez próżnej paplaniny. Chciała zaistnieć w polityce, ale polityka w ogóle jej nie interesowała. Chciała być radykalna, ale była chwiejna i nie potrafiła podjąć decyzji. Chciała miłości, ale jej nie czuła. Chciała dzikiego życia erotycznego, ale cielesność jej nie podniecała. Chciała być abstynentką, ale kusiły ją wędrówki do innych sfer. Chciała uwolnić się od wszystkiego, ale nie potrafiła zaszaleć.
Wciąż była wszędzie i nigdzie, a ta odrobina jej twórczej energii rozpraszała się w pyszałkowatych rozmowach barowych. Tyła na potęgę, nudniała na potęgę i brzydła na potęgę tak szybko i w sposób tak widoczny, że sama to dostrzegła i pojęła, że wszystko zamienia się w wieczne gówno. Wówczas wydarzył się cud i wpadka, a gdy oprzytomniała, była już w ciąży.
– Kurwa mać – powiedziała, wpatrując się w dwie czerwone kreski, które zarysowały się wyraźnie na małym kawałku białego plastiku. Przez jakiś czas zastanawiała się, ile kosztowałaby aborcja, ale potem z niewyjaśnionych przyczyn postanowiła jednak ogłosić dobrą nowinę najbardziej prawdopodobnym kandydatom na kreatora zarodka. Było ich zaledwie dwóch, ale ten bardziej pożądany i jak widać bystrzejszy rzucił ją zawczasu i uciekł na wymianę naukową do Murmańska.
– O kur-czaczek – powiedział mniej pożądany mężczyzna, który nie zdołał wystarczająco szybko pomyśleć o skutkach i zatrzymał spojrzenie na jej niewidocznym jeszcze brzuchu. Ten konserwatywny idiota próbował z grubsza przemyśleć sytuację, ale nie miał siły analizować jej dość długo, więc zapytał, nie wdając się w szczegóły: – Czy w takim razie powinniśmy wziąć ślub?
Podobny zwrot akcji nie przyszedł jej do głowy, toteż zapatrzyła się w uczciwą twarz mężczyzny i zanim sobie przypomniała, że miała zostać wielkim odkrywcą geograficznym, naukowcem, artystką albo przynajmiej feministką, ku własnemu zdziwieniu odparła:
– Tak. – Po czym dodała niepewnie: – Chyba.
Postanowili zatrzymać dziecko i ona przestała szaleć i wmawiała sobie, jakie to zaskakująco łatwe, chociaż wciąż przy okazji oglądania odmóżdżonych oper mydlanych i czytania głupich książek ciągnęło ją do najróżniejszych trucizn. Wówczas chodziła się uspokajać do lodówki i wszystko było znowu dobrze. Mężczyzna przerwał naukę i z biura pośrednictwa pracy dostał robotę, w której obsługując klientów, zarabiał pieniądze na utrzymanie przyszłej rodziny. Co zaskakujące, wpadkowi rodzice rzeczywiście wzięli ślub, i to zanim jeszcze brzuch kobiety zaczął pęcznieć. Przed obliczem urzędnika przyszły ojciec zaczął się może trochę zastanawiać nad skutkami swego czynu i zawahał się, ale na tym etapie nie miał już odwagi się wycofać, a na miejscu nie znalazł się nikt, kto mógłby zakrzyknąć NIE! w imieniu tego głupiego mężczyzny i jego życia. Nowożeńcy otrzymali błogosławieństwo, a potem wraz z rodzicami udali się do nieco lepszej restauracji niż te, w których zazwyczaj jadali, posilili się ślimakami i tortem, a kobieta piła szampana dla dzieci, ponieważ wszyscy ich nieliczni nowi krewni chcieli wznieść toast na ich cześć i ze łzami w oczach wyszlochali najlepsze i z głębi serca płynące gratulacje.
Cztery miesiące później urodziło się ich pierwsze dziecko, kosmita w kasku ze śluzu na głowie. Jego przyjście na ten świat, niezależnie od wszystkiego i wszystkich, było aktem takiej odwagi i bezczelności, że w ułamku sekundy zdołało przewrócić ich życie do góry nogami. Gdy kobieta wzięła niemowlę w ramiona i próbowała je przytulić zmęczonymi rękami, z jakichś nieznanych czeluści jej istoty nadeszło potwornie silne uderzenie i w chwilę później kolejne i kolejne, jej ciało wystrzeliło w górę, plecy utworzyły idealny łuk triumfalny, a bezwładne nogi uniosły się jak wymęczony koń wyścigowy pod uderzeniem szpicruty i wyprostowały niczym dwie solidne kolumny. Położna nacisnęła dzwonek alarmowy, a mężczyzna omal nie wpadł w panikę, gdy wręczono mu mokrego od krwi i śluzu noworodka. Zaraz jednak przybiegła mu na pomoc druga położna i zabrała miniaturowego mężczyznę do kąpieli, podczas gdy pierwsza położna krzyczała:
– Oddychaj, oddychaj!
I kobieta wołała swoją matkę, a w chwilę później jak z zaklętego płonącego kręgu na świat wyskoczyła druga mała ciemna istota i wówczas wszystko całkiem i całkowicie się zmieniło.
Kobieta i mężczyzna wzięli ze sobą do domu dwa wrzeszczące tłumoczki i przez następne noce niewiele spali i wiele czuwali, a atmosfera w małej dwójce gęstniała z chwili na chwilę. Mężczyzna wyjeżdżał rano do pracy, by odetchnąć świeżym powietrzem, a kobieta zostawała w domu, by dalej czuwać, i chociaż mrużyła oczy, a głowa nieomal jej pękła na przezroczyste odłamki, była pewna, że potrafi jeszcze raz otworzyć oczy i widzieć wyraźnie i na nowo. Wpatrywała się z uśmiechem w słodkie dzidzie i płakała ze szczęścia. Zrozumiała, że wreszcie kogoś pokochała, że kocha kogoś poza swym własnym przerośniętym ego. Kochała głęboko, czule i całkiem szczerze te malutkie istoty, które stanowiły jej część, nie będąc jednak nią samą. Czuła, że jest wszęchobecną, wszechmocną wielką Matką Naturą, a zarazem czuła, że przestała istnieć. Wówczas na owej niewidocznej granicy bytu nigdzie-i-wszędzie wystrzeliły tysiące fajerwerków i koła jej umysłu ruszyły najpierw powoli i z chrzęstem. Z czasem jednak zaczęły kręcić się bezwzględnie, miażdżąc pokłady brudu i śmieci, zabierając ze sobą również wszelką istotną wiedzę i cenne umiejętności. Jej głowa oczyściła się, stała się białą tablicą, na której zaczęła z zapałem zapisywać nowe, wypełnione macierzyńską miłością doświadczenia i poglądy.
Kiedy później urodziła się następna słodka maleńka istota, kobieta pokochała także i ją, a jej miłość nie przywiędła. Przeciwnie, rosła jak na drożdżach, pęczniała w oczach, tak że nie mogła się już pomieścić w jej sercu, duszy, w jej własnym dużym ciele ani w małych, wątłych ciałkach dzieci. Miłość bryznęła na zewnątrz i kobieta pokochała również swego mrukliwego i małomównego męża. Wówczas zrozumiała, kim jest, do czego jest zdolna i po co została stworzona. Zrozumiała, że zwykły na pozór człowiek i jego życie to właśnie największy cud, i skoncentrowała się na tworzeniu owego cudu. Już nie martwiła się tym, czym nie jest, lecz cieszyła się tym, co ma. Nareszcie odnalazła swe miejsce i stała się całością.
Tak jej się przynajmniej wydawało.
Kiedy jej mąż odziedziczył stare domostwo w środku lasu, tryskająca miłością Matka Natura wyjaśniła mu, że nie zostali stworzeni do życia w mieście, poszła do sklepu po skrzynki po bananach i spakowała do nich ich skromny dobytek. Mąż wymruczał:
– OK, z radością.
Zwolnił się z pracy, zwolnił dwupokojowe mieszkanie i załadował skrzynki oraz dzieci do starego samochodu w kanarkowożółtym kolorze.
I przeprowadzili się tu do mnie, do czerwonego wiejskiego domu pośród lasów, gdzie kobieta zamieniła się w gospodynię, a mężczyzna w gospodarza. Nie pytając mnie o zdanie, wkroczyli w moje życie, a ja zostałam zmuszona do śledzenia hałaśliwego i kłótliwego chaosu ich życia, o którym postanowiłam opowiedzieć wam następną historię.
Jej główną bohaterką będzie moja niby-doskonała gospodyni i demony, które ją opętały.