Akcja książki rozpoczyna się dnia 10 kwietnia 2010, lecz nie będzie traktować o katastrofie Smoleńskiej. Wszystko toczy się wokół zagadkowego samobójstwa bardzo zdolnego piłkarza, który postanowił rzucić się pod pociąg właśnie tego pechowego dnia. Dwa tygodnie po tych wydarzeniach, w Katowicach pojawia się Józef Heinz, który prosi swojego syna o pomoc. Jednak Rudolfowi, który nie potrafi wybaczyć swojemu ojcu ucieczki od niego i matki, trudno jest zachować się jak przykładny synek i zabrać się do roboty bez zadawania zbędnych pytań. Jakby wrażeń było za mało, z zakładu psychiatrycznego ucieka stary przyjaciel Heinza, Inkwizytor, który raczej nie opuścił tej placówki, żeby napić się z nim piwa.
Choć początkowo najnowsza powieść Czubaja niezbyt przypadła mi do gustu, to im dłużej czytałam, tym bardziej wciągałam się w stworzoną przez autora intrygę. Nie należę do fanek piłki nożnej ani żadnego innego sportu, a fabuła w znacznym stopniu obraca się właśnie wokół tematu futbolu i związanymi z nim machlojami, dlatego też wydawało mi się, że będę miała trudności z przebrnięciem przez książkę tak ściśle związaną ze sportem. Całe szczęście autor Antropologii piłki nożnej pozytywnie mnie zaskoczył brakiem nachalnych informacji o piłce nożnej, które mogłyby zainteresować tylko fana tego sportu. Zamiast tego Czubaj zgrabnie połączył piłkarski światek z niezbyt kolorową rzeczywistością, ujawniając nieczyste zagrania, które zdarzają się nie tylko podczas meczu, a także demaskując mroczną naturę człowieka. I muszę przyznać, że wyszło mu to nieźle, zwłaszcza jeśli nie drażniło tak wielkiej przeciwniczki futbolu jak ja.
Również sama intryga wyszła autorowi bardzo przyzwoicie, acz nieporywająco. Niestety niektóre sztuczki dało się zbyt łatwo przewidzieć, co może dotkliwie zaboleć tych czytelników, którzy prowadzą śledztwo równolegle z głównym bohaterem. Prawdopodobnie odkryją dużo szybciej od Heinza kto jest zły, a kto dobry. Lecz na całe szczęście nie mogę zarzucić autorowi nielogiczności i braku umiejętnego tkania pajęczej sieci niebezpiecznych machinacji, w jakie wplątuje się nasz policyjny profiler. I chociaż nie lubię sytuacji, w których jestem bardziej domyślna od policji, detektywów i innych poszukiwaczy sprawiedliwości, to w tym przypadku autor i tak sprawił, że przyjemnie rozwiązywało mi się zagadkę wraz z Heinzem, który przecież głupi nie jest i kilka razy mnie zadziwił.
Rudolf Heinz jest właściwie najjaśniejszym punktem tego kryminału. Nie tylko dlatego, że ma problemy z alkoholem jak każdy szanujący się bohater kryminałów. Oczywiście jest również wrakiem człowieka, który nie dogaduje się ze swoim synem, a przed uśnięciem obligatoryjnie musi znieczulić się kilkoma piwami, a w skrajnych przypadkach dołączyć do tego proszki nasenne. To człowiekiem bezczelny, raczej niepokorny, choć lubiany (a może tylko tolerowany?) przez kilkoro ludzi, którzy najprawdopodobniej sami nie są zbyt normalni. Ma też swojego muzycznego hopla, który u niektórych fanów bluesa wzbudzi uśmiech. Nie wolno też zapomnieć o jego zacięciu, by zostać mistrzem karate. Właściwie bardziej zależy na tym jego dziwnemu, acz czarującemu, mistrzowi – Kastoriadisowi. Wszystko to tworzy mieszankę wybuchową, która na pewno wzbudzi sympatię wielu czytelników. Zwłaszcza tych, którzy lubią przegrańców o ciętym języku i błyskotliwym umyśle.
Jest jednak coś, co w Zanim znowu zabiję doprowadzało mnie do szału i wielokrotnie psuło przyjemność z czytania. Nie jest to przewidywalność fabuły, bo to zdarza się nawet najlepszym. Nie jest to nawet nijakość, która kilka razy wprost biła po oczach z kartek powieści. Nie były to również tandetne zdania, zdarzające się od czasu do czasu. Nie, to było coś o wiele gorszego. Mówię o stylu pana Czubaja, który miał być płynny, a wyszedł nijaki, miał być dowcipny, a był po prostu denerwujący. I nie byłoby w tym nic aż tak złego, każdy przecież lubi co innego, a nie wszyscy potrafią pisać jak Stephen King. Jednak autor zrobił coś, czego ja po prostu nie toleruję, bo czuję się wtedy jakby ktoś próbował mi wmówić, że dzień to noc, a czarne jest białe. Chodzi mi o ciągłe pseudo-zabawne porównania, które doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Znam się na piłce nożnej, jak Osama bin Laden na pacyfizmie, ze sprawą miał tyle wspólnego, ile ja z systemem podatkowym w księstwie Monako i tak co chwila, w kółko, jakby sprawdzając możliwości swojego poczucia humoru, bawiąc się w erudytę i udowadniając sobie samemu, że jest się mistrzem w znajdywaniu porównań. Im dłużej czytałam, tym mniej mnie to denerwowało, lecz początek był prawdziwą katorgą. Dlatego właśnie był to chyba największy mankament tej powieści. Cieszy mnie jednak, że innych nie było zbyt dużo, bo może nie każdego aż tak bardzo denerwują „popisy” pisarzy.
Zanim znowu zabiję to całkiem przyjemny kryminał, o ile można tak mówić o gatunku, w którym chodzi przede wszystkim o trupy. Fanom i fankom Czubaja polecam, bo na pewno odnajdą w tej książce coś, co im przypadnie do gustu. Tym, którzy tego pana jeszcze nie znają, również polecam, bo Zanim znowu zabiję na pewno zapewni im kilka godzin dobrej rozrywki.
Tytuł: Zanim znowu zabiję
Cykl: Polski psychopata
Tom: 3
Autor: Mariusz Czubaj
Data wydania: 30 maj 2012
Wydawnictwo: WAB
Liczba stron: 288
ISBN: 978-83-7747-649-9
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Wymiary: 123×195
Gatunek: kryminał, sensacja