Obaj panowie przedstawiają swoje punkty widzenia, czasem bardzo odlegle, ale często i zbieżne. I tak, gdy Prokop pyta, czy Bóg istnieje, Hołownia będąc przekonany, że Bóg jest i działa, zastanawia się, po co Mu człowiek. Kiedy Prokop czekał na indywidualny znak od Pana Boga, który by rozbudził jego wiarę, bo nie potrafił tak po prostu zaufać, Hołownia pokłada nadzieje jedynie w Panu, nie mając momentów zawahania. Marcin niczym święty Tomasz chce dotknąć, bo podświadomie czuje, że tęsknota za transcendencją jest wpisana w ludzką naturę, ale niezłomnie liczy na cud i wciąż wielokrotnie mnoży paradoksy wiary, na które jego przyjaciel cierpliwie odpowiada. W wypowiedziach Prokopa czuć rozdarcie między sercem a rozumem, podkreślane często tekstami piosenek. Dla niego bowiem popkultura jest nie tylko źródłem rozrywki, ale i miejscem, gdzie manifestuje się życie duchowe. Dziennikarz sugeruje, iż Kościół powinien szukać punktów stycznych z nią właśnie, czego wyrazem było uczestnictwo duchownych w Jarocinie.
Problem w tym, że Kościół nie nadąża, jeśli chodzi o komunikację, nie idzie z duchem czasu. Dobrym przykładem jest tu właśnie wspomniany wcześniej festiwal, kiedy duchowni próbowali przyciągnąć ludzi w dość nieudolny sposób, nieodpowiednim językiem, co musiało zakończyć się porażką. Kościół wciąż chętniej mówi niż słucha, dlatego młodzież od niego odchodzi. W książce padają zarzuty pod adresem Radia Maryja, braku zgody na in vitro czy aborcję, pedofilię wśród księży. Hołownia nikogo nie broni, nie wybiela, słusznie zauważając, że trudno być Kościołowi doskonałym, skoro niedoskonali są Jego członkowie. Padają tez pytania o różnicę między autorytetem a idolem i ich rolę w dzisiejszym świecie. Prokop jest zadziwiony, jak Hołownia zagaduje Boga, zużywając rocznie kilkanaście różańców. Dla Szymona modlitwa jest po prostu naturalnym stanem człowieka, podobnie jak oczywista jest jego codzienna obecność w kościele. Swoją postawą przekonuje, że religijność nie jest jedynie przygodą starych ludzi, „moherowych beretów”, ale może być cudownym sposobem na życie opartym na solidnym fundamencie. Panowie mówią także o ‘marketingu teologicznym’ i o pieniądzach, które nie znaczą faktycznie nic, dopóki nie nabiorą znaczenia w życiu innych i o wielu innych, zajmujących rzeczach…
Bóg, kasa i rock’n’roll to merytoryczna debata o Kościele i religii, jakiej brakuje ostatnimi czasy w naszym kraju. To, co mnie w tej książce urzekło to fakt, że Hołownia na siłę nie próbuje nawracać Prokopa (czego być może niektórzy czytelnicy oczekiwali), a ten z kolei nie kusi go światem, w którym Boga nie ma lub jest Go niewiele. Dużo tu tolerancji i szacunku dla przekonań drugiej osoby. Brakuje agresji, wzajemnych wyzwisk, uprzedzeń. Zderzenie świata sacrum z profanum owocuje bardzo osobistymi wyznaniami, niepisanymi pod publikę odpowiedziami i zwyczajną chęcią zaspokojenia ciekawości drugą osobą o odmiennym spojrzeniu na życie. Wierzę, że znajdą się osoby, którym te szczere wyznania dadzą do myślenia i sprawią, że będą z większym zrozumieniem patrzeć w stronę swych interlokutorów niezależnie od ich poglądów.
Tytuł: Bóg, kasa i rock’n’roll
Autorzy: Szymon Hołownia, Marcin Prokop
Wydawca: Znak
Oprawa: broszurowa ze skrzydełkami
Liczba stron: 336
Rok wydania: 2011
Wymiary: 144×205
Gatunek: proza polska, wywiad, rozmowa