Zapraszamy Was do lektury przedpremierowego fragmentu!
Jak pisze sam autor książki:
„Silentium Universi” jest podsumowaniem mojego zainteresowania Wszechświatem, kosmologią, gwiazdami, podróżami międzygwiezdnymi i zarazem hołdem oddanym literaturze hard s.f. Czytelnicy znajdą tu sporo fantastyki w starym dobrym stylu przywołującej teorie naukowe, wyprawy kosmiczne i zagadki wszechświata. Znajdą opisy kosmicznych krajobrazów, ale nie zabraknie typowych ludzkich dramatów. I oczywiście nie pytania o naturę Boga, tak charakterystycznych dla mojej twórczości. Serdecznie zapraszam do lektury!
Tytuł: Silentium Universi
Autor: Dariusz Domagalski
Wydawca: Fabryka Słów
Data premiery: 27 kwietnia 2012
ISBN 978-83-7574-700-3
Liczba stron: 368
Oprawa: miękka
Seria: fabryka słów / fantastyka polska
Gatunek: fantastyka, s-f
Silentium Universi
Dariusz Domagalski
(fragment)
Marcus Brandini był niskim, sympatycznym grubasem, który ledwo mieścił się swój jezuicki habit. Kiedy zauważył idącego w jego stronę Bernarda Cantona, wstał niezgrabnie zza biurka i z jowialnym uśmiechem powitał przybysza. Wskazał kardynałowi krzesło po drugiej stronie.
Canton usiadł i rozejrzał się po ogromnym gmachu Cortile Della Pigna. Mimo że bywał tu często, za każdym razem odczuwał niezwykły szacunek dla tego miejsca, przechowującego w tysiącach oprawionych w skórę ksiąg i pożółkłych zwojów wiedzę minionych epok. Wiedział, że to, co widzi na półkach i w gablotach, to tylko niewielka część tego, co przechowywane jest w tajnym archiwum znajdującym się w podziemiach budynku. Podobno znajdują się tam dokumenty zawierające prawdę o śmierci Jana Pawła I, jak również teczki z czasów nazistów mogące rzucić nowe światło na historię i mocno zamieszać w światowej polityce.
– Jego Świątobliwość uprzedził mnie o wizycie kardynała – rozpoczął Brandini. – Cóż to za tajemnica, którą macie mi powierzyć w tak wielkim sekrecie? – spytał z lekką ironią Canton. Zamilkł jednak, widząc, jak z rumianego, pucołowatego oblicza zakonnika znika uśmiech, a na czole pojawiają się głębokie zmarszczki.
– O tym, co za chwilę powiem, wie zaledwie garstka osób – rzekł Brandini niemal konspiracyjnym szeptem. – I mam nadzieję, że tak pozostanie. Czy to zrozumiałe?
– Oczywiście. – Gość lekko skinął głową. – Umiem dochowywać tajemnic.
– Nie wątpię – odparł jezuita, obrzucając swojego rozmówcę zimnym spojrzeniem. – Co kardynałowi wiadomo o sybillach?
– Sybillach? – zdziwił się Bernard Canton.
Mitologia nie była jego mocną stroną i dłuższą chwilę milczał, usiłując przypomnieć sobie wszystko, co wie na ten temat.
– Proszę mi wybaczyć, moja wiedza w tym zakresie jest mocno ograniczona, ale pamiętam z wykładów w seminarium, że w starożytności sybilla przepowiadała nadejście Mesjasza oraz inne wydarzenia. Pierwotnie była jedna, ale Warron, żyjący w pierwszym wieku przed narodzeniem Chrystusa, wymienia ich dziesięć. Ponoć misjonarze nawracający w średniowieczu pogan opierali się na Księgach sybillińskich. Ale jakoś nie za bardzo chce mi się wierzyć w te wszystkie wieszczki. Zresztą z tego, co wiem, Kościół obecnie rozważa odrzucenie ich wiarygodności.
– Tak będzie lepiej dla wiernych.
– Co?! – Kardynał otworzył szeroko oczy. – Zatem to prawda? Księgi Sybilli istnieją?
Jezuita rozparł się wygodnie w fotelu, zapatrzył w przestrzeń i rozpoczął opowieść.
– Pięćset lat przed narodzeniem Chrystusa do legendarnego króla rzymskiego Tarkwiniusza Pysznego przybyła pewna stara kobieta. W jej posiadaniu znajdowało się dziewięć ksiąg zawierających mądre rady i proroctwa przyszłych wydarzeń. Pragnęła podzielić się ową wiedzą z królem i zaoferowała sprzedaż ksiąg za trzysta filipów.
Król pomyślał, że kobieta jest szalona, i odrzucił jej propozycję. Wówczas starucha spaliła trzy księgi, a za pozostałe żądała tyle samo, co za komplet. Tarkwiniusz jednak ponownie odrzucił jej ofertę. Wtedy kobieta spaliła kolejne trzy księgi i za pozostałe zażądała znów trzysta filipów. Wreszcie zaciekawiony król kupił ocalałe egzemplarze. Ową staruchą była Sybilla Cumana imieniem Almathea. Pozostałe to Persica, Libica, Delphica, Cumaca, Erithera, Samia, Helespontica in agro Trojano, Phrigia i ostatnia, Tihurtina imieniem Alhumeata. Sybille nie żyły w tym samym czasie ani w jednym miejscu, ale wszystkie odsłaniały kurtynę przyszłości.
– Pisał o nich święty Paweł, prawda? – wtrącił Canton. – O wyroczniach, które o jednym Bogu dają znać i o tym, co ma nastąpić.
– Zgadza się – uśmiechnął się Brandini. – Ocalałe księgi Sybilli przez wieki przechowywane były na Kapitolu i radzono się ich w chwilach trwogi. Sporządzono kopie i odpisy, ale wiele z nich poginęło, inne zostały zniszczone przez Oktawiana Augusta oraz przez Dioklecjana.
– Co to ma wspólnego z ekspedycją do Alfy Centauri? – zniecierpliwiony kardynał przerwał wywód jezuity.
– Już przechodzę do sedna sprawy – rzekł Marcus.
Sięgnął do szuflady biurka i wyjął mocno sfatygowaną, ozdobioną złotymi rycinami księgę. Z nabożeństwem otworzył ją na ostatnich stronach.
– Jest to jedna z zaledwie kilku kopii wykonanych przed trzema stuleciami. Oryginalne zwoje liczą ponad dwa i pół tysiąca lat i są zamknięte w specjalnym pomieszczeniu w podziemiach Cortile Della Pigna.
Bernard Canton nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Nie mieściło mu się w głowie, że w watykańskim archiwum spoczywają legendarne księgi spisane ręką starożytnej Sybilli.
– Co zawierają?
– Przepowiednie spisane w tysiącu strof. Każda z nich odnosi się do wydarzenia mającego wpływ na historię ludzkości. Ich sekret przekazywany był kolejnym papieżom.
– Myślałem, że to tylko legenda – wyszeptał pobladły kardynał.
– Niestety nie. – Marcus Brandini skrzywił usta w uśmiechu, który mógłby wyrażać zarówno sarkazm, jak i smutek. – Strofy przepowiadały konflikty zbrojne, narodziny i upadki wielkich imperiów, pojawienie się na scenie dziejów znanych ludzi, ruchy społeczne, wynalezienie bomby atomowej, a nawet lot na Księżyc.
Bernard Canton pokręcił w niedowierzaniu głową.
– Niemal wszystkie strofy się wypełniły. Zostały ostatnie. Proszę posłuchać, co Sybilla wieszczy o wyprawie do Alfy Centauri.
Jezuita przymknął oczy i wyrecytował z pamięci:
I nastanie wiek żelaza i stali
Dla ludzi zabraknie miejsca na Ziemi
Wybudują oni wtedy latający rydwan
Który zabierze ich daleko do innego Słońca
A tam odkryją nowy świat
Nazwą go Raj Utracony
Zaiste nie będzie to jednak Raj Utracony
A dziedzina Szatana
Obudzi się wtedy Lewiatan i Beliar nawiedzi
Ziemię.
Przez chwilę obaj duchowni siedzieli w milczeniu, każdy z nich pogrążony we własnych myślach. Kardynał próbował uporządkować sobie to wszystko, co usłyszał.
W swoim życiu niejednego już doświadczył. Brał udział w tajnych operacjach, gdzie narażał się na niebezpieczeństwo ze strony wrogów Kościoła, podczas działalności szpiegowskiej poznał sekrety wielu wysoko postawionych ludzi, ale nie mieściło mu się w głowie, że papież i garstka wybranych duchownych mieli wgląd w tajemnice przyszłości.
– Czy dotychczasowe przepowiednie się sprawdzały? – zapytał cicho.
Brandini otworzył oczy i spojrzał smutno na swojego gościa.
– Tak – odparł. – Na razie wszystkie. Dzięki tej wiedzy Kościół przetrwał zawieruchy historii, umiejętnie lawirując w labiryntach losu. Tym razem jednak musimy działać! Przeciwstawić się przeznaczeniu. W przeciwnym razie ludzkość czeka zagłada.
– Ogłośmy to! Ujawnijmy treści Ksiąg sybillińskich.
Jezuita prychnął szyderczo.
– Nikt nam nie uwierzy. Nie potraktują ostrzeżenia poważnie.
– Rozumiem.
Kardynał posiadał racjonalny umysł i w pierwszej chwili chciał wszystko odrzucić, wyprzeć, wyśmiać jako urojenia, ale instynktownie czuł, że jest to prawda. Wersy Sybilli w jakiś nieokreślony sposób drażniły jego podświadomość i niepokoiły. Po raz pierwszy w swoim życiu się bał. Nie tak zwyczajnie jak przed akcją, gdzie strach pomaga przezwyciężyć trudności, a wytworzona adrenalina dodaje energii. Odczuwał bezradność wobec tego, co miała przynieść przyszłość, i to było najbardziej przerażające. Świat miał się skończyć, dostać się pod władzę Szatana. Postanowił, że uczyni wszystko, żeby do tego nie doszło.
Podniósł się energicznie i bez pożegnania ruszył szybko w stronę wyjścia. Jego kroki zadudniły w pustym gmachu. Marcus Brandini patrzył na odchodzącego kardynała. Gdy drzwi zamknęły się za nim, jezuita przeniósł wzrok na wersety przepowiedni. Strofa, którą wyrecytował, nosiła numer dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć. Zastanawiał się, czy w legendarnych zniszczonych księgach było coś więcej, czy też wszystko skończy się na ostatnim, tysięcznym akapicie?
Zaczął go czytać, wolno poruszając ustami, jakby nie chciał uronić ani jednego słowa. Gdy skończył, jeszcze długo siedział samotnie. Po jego policzkach spływały łzy.