Zaznaczę na samym początku – to powieść czysto sensacyjna. Janowski stara się opisać mechanizm działania wielkich korporacji, które bez żadnych skrupułów wykorzystują wszelkie przychylne ich działaniom sytuacje, a ich członkowie zdolni są posunąć się nawet do morderstw. Jednak określenie „stara się” jest tu niestety kluczowe – bo jak wiemy, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Może słabość opisów funkcjonowania światowych gigantów wynika z faktu, że przeczytałam kilkanaście książek o podobnej tematyce i Satelita wypada na ich tle po prostu blado, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Teraz postaram się wyjaśnić swoją opinię.
Powieść Janowskiego rozgrywa się w wielu krajach, wiodąc czytelnika przez śniegi Syberii i piaski Afryki.. Cóż z tego, skoro akcja wlecze się niemiłosiernie. Jak jakiś wątek zaczyna się już porządnie rozkręcać (po setnej stronie), to nagle zostaje zawieszony na kolejne dwieście stron, by ustąpić miejsca opisom korporacyjnych reguł. Kiedy Janowski na nowo podejmuje trop przygodowo-sensacyjny, to w najbardziej pełnym napięcia momencie książka… po prostu się kończy. Taki cliffhanger rozpisany na ostatnich pięciu stronach jest bardzo irytujący (mam sentyment do postaci Polaka – Jana – i spałabym spokojnie, wiedząc, że wyjdzie cało z ciężkiej dla niego sytuacji). Teoretycznie czytelnik może sobie dopowiedzieć zakończenie, jednak wydaje się ono pożądane tylko w przypadku książek o pewnej kontynuacji (a takiej deklaracji ze strony Janowskiego nie znalazłam nawet na stronie wydawcy) i trochę odmiennej linii fabularnej (wydaje mi się, że kontynuacja dotyczyć może tylko losów Wali, Jana i ich towarzyszy).
Ponadto mocne przesłanie moralno-dydaktyczne dotyczące bezwzględnych interesów wielkich magnatów finansowych zostaje, niestety, lekko rozmyte przez gęsto ścielące się trupy i czyhających na każdym kroku płatnych zabójców.
Książka ma dwóch głównych bohaterów – jednostkowego, czyli postać Wali oraz zbiorowego, jakim są członkowie i zarządcy światowych koncernów.
Główną bohaterką jest Wala Krasawina, młoda studentka archeologii, która dzięki swojej ciężkiej pracy i wielkiej ambicji dostaje niezwykłą możliwość wyjazdu w celach badawczych na Syberię. Dziewczyna wydaje się postacią wręcz idealną – nie ma większych wad, nie zajmuje się błahymi sprawami, lecz nauką, nie rozmyśla ciągle o mężczyznach i, przede wszystkim, mówi co myśli. Sumiennie wypełnia powierzone jej obowiązki, zawsze zachowawczo podchodzi do różnych sytuacji. Jednakże w całym idealnym opisie znalazłam rysę – Wala nie jest w stanie myśleć jak przeciętna kobieta, która potrafi pogodzić pracę i życie prywatne. Została zarysowana jako pani naukowiec o ponadprzeciętnych zdolnościach, jednak niepotrafiąca dobrać sobie ładnej sukienki, szminki, znaleźć sobie rozrywki w czasie wolnym, ba, nawet nie zauważa, że jej dobry znajomy się w niej podkochuje. Jestem przeciwna takiemu portretowaniu kobiet, gdzie autor wyposaża je w ogromną wiedzę, ale ujmuje wrażliwości i instynktu, który posiada każdy człowiek niezależnie od płci.
Kierownicy i zarządcy światowych firm zostali przedstawieni w sposób konkretny i jednoznacznie negatywnie oceniający, rodem z filmów o tematyce dotyczącej kryzysów gospodarczych, takich jak The company man czy Inside job. Oblicze i ukazanie dwulicowości ludzi u władzy tylko utwierdza w przekonaniu, że nie warto patrzeć na ich uśmiechnięte twarze, lecz nieustannie zwracać uwagę na ręce i działania, współczucie kierując ku zwykłym pracownikom.
Błędnie założyłam, że dzięki pedagogicznemu i translatorskiemu doświadczeniu autor nie będzie miał żadnych problemów z wykorzystaniem pełnego potencjału, jaki tkwi w naszym ojczystym języku. Niestety, styl to najsłabsza strona Satelity. Zdania brzmią tak, jakby były tłumaczone przez ucznia na lekcjach języka rosyjskiego – krótkie, pozbawione dynamiki, z przeważającymi monologami, co zobrazuję fragmentem: Nie, asystent nie jest wtajemniczony w szczegóły. Zaraz pojadą do tego samego hotelu co poprzednio. Po godzinie od przyjazdu będzie czekał na majora na dole. Do tej pory nie wiem, czy przewaga monologów to celowy zabieg stylizacyjny, czy niejako „wypadek przy pracy” Janowskiego. W każdym razie jest to trochę irytujące, zwłaszcza przy opisywaniu rozmów, gdzie poznajemy opinię tylko jednego z rozmówców, zaś zdanie drugiego trzeba wywnioskować z kontekstu.
Czytając opis książki, spodziewałam się beletryzowanej powieści w klimacie książek Naomi Klein takich jak Doktryna szoku czy No logo – tu niestety się zawiodłam. Z drugiej strony – poczułam iskierkę nadziei, że i polscy pisarze poruszają ważną i aktualną tematykę, mając jednocześnie szansę dotrzeć do szerokiego grona odbiorców. Oby z tej iskierki rozpalił się wielki ogień, który zniszczy korporacyjne machiny.
Autor: Aleksander Janowski
Tytuł: Satelita
Wydawnictwo: COMM
Oprawa: miękka
Liczba stron: 500
Data wydania: styczeń, 2011
Gatunek: sensacja