Zdarzają się sytuacje, gdy ktoś, kogo widzimy po raz pierwszy, doprowadza nasze zmysły do szaleństwa, zupełnie rozstrajając serce i rozum – potocznie nazywamy to miłością od pierwszego wejrzenia. Podobnych emocji doznałam na widok książki Torebki i morderstwo. Miałam akurat ochotę na lekką kryminalną historię, gdy w ręce wpadła mi powieść Dorothy Howell. Wizualnie Torebki i morderstwo prezentują się prześlicznie – okładka utrzymana jest w żywych kolorach, dzięki czemu przyciąga wzrok, na soczystym zielonym tle widzimy czerwone i błyszczące: elegancką torbę oraz tytuł, sprawiający wrażenie, iż spływa krwią. Kryminał dla kobiet? Biorę to!

Po lekturze z pewnym żalem stwierdziłam, że tytuł nie kłamie – w powieści rzeczywiście więcej jest torebek niż morderstwa. Oczywiście kwestia subiektywną jest fakt, czy ktoś uzna to za wadę. Ja nie obraziłabym się za większe skupienie się na wątku kryminalnym, ale wielbicielki Dziennika Bridget Jones powinny być usatysfakcjonowane.  

Fabuła skupia się wokół Haley Randolph, miłośniczki tytułowych torebek. Ma ona nie tylko wielką kolekcję tychże, ale też ogromną wiedzę na ich temat. Widać, że jest to prawdziwa pasja bohaterki. Niestety – pasja bardzo droga, bo Haley uwielbia wszystko, co markowe. Z tego powodu (choć oficjalnie chce dorobić przed świętami) podejmuje pracę na drugim etacie… i bardzo szybko odkrywa zwłoki współpracownika. Co gorsza, zostaje też podejrzaną numer jeden. Nie mogąc pogodzić się z takim oskarżeniem, sama postanawia odkryć, kto jest mordercą.  

Powieść napisana jest lekkim, dowcipnym językiem, zaś historia pełna jest niespodziewanych twistów fabularnych. Choć nie można powiedzieć, że akcja Torebek i morderstwa toczy się leniwie, to jest nierówna – z początku koncentruje się głównie na wątkach obyczajowych i romansowych, zaś w drugiej połowie następuje zagęszczenie intrygi kryminalnej. Kilkakrotnie podczas lektury miałam wrażenie, że pewne rzeczy są mocno naciągane lub nieprawdopodobne (sposób, w jaki bohaterka zdobyła pracę jest dobrym przykładem), wydawało mi się również, że autorka nie panuje nad swoją powieścią. Jednak pod koniec przekonałam się, ze Dorothy Howell od początku wiedziała, co robi – a moje wątpliwości zostały skutecznie rozwiane.

Dałam się złapać też  w inną pułapkę – zachowania bohaterów wydawały mi się czasami sztampowe czy przewidywalne… ale i w tym wypadku okazało się, że jest tak tylko do pewnego momentu. Szczególnie pozytywnie zaskoczył mnie wątek miłosny. Mimo iż zapowiadał się na banalny, autorka rozwiązała go w naprawdę interesujący sposób.

Nie nie można też zapomnieć o tytułowych torebkach – powieść o Haley Randolph powinna przypaść do gustu miłośnikom mody. W książce pojawia się coś, z czym niejednokrotnie spotkałam się w literaturze anglojęzycznej, czyli mnogość firm. Dostajemy informację, jakiej marki jest wymarzony notes Haley czy jaką torbę dobrała do zegarka. Nieprzyzwyczajonego polskiego czytelnika może to trochę nużyć – ale zapewniam, że zabieg ten nie przeszkadza w lekturze ani nie zaciemnia tekstu; nawet w wypadku braku wiedzy o firmach, ich prestiż wynika z kontekstu. Zaś dla tych, którzy zaczytywali się w książce Diabeł ubiera się Prady, będzie to z pewnością dodatkowy walor.  

Główna bohaterka była dla mnie niejednoznaczna – niekiedy ujmująca, chwilami zaś irytująca czy naiwna. Z czasem jednak zauważyłam, że polubiłam Haley i zaczęłam jej kibicować. Pozostałe postaci zostały zarysowane ciekawie – Dorothy Howell dobrze oddała zróżnicowanie mentalności pracowników obu firm zatrudniających bohaterkę, oraz jej relacje z różnymi ludźmi. Dużym plusem było dla mnie to, że nie zrobiła z Haley ósmego cudu świata – już na początku spotykamy mężczyznę, który ewidentnie ignoruje jej wdzięki. O wiele milej czytać o postaci, która ma zwykłe, ludzkie słabości niż o wyidealizowanej lalce. Wraz z rozwojem akcji Haley przechodzi przemianę, robi rzeczy, które zdumiewają nawet ją samą, pokazuje, że poglądy mogą ulec zmianie. Spośród bohaterów najbardziej polubiłam jednak mężczyznę imieniem Ty Cameron – to on był postacią najbardziej złożoną, a także najbardziej realistyczną i sympatyczną.

Mimo to znalazło się coś, co chwilami dość mocno psuło mi przyjemność płynącą z lektury. Był to przekład. Barbara Tkaczow przełożyła dosłownie sporo idiomów oraz nazw, przez co pewne fragmenty stały się niezrozumiałe. Gdy nie wiedziałam, jak rozumieć dany akapit, tłumaczyłam go sobie na język angielski – i od razu nabierał sensu. Wydawnictwo powinno położyć nacisk na tę kwestię w wypadku wydawania kolejnych tomów cyklu o Haley Randolph. Najbardziej kuriozalnym przykładem było bed-in-a-bag przełożone jako łóżko-w-torbie… Dobrze byłoby uniknąć takich wpadek na przyszłość.

PodsumowującTorebki i morderstwo lekka literatura rozrywkowa, ciekawa lektura na wieczór lub dwa. Mimo pewnych niedoskonałości czyta się ją z przyjemnością i zainteresowaniem. Nawet gdyby ktoś poczuł się znużony początkiem, w którym przeważają wątki modowo-romansowe, polecam mu doczytanie do końca – z pewnością doceni sposób, w jaki zostały rozwinięte i do czego doprowadziły. Informacja na wewnętrznej stronie okładki głosi, iż wydawnictwo Bellona planuje wydać kolejne książki cyklu o Haley Randolph, są to: Torebki i trucizna, Torebki i rewolwery oraz Torebki i klątwy. Osobiście już nie mogę się doczekać momentu, kiedy sięgnę po owe tomy, a mocna końcówka Torebek i morderstwa sugeruje, że autorka rozkręciła się i dalej będzie już tylko lepiej.

Autorka: Dorothy Howell
Tytuł: Torebki i morderstwo
Tłumaczenie: Barbara Tkaczow
Wydawca: Bellona
ISBN: 978-83-11121-65-2
Liczba stron: 384
Wymiary: 145 x 205 mm
Oprawa: miękka
Gatunek: kryminał