Przegląd jest subiektywny, bo mój własny. Obcowanie z prozą Lema jest jednym z najważniejszych elementów mojego czytelniczego życia, bardzo ważnym przeżyciem, które trwa, bo nie poznałam jeszcze wszystkich jego książek. Wśród tych, które znam, są jednak takie, którymi szczególnie chętnie podzieliłabym się… z każdym. Dlatego wybrałam dla Was kilka. Na początek.
Stanisław Lem był pierwszym pisarzem fantastyczno–naukowym, z jakim się zetknęłam. Wyśrubował moje wymagania. Zachwycił mnie znakomitym stylem, otwartym umysłem, znajomością ludzkiej natury oraz… poczuciem humoru.
Zacznę, bezczelnie, od osobistej anegdoty.
Pierwszą książką Lema, po jaką sięgnęłam, były Opowieści o pilocie Pirxie. Jest to, jednocześnie, moje pierwsze prawdziwe feministyczne wspomnienie (nie licząc wczesnodziecięcego zainteresowania samochodami i majsterkowaniem). Miałam wtedy koło 12 lat, a zbiór opowiadań o Pirxie był wśród wielu lektur uzupełniających dla 6 klasy szkoły podstawowej. Polonistka zarządziła, że dziewczynki mają przeczytać Anię z Zielonego Wzgórza, a chłopcy 3 wybrane Opowieści (żeby się nie przemęczyli). Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko Ani, ale miałam już wtedy przeczytaną całą serię, wolałam czytać coś nowego. Od dziecka reagowałam także alergicznie na podział rzeczy i zajęć na „chłopięce” i „dziewczyńskie”. Zgłosiłam się więc do czytania Pirxa. Miały być 3 rozdziały, ale mnie zassało i przeczytałam wszystko. I tak jakoś poszło.
Później wracałam do Opowieści, odkrywając, że jako podlotek czytałam tę książkę zupełnie inaczej. W pierwszym kontakcie była dla mnie po prostu opowieścią o niesamowitych przygodach człowieka w kosmosie. Za drugim razem odkryłam w niej tę głębię, którą Lem tradycyjnie wplata do swoich książek, nawet do tych najmniej poważnych. To uzależnia.
Opowieści o pilocie Pirxie to zbiór opowiadań, których bohaterem jest poczciwy, zdroworozsądkowy, nieśmiały wobec kobiet pilot Pirx (wymieniany zawsze tylko z nazwiska). Śledzimy jego losy od pierwszych lotów, poprzez różne perypetie i kolejne awanse, które ostatecznie doprowadzają go do stanowiska komandora. Opowieść wciąga, bohater budzi sympatię, wrażenie robi futurystyczna konstrukcja przedstawionego świata, a wszystko to okraszone jest dyskretnym poczuciem humoru Lema, choć nie brakuje także sytuacji i spraw bardzo poważnych. W warstwie filozoficznej autor skupia się tu nad relacją człowiek – maszyna oraz nad ułomnościami przeciwstawionymi możliwościom ludzkiej natury. Zapewniam – nadal aktualne.
Pirx pojawia się także jako bohater książki Fiasko, która opisuje jego ostatnie przygody.
Kolejna była Solaris. Powieść absolutnie znakomita, czego dowodem jest jej wielka popularność na świecie. Głównym bohaterem jest tutaj psycholog, Kris Kelvin, którego wysłano na stację badawczą ulokowaną na planecie Solaris. Ma się on przyjrzeć obecnym na stacji badaczom, których stan psychiczny wydaje się cokolwiek niepokojący. Powierzchnię planety pokrywa tajemnicze, przypominające magmę lub cytoplazmę morze. Ludzie podejrzewają, że jest to jakaś forma inteligentnego bytu, jednak są ze swoją nauką wobec niego bezradni, nie potrafią w żaden sposób nawiązać kontaktu. Naukowcy na Solaris zaczynają miewać dziwne wizje i stany, a na pokładzie stacji zaczynają się pojawiać osoby z ich przeszłości. Wkrótce staje się bardzo wątpliwe, czy to ludzie badają ocean, czy też może ocean bada ich…? Jak można wyjaśnić to, co dzieje się na terenie stacji oraz w umysłach badaczy?
W Solaris Lem stworzył niesamowity, klaustrofobiczny klimat (klaustrofobiczność zresztą pojawia się w jego utworach dość często, niekiedy wręcz obok ogromnych, agorafobicznych przestrzeni. Lem po mistrzowsku rozbudza emocje czytelnika). Powieść daje także spory materiał do przemyśleń nad ograniczeniami nauki, jaką dysponuje ludzkość, a w bliższym wymiarze – nad relacjami z najbliższymi nam ludźmi.
Bajki robotów to chyba najlżejsza z książek Lema, warta wybrania na początek. Jest to zbiór opowiadań o konwencji baśniowej groteski, przesycony wspaniałym, inteligentnym humorem. Jak nietrudno się domyślić, bohaterami opowiadań są roboty, żyjące we własnym świecie, w kosmicznej scenerii, autor miesza zaś poważną problematykę z beztroską parodią. Ta książka to znakomita rozrywka, która tylko mimochodem pobudza działanie naszych szarych komórek…
A skoro jesteśmy przy Bajkach robotów, wspomnę od razu o znakomitej Cyberiadzie, którą Lem stworzył w tej samej konwencji – także jako zbiór baśniowo – groteskowych opowiadań przedstawiających opowieści z universum pełnego rycerzy, księżniczek, władców a nawet smoków, tyle że… cokolwiek mechanicznych. Znów – wspaniała, inteligentna rozrywka, jedno z najbardziej docenianych dzieł Lema.
Ijon Tichy, o którym zdecydowanie muszę wspomnieć, jest bohaterem wielu utworów Lema (towarzyszy pisarzowi przez dziesięciolecia) – licznych opowiadań i powieści zebranych (chronologicznie) w cykle: Dzienniki gwiazdowe, Kongres futurologiczny, Wizja lokalna i Pokój na Ziemi. W zasadzie wszystkie teksty, których Ijon Tichy jest znakomitym narratorem, to swoiste powiastki filozoficzne, poruszające ważne, interesujące problemy filozoficzne w atrakcyjnej, satyrycznej formie (znów wspaniałe poczucie humoru autora!).
Przerwa na próbkę:
LEM jest to skrót nazwy LUNAR EXCURSION MODULE, czyli eskploracyjnego pojemnika księżycowego, który był budowany w USA w ramach „Projektu Apollo” (pierwszego lądowania na księżycu). LEM był wprawdzie zaopatrzony w mały móżdżek (elektronowy), urządzenie to służyło jednak wąskim celom nawigacyjnym i nie mogłoby napisać ani jednego sensownego zdania. O żadnym innym LEMie nic nie wiadomo. (Stanisław Lem, Dzienniki gwiazdowe)
Wracamy.
Czas na Eden. Pod pewnymi względami powieść ta jest podobna do Solaris, jednak fabuła jest zasadniczo inna. Książka zaczyna się jak typowy utwór s–f; oto statek kosmiczny, wskutek fatalnej pomyłki, rozbija się na obcej planecie. Chemik, Cybernetyk, Doktor, Fizyk, Inżynier i Koordynator, którzy składają się na załogę, muszą stawić czoła trudnej sytuacji – naprawić poważnie uszkodzony statek i jednocześnie przetrwać na tajemniczej planecie rządzącej się zasadami nieznanymi ludzkiej nauce. Przemierzając niezrozumiały dla siebie świat, natrafiają na społeczność zdumiewających istot dysponujących rozwiniętą technologią inżynierii genetycznej.
W Edenie Lem znów kreuje niesamowity klimat, który z każdą stronicą staje się jakby cięższy i bardziej niepokojący. Powieść, którą można określić mianem filozoficznego thrillera s–f, trzyma w napięciu. Jednocześnie, jak to u Lema, poruszane są ważne filozoficzne zagadnienia.
Pamiętnik znaleziony w wannie to bezsprzecznie jedna z moich ulubionych książek; nie tylko Lema, ale w ogóle. Jest to powieść; na tle innych dzieł Lema stosunkowo łatwa w przyswojeniu, niezwykle, według mnie, wciągająca i fascynująca rozmiarem opisanego absurdu. (Uwielbiam absurd.) Pamiętnik jest zapisem przeżyć agenta ściśle tajnego Nowego Pentagonu. To, co miało być rutynową wizytą w centrali zmieniło się w iście kafkowski koszmar – nasz bohater staje się więźniem panującej w siedzibie Nowego Pentagonu hipertajnej, szpiegowskiej biurokracji. Przemierza długie korytarze, przechodzi z pokoju do pokoju, coraz bardziej pogrążając się w absurdzie i paranoi, i nie mogąc opuścić budynku. Zaczyna pisać dziennik, by uchronić się przed szaleństwem…
Głos Pana to jedna z najbardziej znanych na świecie powieści Lema. Tym razem akcja dzieje się na Ziemi, konkretnie w jednostce badawczej zlokalizowanej na jednej z pustyń Stanów Zjednoczonych. Oś fabuły stanowią żmudne starania naukowców skoncentrowane na przetłumaczeniu komunikatu odebranego z Kosmosu. Jest to książka poważna, dość trudna w odbiorze, jednak pełna wartościowych spostrzeżeń, filozoficznych, etycznych i naukowych rozważań. Istotnym „smaczkiem” jest wpleciona w fabułę krytyka literatury s–f jako takiej – Lem wcale nie był o niej dobrego zdania, większość książek fantastyczno–naukowych uważał wręcz za popkulturowe śmieci (a przynajmniej – niewiele warte bzdurki).
Wśród powieści s–f napisanych przez Lema warto także wspomnieć tytuły takie jak: Astronauci, Niezwyciężony czy Powrót z gwiazd. Poza tworzeniem wspaniałych książek w tym gatunku, Lem stosował wiele innych form – pisał eseje, traktaty, powieści realistyczne (Szpital przemienienia, Wysoki Zamek) a, z ciekawostek, także powieści zbliżone do kryminałów (np. Śledztwo, Katar). Pisał też recenzje… nieistniejących książek, które, wielka szkoda, że się nie ukazały (Doskonała próżnia). Spośród esejów szczególnie godna polecenia miłośniczkom i miłośnikom s–f jest monografia pt. Fantastyka i futurologia, w której Lem krytycznie i szczegółowo analizuje ten nurt literacki. Wyrobionym czytelniczkom i czytelnikom trzeba z kolei polecić zbiór esejów Summa technologiae (1964), które dziś zaskakują swoją aktualnością, poruszając wiele zagadnień filozoficznych i etycznych związanych z rozwojem naszej cywilizacji i zagrożeniami, jakie on ze sobą niesie. Lem uważał Summę za swoje najlepsze dzieło w tym gatunku.
Summa technologiae to dzieło, któremu warto poświęcić więcej miejsca. Jest to jedna z pierwszych, i przez wielu uważana za najlepszą, książek Lema zawierających eseje filozoficzne. Tytuł jest aluzją do pisma św. Tomasza z Akwinu Summa theologiae, treść zaś cechuje siię typową dla Lema głębią spostrzeżeń, wizjonerstwem i znakomitą ironią. Autor porusza różne filozoficzne, społeczne i związane z rozwojem techniki problemy, które przewiduje w (jak się okazało – wcale nie tak dalekiej) przyszłości. Z dzisiejszego punktu widzenia problemy te wydają się bardzo aktualne (nawet mimo pewnych nieścisłości związanych z techniką, które widać dopiero teraz, po blisko pół wieku od pierwszego wydania), a dotyczą, ujmując rzecz najogólniej, cywilizacji coraz bardziej pozbawianej ograniczeń w różnych aspektach: materialnych, technologicznych, ale też etycznych. Jest to dzieło wspaniałe, ale i niełatwe w odbiorze. Być może warto więc podążać ścieżką wytyczoną przez wiele czytelniczek i czytelników Lema: rozpocząć przygodę z jego książkami od bardziej „lekkich” (powieści s–f czy zbiorów opowiadań), by stopniowo wgryzać się w jego sposób myślenia, a następnie, już z pewną podbudową, sięgnąć po eseje.
Stanisław Lem, choć miał niezbyt dobre (mówiąc oględnie) zdanie na temat literatury s–f, dokonał na jej polu czegoś naprawdę wielkiego. Nie chcę wpadać w rocznicowy patos – to po prostu fakty. O wyjątkowości jego dzieł zdecydowało połączenie dość trywialnego gatunku literackiego, jakim jest s–f (a może raczej, jakim było przed Lemem) z głębią myśli i spostrzeżeń dotyczących naszego rzeczywistego świata. Niewątpliwie pomógł pisarzowi także znakomity styl literacki; bardzo wymagający, to prawda, i zapewne trudny dla współczesnego czytelnika przyzwyczajonego do powieści złożonych z samych dialogów. Jestem jednak zdania, że warto nad sobą popracować i sięgnąć po Lema. Znakomicie robi to na intelekt, szare komórki i szerokość horyzontów.
Andrzej Sapkowski stwierdził kiedyś: Myślę, że twórczość Lema należy do największych osiągnięć światowej fantastyki naukowej. Kto nie czytał Lema, nie może uważać, że zna ten gatunek.
W pełni się z nim zgadzam.