W czasach, gdy wysłużony Malleus Maleficarum kurzy się na półkach, adepci sztuk tajemnych bez obaw przyznają się do swoich praktyk, coraz częściej też trudnią się czynieniem czarów za pieniądze. Jak wygląda sabat czarownic A.D. 2011, czym jest współczesna magia i ile kosztuje odwrócenie złego losu na XXII Festiwalu Zdrowia, Wróżb i Niezwykłości?

 Magia kuchni

Zmierzając na targi niezwykłości, nie wiem, czego się spodziewać. Kursu medytacji, połączonego z wykładem o New Age, magicznej inicjacji w sklepie z różdżkami, czy może serii przyjemnych biomasaży zakończonych grupową konsumpcją owocu noni?

Przy wejściu stragany., ku mojemu zdziwieniu, na ladach, zamiast magicznych akcesoriów, piętrzą się kopce oscypków. Rumiani górale w tradycyjnych strojach sprzedają apetycznie pachnące kiełbasy i chleb na zakwasie. Po słusznej, zresztą, cenie.

Wnętrze Hali Expo. Wysoka temperatura zmusza mnie do skorzystania z płatnej szatni. Szybko orientuję się, że mogę zapomnieć o magicznych inicjacjach, bowiem główną atrakcją i motywem przewodnim festiwalu jest… kuchnia i gadżety sygnowane pieczątką Pani Domu. W niedowierzaniu mijam polową naleśnikarnię, stoiska z wędlinami i wycinankami z warzyw. W sprzedaży przoduje Bardzo Mocny Czosnek! (handlarz tłumaczy, że jedzenie jednej czwartej główki dziennie dobrze robi na zdrowie), sok z brzozy, miód i zioła.

O ile jedzenie okazuje się zabawną niespodzianką, o tyle wystawy rondli, ścierek frote i garnków wzbudzają mój nieskrywany podziw. Zaczynam się domyślać, czemu festiwal nie posiada logotypu. Patelnia, na której smażyłyby się karty tarota wyglądałaby w najlepszym przypadku śmiesznie.

Cokolwiekterapia

Szczególną popularnością cieszą się stoiska oferujące przeróżne kuracje. Im mniej zrozumiała nazwa, tym lepiej – w końcu hirudoterapia brzmi dwa razy mądrzej od zwykłych „pijawek”. To samo dotyczy aromaterapii, muzykoterapii, chromoterapii, apiteapii, czy litoterapii.

Mijając stoisko, na którym z głośników płynie muzyka z pogranicza folku i techno, natrafiam na kosztowną (ponoć niezawodną) światłoterapię. Sprzedawca oferuje szereg przyrządów niezbędnych do leczenia światłem w warunkach domowych. Pierwszy, uśmierzający rwę kulszową i ból brzucha, poprawiający nastrój, można nabyć w cenie 1440 złotych (wliczony rabat za ładny uśmiech). Drugi jest o tysiąc złotych droższy, ale to dlatego, że szwajcarski.

Wreszcie docieram do stoiska z najciekawszą kuracją, wyróżniającą się nieprzeciętnym hasłem przewodnim: Sandały, które leczą. Tajemnica kapcioterapii tkwi w profilowanych butach, które, za pomocą odpowiedniego nacisku na stopę, oczyszczają organizm i leczą wszelkie schorzenia. Mężczyzna w damskiej spódnicy i koszuli w krowie łaty dokonuje na miejscu oględzin stóp klienta, wystawia diagnozę oraz receptę na cudowne kapcie.

Doradca życiowy

Pomiędzy rozświetlonymi boksami oferującymi mandalę, konsultacje feng shui i wanny dr Frenkel do kąpieli perełkowo-ozonowej, stoją konfesjonały wróżek i wróżbitów. To do nich czekają najdłuższe kolejki – każdy chce posłuchać o swoim losie, złapać się na kilka socjotechnicznych trików i pozbyć klątwy nudnego życia. Zakres usług i cen jest spory. Rozdanie tarota u wróżki Angeliki to jedyne 20zł, natomiast szamanka Tatiana oferuje jasnowidzenie, zwalnianie z uroków i odwracanie złego losu oraz niepowodzeń już za 80zł. Tyle samo za przepowiadanie przyszłości żąda Fatima, Vanda (która w krótkim bio zaznacza, że układała horoskopy do „Życia na gorąco”), wróżbita Jacek oraz egzorcysta (obiecujący wypędzenie złego na miejscu). Na szczycie cenowej piramidy zasiada dyplomowana wieszczka Maria, która zarzeka się w wywiadzie:

– Nie jestem wróżką, mój zawód nazywa się doradca życiowy.

Jak widać taka strategia skutkuje, bo Maria ma pełne ręce roboty, a wróżby w cenie 100zł rozchodzą się jak świeże bułeczki. W sąsiednim boksie nie próżnuje rywalka, wróżka Estera, która, jak twierdzi, „po prostu widzi”. Priorytetem usług jest dyskrecja i poczucie absolutnej prywatności. Gdy zbliżam się do zasłonki, by przyjrzeć się artykułom na temat wróżki, zostaję przepędzona (razem z mężem obecnej klientki). Najwyraźniej tajemnica spowiedzi obowiązuje nie tylko w kościele.

Zdrowie to podstawa, zacznij od aury

Oprócz irydologii (diagnozy wystawianej na podstawie badania tęczówki oka – 20zł), bezspornym hitem Festiwalu są zdjęcia aury. W punkcie opatrzonym szyldem AURAFOTO ekspedientka objaśnia mi na czym polega zabieg:

– Do fotografowania aury służy specjalny aparat typu polaroid, Auracamera, którego nie dostanie pani w żadnym sklepie. Zdjęcie wywołujemy w trzy minuty, a potem razem z koleżanką interpretujemy. Rozmowa trwa tyle, ile trzeba. Poruszamy tematy psychologiczne i fizyczne. Jeśli aura jest błyszcząca, to wszystko w porządku, jeśli skąpa, o nie takich kolorach, to trzeba zasięgnąć porady bioenergoterapeuty. Blokady energetyczne – podsumowuje.

Nie potrafi jednak sprecyzować, jak wyglądają „nie takie kolory”. Zamiast odpowiedzi, pokazuje cennik.

– Zdjęcie aury ręki to koszt w granicach 30zł, głowy 50zł, a całej sylwetki 100zł. Do tego dołączamy szesnastostronicowy opis osobowości.

– Trochę drogo.

– Od blokad w aurze zaczynają się wszystkie choroby. Nie lepiej zająć się pielęgnacją aury, niż ciągle płacić na lekarzy?

zdjcie

Ruszam dalej, mijając punkt świecowania uszu. Na antresoli zatrzymuję się przy stoisku, które oferuje całą gamę stożków – od metalowych, pustych w środku, po kamienne ozdobione egipskimi motywami. Moja uwaga skupia się na krześle zwieńczonym aluminiowym ostrosłupem. Sprzedawca o wyglądzie bosmana chętnie tłumaczy:

– Wszystko to miało początek w Starożytnym Egipcie, gdzie Cheops i Tutamhamom zostali zmumifikowani i pochowani w piramidach. Chodziło o to, że stożki pobierają energię z kosmosu i też właśnie do tego służy to krzesło, do ładowania energii. Najlepiej siedzieć na nim przez dwadzieścia minut.

Pierwsze pięć minut jest darmowe, więc siadam na ezoterycznym tronie. Po ustalonym czasie odchodzę, nie czując żadnej różnicy, ale to pewnie dlatego, że siedziałam za krótko.

Bezpłatne zabiegi bioenergoterapeutyczne odbywają się w jednym jedynym boksie.

Uśmiechaj się często, cuda są w drodze.

Optymistyczne hasło wywołuje uśmiechy na twarzach uczestników Festiwalu. Wkraczając na teren targów niezwykłości, nagle stają się energiczni, a stan ich zdrowia poprawia się już od samego patrzenia na egzotyczne zabiegi. Pieniądze krążą z rąk do rąk, bo łatwiej wydać na coś, co uleczy psychicznie i fizycznie, chociaż na ten jeden dzień. Co na to sprzedawcy cudów i dziwów? Zapewne powtarzają sobie w myślach drugą wersję hasła: uśmiechaj się często, gotówka jest w drodze.

Cóż, jakie czasy, takie „niezwykłości”.