Przyznać trzeba, że nowa powieść Małeckiego ładnie uzupełnia się z Tak jest dobrze. Zapewne niektórzy obruszą się na takie porównanie (w końcu czyż ksiązki nie powinny bronić się same, bez powiązań z innymi dziełami?), jednak interesujące jest dla mnie, jak dwa tomy – tak przecież odmienne – mogą być pod pewnymi względami do siebie podobne. Teoretycznie różni je wszystko – jedna jest zbiorem opowiadań, druga powieścią; styl pierwszej jest gorączkowy i piekielnie mocny, druga jest napisana prościej, ale momentami także poetycko; Twardoch zdaje się napawać cierpieniem bohaterów, gdy zwala im plagi na łeb i pcha na granicę wytrzymałości, Małecki ma chyba więcej sympatii dla swych postaci. Obydwaj jednak portretują ludzi prawdopodobnych, jakby wyciągniętych wprost ze strumienia życia, mniej lub bardziej szarych obywateli: wraz z całym ich apanażem przywar, kompleksów, lęków i marzeń, z którym każą się konfrontować czytelnikowi. Ten zaś czuje, jak ktoś pociąga sznurki kolejnych odczuć, jak powoli rezonuje w nim niepokój i strach. Teoretycznie Małecki wypada tutaj blado – wszak Tak jest dobrze serwuje czytelnikowi solidny granat eksplodujący mu w głowie nawałem emocji i depresji, jednak kto wie, czy to nie W odbiciu jest pod tym względem bardziej wyrachowane i masakrujące uczucia odbiorcy. Wszak wewnętrzne monologi bohaterów Twardocha, pełne buzującego gniewu i rozgoryczenia można potraktować jako wynurzenia szaleńca, zlewające się w jakąś diabelską litanię. Jak jednak zracjonalizować postępującą erozję świata, który jest niemal dokładnie taki, jak ten za oknem, z prawdą nigdy nie dostępną w całości? Co zrobić z bohaterem, którego twarz w odbiciu w lustrze przypomina niekiedy tak mocno naszą własną?
Przeglądając galerię postaci W odbiciu nie znajdziemy niczego szczególnego – ot, motocyklista Karol próbujący znaleźć pracę i własną ścieżkę w życiu; Natalia, która pod wpływem chwili zdradza męża z innym; pani Eugenia dowiadująca się, że ma guza mózgu; bezdomny alkoholik Pielgrzym doświadczający objawienia. Słowem: ludzie, których można spotkać niemal w każdym mieście, pędzący mniej lub bardziej udane i szczęśliwe życie. Wszystko się zmienia za sprawą tajemniczego Mieszkania – świadka zbrodni, które jednocześnie staje się źródłem rosnącego niepokoju, rozpełzającego się po mieście i dotykającego jego mieszkańców – w tym także bohaterów powieści, obserwujących, jak ich egzystencja wywraca się do góry nogami. Nagle kajdany trzymające ludzki umysł w ryzach, swoista tama dla popędów i chuci, zostają przecięte, a wraz z nimi znikają korzenie trzymające Karola i jego bliskich w poczuciu stałości, sensu trwania. Niemożliwy do zrozumienia horror coraz mocniej wnika w tkankę życia, zmieniając ją nie do poznania, przestawiając na zupełnie nowe, nierzadko fantastyczne tory. Wystarczy jeden impuls, jedna myśl, by uporządkowany świat rozleciał się jak domek z kart.
Horror, jaki serwuje Małecki, jest podawany subtelnie: czai się gdzieś na granicy wzroku, czasem tylko wyciągając swe brudne macki, by w odpowiednim momencie zmienić lub zniszczyć to i owo. Jednak to nie ta paranormalna groza związana z Mieszkaniem uderza najmocniej, ale jej implikacje związane z codzienną egzystencją: wypadek motocyklowy, gorycz zdrady, ból po śmierci bliskiej osoby. Można zarzucać autorowi, iż problemy, jakie piętrzy przed swoimi bohaterami, są przewidywalne. Może i tak – ale w żaden sposób nie odbiera im to siły rażenia. To jak operacja – niewyszukane, ale precyzyjne, głębokie cięcia, pozostawiające po sobie widoczne blizny. W odbiciu nie budzi niepokoju poprzez nagromadzenie niewyjaśnionych zjawisk i brutalnych aktów przemocy, choć te również tutaj znajdziemy. Małecki wywołuje dreszcz prezentując łatwość, z jaką wszystko może się zmienić, jak lekko jedna droga może przybrać zupełnie inny kierunek, jak różne może być postrzeganie rzeczy przez dwie osoby, z pozoru patrzące dokładnie na ten sam detal. Nie jestem szczególnie wrażliwy i nie rusza mnie tania ckliwość, jednak sposób, w jaki pisarz prezentuje bohaterów, ich świat rozpadający się w posadach i wewnętrzne rozdarcie związane z cierpieniami bliskich wywarł na mnie niesamowite wrażenie.
Należy także pochwalić Małeckiego za styl. Tak jak Twardoch ujął mnie nawałnicą emocji i iście miażdżącą, pociągniętą do ekstremum subiektywizacją odczuć, tak W odbiciu zachwyciła stonowaną, a jednocześnie nieco poetycką frazą: czasem pełną metafor, kiedy indziej znów niezwykle szorstką i nieprzyjemną. Rewelacyjnie wypadło także rozpisanie akcji na kilka postaci, wypowiadających się pierwszoosobowo – w ten sposób mamy dostęp nie tylko do myśli bohaterów, coraz mocniej zagubionych przez otaczające ich szaleństwo, ale także przekonujemy się, jak względna jest prawda. To, co jest czymś mało znaczącym i niewinnym, w oczach kogoś innego urasta do wielkości nikczemnego postępku, kłamstwa, zdrady. Prawda dostępna jest tylko nielicznym, nie każdy ma chęć lub odwagę po nią sięgnąć. Ale czy to coś nowego? Czy sami nie próbujemy dostrzec w innych własnego odbicia? Nie rzutujemy na nich naszych lęków i oczekiwań, widząc tylko fasadę?
W odbiciu to książka bardzo ciekawa i intrygująca. Pozornie odbijająca szarą rzeczywistość, trywialna w swoich obserwacjach, a mimo to niosąca niezwykły ładunek emocjonalny – może dlatego, że ludzie w niej przedstawieni są tacy… ludzcy. Typowi. Niczym się niewyróżniający. Osoby, dla których literatura jest eskapizmem od codzienności mogą nie być z książki zadowolone – to, od czego tak uciekają zaleje ich, pokaże gorycz niespełnionych nadziei i grozę potencjalnych wyborów. Natomiast ci, którzy są otwarci na literaturę dobrze napisaną, z bohaterami, z którymi można się utożsamić i problemami, które można zrozumieć – ci z pewnością W odbiciu docenią. I na pewno o powieści tak szybko nie zapomną…
Tytuł: W odbiciu
Autor: Jakub Małecki
Wydawnictwo: Powergraph
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 14 października 2011
ISBN-13: 978-83-61187-17-2
Oprawa: twarda
Liczba stron: 304
Wymiary: 125 x 195
Seria: Kontrapunkty
Cena: 34 zł