Jako zapalona fanka literatury i kina grozy wstydzę się, że dopiero niedawno sięgnęłam po prozę Łukasza Orbitowskiego. Początkowo spowodowane to było faktem, iż tytułuje się go mianem polskiego Stephena Kinga. Jednak po przeczytaniu zbioru opowiadań Nadchodzi wiem, że kryje się za tym coś więcej – jak mogłam nie zauważyć takiego pisarza na polskiej scenie literackiej?!

 Autor znany szerokiej rzeszy czytelników dzięki powieściom Tracę ciepłoŚwięty Wrocław wydał zbiór, który skupia w ponad czterystustronicowej książce jego opowiadania z ostatnich lat oraz tytułową mini powieść. I chociaż pojedyncze teksty umieszczane były w antologiach i czasopismach nie zmienia to faktu, że Nadchodzi jest prawdziwym rarytasem dla zwolenników prozy z dreszczykiem.

Nie ukrywam, że nie należę do osób, które łatwo przestraszyć i opowiadania Orbitowskiego wcale nie sprawiły, że nie mogłam spać po nocach. Każdy kto szuka taniego lęku bazującego wyłącznie na flakach i lejącej się hektolitrami krwi, zawiedzie się i prawdopodobnie odłoży zbiór po przeczytaniu kilkunastu za mało brutalnych, za mało krwawych opisów. Jednak czytelnik poszukujący w literaturze nie tylko zwykłej rozrywki i zajęcia na chłodny wieczór, ale prawdziwych, żywych emocji zrozumie, że Nadchodzi jest prawdziwą perłą w gnoju literatury masowej. Oczywiście nie oznacza to, że w dalszej części tej recenzji nazwę Orbitowskiego Dostojewskim XXI wieku, lub nowym Słowackim – cały czas poruszamy się przecież po terenie literatury popularnej. Uważam jednak, że zamknięcie Nadchodzi w worku z napisem ‘horror’ jest nie tyle nieodpowiednie,  co wręcz krzywdzące autora jak i jego mikro-dzieła. Co sprawia, że jestem bliska wypisywania peanów na cześć twórcy?

Może sprawiła to posucha, która panuje na naszym rynku książkowym. Może to mój nastrój spowodował, że pożarłam tę książkę za jednym ugryzieniem i jeszcze było mi mało. Sądzę jednak, że jest w tym coś o wiele większego niż tylko głód choćby niezłej pozycji książkowej i samopoczucie jednostki czytającej. Można by mówić wiele o zaletach tych opowiadań, jednak należy skupić się na tych najbardziej znaczących, dla których wybierzecie tę pozycję bez wahania. Jak już mówiłam, opowiadania z tego zbioru nie są stricte horrorami, nie wzbudzają lęku jak nagłe wyłonienie się przerażającego stwora spod łóżka w filmach grozy. I trudno jest sklasyfikować Nadchodzi, gdyż łączy on w sobie wiele gatunków w sposób tak naturalny, jakby inaczej być nie mogło. Czytając te opowieści wyłapywałam z nich niesamowitość, którą ściślej powiążemy z bajkami i baśniami niż literaturą fantastyczną. Znalazł się tam również klimat duszny, pełen lęków i niepokojów, który charakteryzuje naprawdę dobrą grozę. Jednak przede wszystkim w każdym z opowiadań znajdziemy człowieka psychologicznie umotywowanego. W świecie Orbitowskiego nic nie dzieje się przypadkowo, wszystkie wydarzenia, gesty i słowa mają swoje odbicie w psychice nakreślonej przez autora z chirurgiczną precyzją. O autorze Nadchodzi myślę jako o skrzyżowaniu braci Grimm z Zygmuntem Freudem. A może Hannibalem Lecterem? Wszystko to daje nam Łukasza Orbitowskiego, który czytelnikom serwuje przerażające baśnie rozgrywające się w świecie dobrze nam znanym lub zasłyszanym z opowieści. Daje historie, które pod warstwą słowną mają również podtekst, zawoalowane znaczenie – coś, co sprawia, że każdy z nas może odczytać je w inny sposób. A to tylko szczyt góry lodowej zwanej ‘zalety’.

Chociaż Nadchodzi nie można wprost nazwać horrorem, to jednak nie co innego, ale właśnie groza najdobitniej przebija się przez tekst opowiadań, osiedlając się na dobre w umysłach czytelników. Autorowi udaje się to doskonale, bez używania tanich tricków, bez krzyczenia „buu” ze stronic książki. Kiedy po raz pierwszy przeczytałam opowiadanie Orbitowskiego Strzeż się gwiazd, w dymie się kryj w antologii Księga Strachu, zastanawiało mnie przede wszystkim to, dlaczego zapomniałam o wszystkich innych opowieściach z tej książki. Dlaczego z głowy wyparowały mi historie napisane między innymi przez Jacka Piekarę i Ewę Białołęcką? Czemu wszystkie te opowiadania dostały pieczątkę przed lub po Orbitowskim? Odpowiedź przyszła dopiero w nocy, kiedy leżałam w łóżku i myślałam o Strzeż się gwiazd… – Orbitowski po prostu maluje słowem. Chociaż brzmi to tragicznie górnolotnie i infantylnie, jest to autor, o którym mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że potrafi wywołać obrazy w głowach czytelników. Obrazy żywe i pulsujące. Nie są to wizje porównywalne ze scenami z filmów pokroju Piła, lub Teksańska masakra piłą mechaniczną. Autor z łatwością opisuje wydarzenia z pogranicza rzeczywistości i snu szalonego surrealisty. Swoich bohaterów umieszcza w ciasnych czterech ścianach mieszkań lub wcale nie obszerniejszych leśnych głuszach. Groza jest prawie tak namacalna, jak kartki, które trzymamy w dłoniach, czujemy rozpacz postaci, ich nienawiść, rezygnację i fizyczny ból. I czujemy obrzydzenie, boimy się, oddychamy ciężko, bo taka jest najnaturalniejsza reakcja na strach…

Nadchodzi Orbitowskiego mogę z ręką na sercu nazwać rarytasem. Czymś, do czego można wracać kilka razy i nie nudzić się nawet przez chwilę. I jestem pewna, że gdybym dzisiaj znowu przeczytała Cichy dom, lub Popiela Armeńczyka czułabym ten sam niepokój, który ogarnął mnie za pierwszym razem.

Tytuł: Nadchodzi
Autor: Łukasz Orbitowski
ISBN: 978-83-08-04430-8
Data wydania: 2 luty 2010
Wymiary: 145x205mm
Oprawa: miękka
Liczba stron: 404
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Gatunek: horror