Contagion także należy do kategorii kina pandemicznego i bez większych problemów odnajdziemy w nim elementy nieodzowne dla tego rodzaju produkcji. W przeciwieństwie jednak do wielu filmów tego rodzaju, nowy obraz Stevena Soderbergha wydaje się być zdecydowanie świeższy, zrobiony z większym rozmachem, realizmem, ale również zdecydowanie mniej naiwny. Zwłaszcza kwestia owego realizmu i odrzucenia opisanego wyżej scenariusza była i jest często podejmowana w różnych publikacjach na temat filmu. Podkreśla się, że reżyser przedstawił w Contagion wizję niezwykle prawdopodobną, racjonalną (w aspekcie rozprzestrzeniania się choroby i zachowaniach społeczeństwa), a przy tym wolną od typowo hollywoodzkich zagrywek jak ratunek w ostatniej chwili. Pomijając kwestię niezwykłej skuteczności marketingowej takiego zabiegu (przeżyłeś dziesięć rodzajów grypy? Chodź i zobacz film, a będziesz się bał podawać ludziom dłoń na powitanie!), muszę przyznać, że przedstawiony scenariusz prezentuje się diabelnie przekonująco, począwszy od samego ogniska choroby, poprzez kolejne ofiary, aż do stanu epidemii, gdy starania podejmowane przez zespoły naukowców stają się coraz bardziej dramatyczne.
Sporą zasługę w budowaniu napięcia i atmosfery niepokoju ma rozbicie narracji na wiele miejsc i bohaterów. Reżyser pokazuje nam kolejne ofiary w Chinach, by za moment podglądać zarażonych w Chicago, a za chwilę przeskakuje do zespołu naukowców, którzy zaczynają zauważać, że coś jest bardzo nie w porządku, ale nie wiedzą co. Widz ma poczucie, że oto staje twarzą w twarz z cholernym bakcylem, który zaraża nie jakiś skrawek lądu, jakieś biedne państewko w Afryce, ale cały świat, nie oszczędzając prawie nikogo. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że Soderbergh unika w swoim filmie zbytniego efekciarstwa: w przedstawieniu zachowań ludzi, którzy jednego dnia są mili i przyjaźni, a drugiego okradają aptekę i siebie nawzajem jest chłodny, zdystansowany, powstrzymuje się od oceny takich zachowań. Jednocześnie nie epatuje widokiem martwych ciał i efektów niszczącego działania wirusa, zadowalając się raczej jego skutkami społecznymi: pustymi ulicami zawalonymi śmieciami, ludźmi unikającymi kontaktu z innymi, walką o zapasy.
W Contagion napięcie nie wypływa ani z brutalnych obrazków śmierci i przemocy, ani z obserwacji grupki ocalałych, próbujących ukryć się przed tymi, którzy ich ścigają (wojskiem, szabrownikami czy zarażonymi, jak to było np. w Opętanych), ale właśnie z poczucia zagrożenia wynikającego z postępów choroby – widzimy naukowców i zwykłych obywateli, a żaden z nich nie ma pojęcia, co robić i jak się uchronić przed wirusem. Nie ma tutaj ludzi bezpiecznych, wszyscy są zagrożeni.
Fakt ten znakomicie sprawdza się z uwagi na wspomniane rozbicie akcji na szereg bohaterów – kierującego pracami naukowców dr Cheevera (niezły Laurance Fishburne), wspomagające go dr Mears (świetna Kate Winslet) i dr Hextall (Jennifer Ehle), Emhoffa próbującego uratować swą córkę (tradycyjnie szlachetny Matt Damon), dwulicowego dziennikarza Krumwiede (znakomity Jude Law) i wielu innych, którzy maja różne cele i ideały, ale pozostają tak samo bezsilni wobec choroby i wywołanego przez nią szaleństwa, Każde z nich na swój własny sposób próbuje z nią walczyć i obronić swoich bliskich. Co prawda postacie te cierpią nieco z powodu tego rozmachu i dystansu – trudno się z nimi utożsamić i całkowicie pozwolić pochłonąć ich problemom – ale wypada pochwalić reżysera za to, że zgromadził gwiazdorską obsadę i nie bał się części z tych gwiazd… uśmiercić. Jeśli ktoś usiądzie do filmu z przeświadczeniem „im większe nazwisko, tym dłużej pożyje/okaże się zbawcą ludzkości” może się srodze zawieść.
Nie jestem także pewien, czy uczciwym jest nazywanie Contagion – jakie to określenie gdzieś znalazłem – filmem lewicowym (czy wręcz lewackim). Fakt, jest tam kilka wątków, które mogą taką myśl nasuwać – choćby motyw z porwaniem badaczki tropiącej źródło choroby, aby następnie wymienić ją na szczepionki, normalnie pozostające poza zasięgiem ludzi i kilka ciosów zwróconych przeciw wielkim kompaniom – pytanie tylko, czy to wystarczy? Zwłaszcza, że przeciwstawiony jest temu rewelacyjny wątek dziennikarza granego przez Juda Law. Sama postać Alana jest chyba najciekawszą kreacją w filmie, niejednoznaczną i zastanawiającą. Bloger występujący przeciw establishmentowi i podważający każde jego słowo; facet, który pierwszy odkrył prawdopodobieństwo epidemii, a jednocześnie człowiek, który neguje wszelkie działania władz, doszukując się w nich prób zniszczenia przeciwników i niezależności opinii. Soderbergh zdaje się tutaj podważać mit Internetu jako miejsca dostępu do prawdy nieskażonej propagandą korporacji, z blogerami w rolach samotnych sprawiedliwych. Pokazuje, że za takimi działaniami stoi czasem pragmatyzm i chęć sławy, a rządzący, zespoły naukowców i wojsko czasem rzeczywiście mogą mieć na względzie bezpieczeństwo obywateli.
Reasumując: Contagion trudno nazwać obrazem odkrywczym, ale w swojej klasie prezentuje się naprawdę zacnie: to kino zrobione z pomysłem, rozmachem, dbałością o szczegóły, a przede wszystkim – trzymające w napięciu. Trudno mi co prawda wyobrazić sobie, aby po tym filmie ludzie nagle przestali sobie podawać dłoń, ale w z pewnością po wyjściu z seansu będą zadowoleni. Dobre rozrywkowe kino, mogące zarówno wzruszyć, jak i przestraszyć.
{youtube}wvpGRbAP3nw{/youtube}
Tytuł: Contagion – Epidemia strachu
Tytuł oryginalny: Contagion
Reżyseria: Steven Soderbergh
Scenariusz: Scott Z. Burns
Obsada: Matt Damon, Kate Winslet, Marion Cotillard, Laurence Fishburne, Gwyneth Paltrow, Jude Law
Muzyka: Cliff Martinez
Produkcja: USA
Data premiery: 28 października 2011 (Polska), 3 września 2011 (świat)
Czas projekcji: 105 minut
Dystrybutor: Warner
Gatunek: katastroficzny