Bezduszna Gail Carriger kusiła mnie od dawna. Z jednej strony – intrygującym tytułem. Z drugiej – prześliczną okładką przedstawiającą kobietę w wiktoriańskiej sukni oraz z elegancką parasolką. W tle widzimy zamglony Londyn, z którym mocno kontrastują różowe napisy. Choć nie lubię tego koloru, muszę przyznać, że kompozycja jest świetna i przyciągająca uwagę. Kolejnym powodem, dla którego chciałam sięgnąć po Bezduszną, była informacja, iż jest to powieść utrzymana w konwencji steampunkowej. No i wreszcie zaintrygował mnie opis autorki umieszczony na czwartej stronie okładki: Gail Carriger pisze, by odreagować smutne dzieciństwo pod okiem ekspatrianta i zrzędy. (…) Obecnie rezyduje w Koloniach wraz z haremem armeńskich kochanków i pokaźnym zapasem londyńskiej herbaty. I jak tu nie przeczytać powieści autorstwa takiej jednostki?

 Intrygującą postacią jest także główna bohaterka powieści. Alexia Tarabotti nie ma duszy. Musicie bowiem wiedzieć, że zawartość duszy w człowieku nie jest stała. Niektórzy mają jej mało, co objawia się brakiem stylu, inni z kolei więcej i jako istoty prawdziwie uduchowione oddają się wszelakiej sztuce, np. jako malarze czy aktorzy. Najwięcej duszy mają istoty nadprzyrodzone, takie jak wampiry czy wilkołaki (nadwyżka ta pomaga im przetrwać przemianę). Zaś najmniej (czyli zero) –  nadludzcy, w tym, jak już wspomniałam wcześniej, panna Alexia. Jej niezwykłą umiejętnością jest neutralizowanie nadwyżek duszy – gdy dotyka wampira, ten momentalnie traci kły; gdy wilkołaka – gdzieś znika jego sierść i wilcze instynkty… Przemiana trwa tak długo, jak dotyk nadludzkiego.

Nie oznacza to bynajmniej, że w rzeczywistości Bezdusznej o dotyk łatwo. Jesteśmy bowiem w czasach wiktoriańskiej Anglii, w których kobiecie nie przystoi wyjść z domu bez przyzwoitki, odzywać się zbyt błyskotliwie, czy – przede wszystkim – nie wyjść za mąż. Oznacza to, że panna Tarabotti, pół-Włoszka, która odziedziczyła po ojcu smagłą cerę i duży nos, jest praktycznie przegrana towarzysko. Jako stara panna (lat dwadzieścia sześć!), bez wyczucia w kwestiach modowych i perspektyw na zamążpójście, spędza czas, pogłębiając wiedzę dzięki książkom ojca.

Już na wstępie kobieta wpada w spore kłopoty – działając w obronie własnej, przypadkowo uśmierca wampira-przybłędę, wskutek czego wplątuje się w sam środek śledztwa dotyczącego zaginięć wampirów… oraz pojawiania się nowych, niezarejestrowanych. W świecie Carriger wampiry i wilkołaki podlegają ścisłej kontroli, łączą się w ule (na czele których stoją królowe) oraz watahy (którym przewodzą samce alfa), nad wszystkim zaś czuwa BUR, czyli Biuro Ultranaturalnych Rzeczy. Autorka sprawnie i spójnie wplata nadprzyrodzone wątki w świat rodem z powieści Jane Austen, który staje się przez to zaskakujący i intrygujący.

To jednak nie jedyna warstwa, o którą Carriger wzbogaciła XIX-wieczną Anglię. W Bezdusznej pojawiają się też steampunkowe wynalazki – młodzi naukowcy dyskutują więc na bankietach o sterowcach, maszynie różnicowej czy sposobach na zważenie ludzkiej duszy. Techniczne nowinki urozmaicają powieść, jednocześnie harmonizując z resztą świata przedstawionego.

Można jednak uznać, że wszystko to stanowi jedynie dekoracje, na tle których mają dobrze zaprezentować się bohaterowie – zdecydowanie najmocniejszy punkt powieści. Spośród nich wyróżnia się oczywiście panna Alexia. Carriger przedstawia ją wdzięcznie, z pewnym przerysowaniem i nieodłączną nutą humoru. Obserwujemy, jak kobieta z jednej strony buntuje się przeciwko gorsetowi norm, z drugiej zaś usiłuje sprostać etykiecie, czego efekty bywają komiczne. Tym bardziej, iż obserwujemy je przez pryzmat naszych, zupełnie innych obyczajów.

Inną zasługującą na uwagę postacią jest lord Maccon, wilkołak prowadzący śledztwo, w które zostaje uwikłana główna bohaterka. On także jest pełen temperamentu i – przez to, iż pochodzi ze Szkocji – nie do końca przystaje do angielskiej społeczności. Mimo to z początku trudno doszukiwać się u niego porozumienia z panną Tarabotti – ta dwójka nieustannie się ze sobą przekomarza, wdaje w coraz to nowe sprzeczki czy wymyśla wysublimowane zaczepki. Dialogi między Alexią i Macconem stanowią prawdziwą perełkę, aż trudno się od nich oderwać.

Z innych interesujących bohaterów warto wymienić profesora Lyalla – kolejnego wilkołaka, betę watahy, której alfą jest lord Maccon, czy lorda Akeldamę, żyjącego poza ulem wampira, który darzy Alexię serdeczną przyjaźnią, ku zazdrości wilkołaczego śledczego.

Wszystkie perypetie swoich bohaterów Gail Carriger przedstawia językiem tak lekkim i dowcipnym, że trudno się od niego oderwać już od pierwszej strony. Autorka potrafi rozbawić nie tylko opisem niefortunnie dobranego kapelusza, ale też scenami detektywistycznymi czy romansowymi – ponieważ widzimy je głównie z perspektywy Alexii. Te ostatnie potrafią jednak też pokazać, kiedy między bohaterami naprawdę iskrzy, i sprawić, że powoli rodzący się między panną Tarabotti a lordem Macconem romans znajdzie wśród czytelników zagorzałych kibiców.

Można powiedzieć, że warstwy obyczajowa i romansowa dominują w Bezdusznej, pozostawiając wątek kryminalny na dalszym planie, jednak napisane są tak dowcipnie, iż nie ma co obawiać się nudy czy wtórności. Na ogromną pochwałę zasługuje też Magdalena Moltzan-Małkowska, której udało się oddać styl autorki w sposób tak wciągający polskiego czytelnika.

Gail Carriger czaruje – historią, kreacją świata, lekkością pióra. Ja dałam się jej zahipnotyzować i już nie mogę doczekać się momentu, kiedy sięgnę po dalsze tomy Protektoratu Parasola, czyli cyklu, który Bezduszna otwiera.

Fragment powieści możecie przeczytać TUTAJ.

Tytuł: Bezduszna
Autorka: Gail Carriger
Data wydania: marzec 2011
Wydawca: Prószyński Media
Liczba stron: 318
ISBN: 978-83-7648-656-7
EAN: 9788376486567
Wymiary: 12,5 x 19,5 cm
Gatunek: urban fantasy, steampunk