JFK – dopóki nie przeczytałam książki Žambocha i Procházki, ten skrót kojarzył mi się tylko z Johnem Fitzgeraldem Kennedym. Przeszło mi. Teraz zdaje się oczywiste, że chodzi o Johna Františka (Francisa) Kovařa – byłego członka formacji likwidowania skutków katastrof przemysłowych, a wcześniej kapitana specjalnej jednostki szybkiego reagowania.

Czechy, Praga. Od pierwszego zdania książki zostajemy wciągnięci w szybką i sprawnie prowadzoną akcję, choć zaczyna się niewinnie: tu utrata pracy, tam rzucenie przez dziewczynę. Zabawa się rozkręca, gdy poznajemy jakże oklepany duet: seksowną babeczkę z jajami i bronią oraz towarzyszącego jej Murzyna z jeszcze większą giwerą. Cóż, jak dla mnie – trochę zbyt klasycznie, zwłaszcza, gdy po chwili z całą trójką mkniemy drogą, uciekając przed „tymi złymi”.

 Ledwie bohaterom „udaje” się rozbić, a już zaczynają ich gonić hordy facetów z bronią, nie szczędząc na ściganych amunicji. Koniec końców główny bohater nie daje rady i zostaje schwytany przez wrogą stronę.

I tu zaczyna się coś, co ciągnie się przez resztę książki, a bardzo mnie razi pod względem budowy psychologii bohaterów. Każda postać, którą na swej drodze spotyka JFK, natychmiast obdarza go zaufaniem, wciąga we współpracę, proponuje układy i dostęp do informacji zarówno jawnych, jak i niejawnych. Serio? Do mnie to w ogóle nie przemawia. Gdybym ja była „zła” i prowadziła jakieś nielegalne działania, za nic bym się tym nie dzieliła z typem tylko dlatego, że wygląda na godnego zaufania twardziela. Ale koniec dygresji, wracam do tematu.

JFK budzi się w szpitalu, co samo w sobie jest złym znakiem. Oczywiście lekarz mu udziela każdej wskazówki, jakiej bohater tylko może potrzebować, po czym znika w niebycie. Nadchodzące wydarzenia obfitują w „niespodzianki”: współwięzień podaje mu kontakt do znajomego, JFK udaje się uciec z własnej niedoszłej egzekucji i dotrzeć do Pragi.

I bum, nagle wszystko staje się jasne: to nie jest świat JFK! Podobny, oczywiście, ale nie ten. Takie myśli krążyły bohaterowi po głowie już wcześniej, ale teraz się upewnia. Skąd, jak, dlaczego w ogóle w jego głowie pojawiła się taka myśl? Dobre pytanie. Ja bym raczej nie myślała w takich kategoriach, tylko na zasadzie: kurczę, najwyraźniej coś mnie ominęło. JFK jest jednak pewien, że wie wszystko o wszystkim w „swoim” świecie, więc ten musi być innym. Jedyną rzeczą, która może naprowadzać na trop inności tego wymiaru jest fakt istnienia magii i czarodziejów.

Nie jest to magia w wydaniu Sapkowskiego czy chociażby Rowling: brak tu zaklęć, machania ręką i/lub różdżką. Nie. Istnieją po prostu ludzie ze zdolnościami parapsychicznymi, którzy wykorzystują swoje zdolności dla rządu, np. w ramach tortur, wyciągania odpowiedzi na pytania. Ot, magia w wydaniu inkwizytorskim.

Wracając do świata – mimo uderzających podobieństw, wiemy już, że nie jest tym, który JFK zna. My również powinniśmy zapomnieć o pewnych faktach, bo w tej rzeczywistości w 1938 Czesi sprzeciwili się aneksji granic i w ten sposób Armia Czeska rozpoczęła pierwszą wojnę europejską. Pochłonęła ona mnóstwo ofiar, w tym wiele milionów Czechów. Przyznam, że życie w Polsce sprawia, że już dawno przejadły mi się takie patriotyczne akty narodowo-wyzwoleńcze, dlatego ten aspekt historii zbudowanego świata w ogóle mi się nie spodobał.

Niezależnie od wyglądu rzeczywistości i jej inności trzeba coś jeść i gdzieś mieszkać, a naszemu bohaterowi chce się jeszcze wracać do siebie, co wymaga dość wysokich nakładów finansowych. Swoją drogą, ja mu się dziwię. W tej jego ukochanej rzeczywistości nie ma właściwie nic – ani pracy, ani dziewczyny, ani mieszkania. Tu wprawdzie nie ma tego także, ale ma za to szansę na nowy start i zdobycie tego wszystkiego. A ten tylko wracać i wracać. Dziwne.

Niemniej mniejsze i większe potrzeby finansowe pchają JFK w interes przemytniczy, który nie dość, że zyskowny, to jeszcze pozwala na poruszanie się między światami – a to dobra praktyka przed powrotem do domu, prawda? Tak czy siak tutaj wraz z bohaterem nurkujemy w morzu akcji i strzelanin. Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, z sekundy na sekundkę akcja się komplikuje i zdaje się zapętlać śmiertelną pętlą wokół Johna. Ale hola, przecież to agent, superagent! Takie rzeczy mu niestraszne, gdyż jego błyskotliwy umysł w ostatniej chwili wymyśla rozwiązanie problemu i znajduje wyjście z beznadziejnej sytuacji. Zwykle prowadzi to do kolejnych zadań, zleceń i komplikacji, ale co tam! Niech żyje agent JFK!

Wyczuwacie ironię? To dobrze. Starałam się podchodzić do tematu entuzjastycznie i otwarcie, bo generalnie lubię strzelanki i akcję, ale zestaw zaserwowany przez Žambocha i Procházkę to było dla mnie zbyt wiele. Szczerze mówiąc, obwiniam o to właśnie Procházkę, który ponoć znany jest ze stylu pisania, charakteryzującego się perspektywą filmową. Może właśnie dlatego, czytając, odniosłam wrażenie, jakbym oglądała film akcji klasy B. Oczywiście są osoby, którym tego typu klimaty i ukazywanie świata się podobają; ja do nich nie należę.

Dużym plusem jest fakt, że nie zauważyłam praktycznie żadnych błędów, zarówno ortograficznych, interpunkcyjnych, jak i zwykłych literówek. Cieszy mnie to, ponieważ tego typu defekty bardzo utrudniają mi odbiór książki i nie nastawiają zbyt pozytywnie.

Zaprojektowana przez Piotra Cieślińskiego okładka ma swoje smaczki. Bardzo mi się podoba jej dolna część, stylizowana na akta, a zawierająca najważniejsze informacje o książce. Da się też zauważyć, że pozostała część grafiki również została dopracowana. Oto kilka ciekawostek na temat przedstawionej broni: łączy w sobie cechy colta, pistoletu maszynowego i wyrzutni granatów. Tego typu uzbrojenie często występuje w powieści, a projektując jego wygląd Cieśliński zdobył moje uwielbienie. Jedynym mankamentem jest napis na broni – ten „od producenta”: nie jest normalny, stanowi lustrzane odbicie. I tutaj są dwie możliwości. Pierwsza: na prawdziwej broni napisy tego typu są istotne i zawsze przedstawione w sposób czytelny, więc tu mamy do czynienia z drobnym błędem przy obróbce grafiki. Druga możliwość jest zgoła inna: prawo nakazuje oznaczać repliki broni w sposób jasno dający do zrozumienia, iż nie jest prawdziwa. Trudno powiedzieć, jak się to ma do przedstawień rysunkowych, lecz mógł być to sposób na takie właśnie oznaczenie, które jednocześnie pasowałoby do klimatu całej grafiki. Jak jest naprawdę, trzeba by spytać Cieślińskiego.

W temacie sztuki warto też wspomnieć, że książkę ilustrował znakomity Dominik Broniek. Według mnie nie są to jego najlepsze ilustracje, jednak mają klimat i w większości oddają treść. Przyczepić się jedynie mogę do niemal rodzinnego podobieństwa dwóch niespokrewnionych bohaterek; oczywiście nie przeszkadza to ani odrobinę w odbiorze.

No i cóż, skończyłam tę książkę. Polecam fanom szybkiej akcji, ze strzelaniem i adrenaliną buzującą w żyłach. Miłośnicy broni także znajdą coś dla siebie. Nie spodoba się raczej entuzjastom łączenia scen akcji jakimiś mostami opisowo-emocjonalnymi. Tego tu brak. Książka idealna do pochłonięcia w drodze z Warszawy do Gdańska w okropnym i gorącym pociągu. Na pewno godna polecenia jako lektura wakacyjna, która ma na rozerwać i porwać czytelnika w wir wydarzeń.

Autor: Miroslav Žamboch, Jiří W. Procházka
Tytuł: Agent JFK 1. Przemytnik
Tytuł oryginału: Agent John Francis Kovař. Pašerák
Język oryginału: czeski
Tłumaczenie: Andrzej Kossakowski
Cykl: Agent JFK
Tom: 1
Seria: Obca krew
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2010
Oprawa: miękka
Projekt oraz grafika na okładce: Piotr Cieśliński
ISBN: 978-83-7574-240-4
Liczba stron: 216
Format: A5 – 125×195 mm
Cena: 26,90 zł