10 października 1907 roku w Warszawie urodziła się Wanda Jakubowska, polska reżyserka i scenarzystka filmowa, jedna z pierwszych kobiet na świecie, które zawodowo zajęły się reżyserią.
Jej pierwszy film fabularny to zrealizowana w prawdziwych Bohatyrowiczach ekranizacja powieści „Nad Niemnem”. Miał mieć premierę we wrześniu 1939 r., jednak z powodu wojny nie wszedł na ekrany, a kopie zaginęły.
W czasie drugiej wojny światowej przebywała w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz. Po zakończeniu wojny uczestniczyła w organizacji polskiej kinematografii w oparciu o ideę zespołów filmowych.
Współzałożycielka Stowarzyszenia Miłośników Filmu Artystycznego „Start” (1930) i współrealizatorka pierwszych filmów dokumentalnych tej instytucji, a po jej rozwiązaniu – współzałożycielka i członek zarządu Spółdzielni Autorów Filmowych SAF (1935).
Jej film „Ostatni etap” (1947) był pierwszym polskim obrazem, który wszedł na międzynarodową arenę.
Ponadto zrealizowała m. in. filmy: „Żołnierz zwycięstwa”, „Opowieść atlantycka”, „Pożegnanie z diabłem”, „Król Maciuś I”, „Spotkanie w mroku”, „Koniec naszego świata”, „Gorąca linia”, „Biały mazur”, „Kolory kochania”.
W latach 1949-74 wykładała w Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi.
W 1996 roku w uznaniu zasług dla Stolicy Rzeczypospolitej Polskiej uhonorowana została Nagrodą Miasta Stołecznego Warszawy.
Zmarła 25 lutego 1998 w Warszawie.
Z okazji swoich 90 urodzin, na przełomie października i listopada 1997 roku, Wanda Jakubowska udzieliła „Rzeczpospolitej” jednego z ostatnich wywiadów.
Była pani jedną z pierwszych kobiet – reżyserów na świecie. Czy kopia pani przedwojennego „Nad Niemnem” nigdy się nie odnalazła?
Zrobiłam ten film tuż przed wojną. Premiera miała się odbyć 5 września 1939 roku w kinie „Koloseum”. Oczywiście nigdy do niej nie doszło. Szkoda, bo zrobiliśmy tam pierwszy w polskim kinie odjazd od zbliżenia Barszczewskiej od planu ogólnego sali balowej. Zbudowaliśmy równię pochyłą i na linach ciągnęliśmy po niej wózek z kamerą. W sześciu dublach było widać głowy pchających. Ale siódmy się udał. W czasie wojny negatyw został ukryty przez trzech młodych ludzi, z których żaden nie przeżył. Więc ta kopia może do dzisiaj leży w jakiejś żoliborskiej piwnicy?
Po wojnie pani „Ostatni etap” wyprowadził polskie kino na arenę międzynarodową. Jaki ma pani dzisiaj stosunek do tego filmu?
Żaden. Rzadko wracam do niego myślami. Do innych filmów zresztą też. Najbardziej przywiązana byłam do swoich obrazów wtedy, kiedy je kręciłam. Potem, w czasie kolaudacji, zawsze miałam wrażenie, że pępowina zostaje przecięta i film przestawał być mój, zaczynał żyć własnym życiem.
Czy dzisiaj ogląda pani polskie filmy? Jak je pani ocenia?
Mamy trochę dobrych reżyserów średniego pokolenia, pierwsze roczniki moich studentów. Poza tym kilka kobiet dzierży sztandar. Przede wszystkim Agnieszka Holland . Nie cenię natomiast wysoko młodszej generacji filmowców. Oni myślą tylko o pieniądzach i Oskarach. A żadnych Oskarów nie będzie.
Nie będzie? Dlaczego?
Dlatego, że filmy trzeba robić z miłości do kina, a nie z miłości do pieniędzy i Oskarów. Kieślowski otarł się o Oskara, bo kochał kino.
Miłość do kina to, pani zdaniem, najważniejszy warunek, żeby być interesującym artystą?
Najważniejszy. Poza tym trzeba mieć trochę oleju w głowie. I trzeba terminować w dokumencie. Kto nie przeszedł przez dokument, nigdy nie zostanie dobrym reżyserem.
Co panią razi we współczesnych polskich filmach?
Nijakość. Nigdy nie wiem „co poeta chciał przez to powiedzieć”, komu to chciał powiedzieć i po co. Te filmy są jakieś zwiędłe. No i wracamy do początku: towarzystwo nie ma w sobie pasji.
Gdyby dzisiaj chciała pani stanąć za kamerą, to o czym chciałaby pani opowiedzieć?
Nie wiem. Nie mam tematu. Dlatego nie robię filmów. Gdyby wpłynął mi do mózgownicy pomysł, który by mnie porwał, natychmiast bym kręciła.
Przez całe życie miała pani lewicowe poglądy. Teraz, po wszystkim, co się zdarzyło w Polsce, nie czuje się pani oszukana?
Jestem niepoprawnym komuchem i taka będę. Dlaczego miałabym zmieniać swoje zapatrywania? Skompromitowali się niektórzy ludzie, nie idee.
Czuje się pani człowiekiem spełnionym, szczęśliwym?
Szczęście? A co to jest? Ja nie wiem. Może tylko udane dziecko. Ja mam jednego syna. Dobry, przyzwoity chłop, niebrzydki. Był bardzo ładny jak miał osiem, dziesięć miesięcy. Ale teraz jest już z niego stare chłopisko. Niedawno skończył 63 lata.
Na czym pani najbardziej zależy?
Nie lubię patetycznych słów, ale najważniejszy jest dla mnie los mojej ojczyzny. Bardzo szanuję polskie społeczeństwo, uważam Polaków za rozsądnych ludzi. Poza tym lubię polski krajobraz, niektóre gałęzie polskiej sztuki.
Czy gdyby zaczynała pani życie od nowa, chciałaby pani w nim coś zmienić?
Nie, bo nie zmienia się własnego życiorysu.
A jest pani ciekawa świata, który nadchodzi. Chciałaby pani urodzić się jeszcze raz?
Ee, dziecko, czy ten świat jest taki sympatyczny, żeby warto było rodzić się jeszcze raz? Nie podoba mi się ta cała komputeryzacja. Bo ona zwalnia człowieka z myślenia. Dawniej dzieci miały dzieciństwo. Dzisiaj wciskają guzik i maszyna zaczynają im mówić, co mają myśleć, jak się bawić.
Boi się pani XXI wieku?
Nie boje się, bo on mi nie grozi. Jestem zdrowa jak rydz, ale wiem, że człowiek jest śmiertelny i przyjdzie kryska na Matyska. Nie ma cudów.
Źródła: Wikipedia.org, filmpolski.pl, Rzeczpospolita